Gdy w zeszłym tygodniu, D.Tusk został zatwierdzony na stanowisko po niejakim van Rompuyu, polskie media wpływu, wpadły w euforię. Polak został prezydentem Europy! Nawet Monika Olejnik, dziennikarka niewątpliwie inteligentna i niezależna, która nie tak dawno - gdy tygodnik Wprost opublikował taśmy ‘kelnerów’ a Tusk nie zrobił nic w tej sprawie - rzuciła mu w twarz: Wszyscy dziennikarze są przeciwko panu’,obecnie zmieniła zdanie. I dzisiaj po tej nominacji PDT na stanowisko w UE, mówi zupełnie, co innego.:Wszyscy dziennikarze są za Panem.
Co się stało, że nawet pani Monika tak radykalnie zmieniła zdanie? Prawdę mówiąc nie wiem. I przyznam, że tak radykalna zmiana u popularnej i inteligentnej dziennikarki (mimo że nie z mojej bajki), trochę mnie zdziwiła. No, bo przecież my uważamy, że mamy swoje poglądy. W takim razie, będąc konsekwentnym nie możemy przecież odmówić tamtej stronie, prawa do posiadania swoich poglądów również. No a poglądy mają to do siebie, że są w miarę stałe.
A tu taka nagła zmiana. Z totalnej negacji, totalna akceptacja. Czy aby ów Prezydent Europy nie jest przyczyną tej zmiany? W takim razie, dwa słowa w tej sprawie.
Otóż określenie 'prezydent Unii Europejskiej', używane jako nazwa stanowiska, jakie objął D.Tusk jest przekłamaniem. Przekłamanie to wynika z nadawania angielskiemu słowu ‘president’ takiego samego znaczenia (bez uwzględnienia kontekstu), jakie ma słowo 'prezydent' w j.polskim. W języku polskim słowo prezydent określa osobę stojącą na czele państwa lub dużego miasta. Inaczej jest w j.angielskim. Owszem tam słowem ‘president’ określa się osobę stojącą na czele państwa, ale również osobę kierującą np zarządem czy też radą lub zebraniem.
I tłumacząc słowo 'president' na j. polski trzeba uwzględnić kontekst, w jakim ono występuje. W przypadku osoby kierującej państwem, właściwym słowem w języku polskim jest oczywiście słowo prezydent (np. prezydent Obama). Ale w przypadku osoby kierującej zarządem, radą czy zebraniem właściwym okresleniem jest słowo 'prezes' albo 'przewodniczący', bo przecież w j. polskim nie określamy osoby kierującej zebraniem lub radą, słowem 'prezydent'.Stanowisko, które obejmie D.Tusk to: ‘President of Eurpean Council’, co po polsku znaczy ‘Przewodniczący Rady Europejskiej’.
Cały ten wywód o znaczeniu angielskiego słowa ‘president’ i jego prawidłowym tłumaczeniu na język polski, przedstawiam z tego względu, że nasze media mainstreamowe (w tym pani Monika), świadomie (w celu podwyższenia rangi stanowiska) czy też z niewiedzy, dają do zrozumienia jakoby D.Tusk został prezydentem Unii Europejskiej. A przecież w Unii Europejskiej jak na razie, nie ma takiego stanowiska jak ‘Prezydent’.
Natomiast stanowisko, które objął D.Tusk to Przewodniczący Rady Europejskiej. A Rada ta, to instytucja UE (istnieje dopiero od 2009r) w ramach, której premierzy krajów Unii spotykają się z reguły 4 razy do roku, aby omówić priorytety polityki UE. I tym spotkaniom przewodniczy ów ‘prezydent Europy’ jak go nasze media nazywają.
Jak wynika z przytoczonych poniżej obowiązków, przewodniczący tych spotkań, nie ma żadnych uprawnień decyzyjnych:
===================================================================
Zgodnie z art. 15 ust. 6 Traktatu o Unii Europejskiej przewodniczący Rady Europejskiej:
przewodniczy Radzie Europejskiej i ukierunkowuje jej prace, zapewnia przygotowanie i ciągłość prac Rady Europejskiej we współpracy z przewodniczącym Komisji i na podstawie prac Rady do Spraw Ogólnych, wspomaga osiąganie spójności i porozumienia w Radzie Europejskiej, przedstawia Parlamentowi Europejskiemu sprawozdanie z każdego posiedzenia Rady Europejskiej.
Zapewnia on także na swoim szczeblu oraz w ramach swoich kompetencji reprezentację Unii na zewnątrz w sprawach dotyczących wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, bez uszczerbku dla uprawnień wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa
Podczas pełnienia urzędu przewodniczący nie może sprawować krajowej funkcji publicznej.
===================================================================
http://www.european-council.europa.eu/the-president/the-presidents-role?lang=pl
Z powyższego widać, ze jest to typowa funkcja przewodniczącego zebrania, co więcej w tym przypadku bez prawa głosu (decydują premierzy a przewodniczący pomaga jedynie w osiągnięciu porozumienia). Najlepszym kryterium, jakiej wagi jest to funkcja jest poprzednik D.Tuska. Zanim stała się głośna sprawa jego stanowiska w UE, kto wiedział w Polsce kim jest van Rompuy i co on robił? Nawet dzisiaj, warto się zapytać i odpowiedzieć sobie jak ważny jest van Rompuy? Odpowiedź na to pytanie przywraca właściwą skalę tego stanowiska.
Wszystko, co tutaj napisałem, wcale nie znaczy, że uważam, iż Polacy nie powinni obejmować stanowisk w Unii. Powinni jak najbardziej. Chodzi mi jedynie o pokazanie, że te wszystkie ochy i achy trącą prowincjonalizmem. A co jest tym bardziej paradoksalne, że słychać je ze strony ludzi, którzy uważają się za zaprzeczenie prowincjonalizmu.
Żeby być Europejczykami wcale nie musimy sobie dodawać znaczenia, sztucznym pompowaniem wagi stanowiska, które akurat jeden z Polaków objął. My najzwyczajniej w świecie jesteśmy Europejczykami – od ponad tysiąca lat.
Skąd, więc ta euforia w mediach z okazji, że D.Tusk został przewodniczącym zebrania premierów? Nie znają angielskiego, czy co?
No, bo to, że D.Tusk nie zna angielskiego to nic nowego (a szczególnie czasów, o czym mówi nawet Hanna Gronkiewicz Waltz, którą trudno posądzać o złe intencje w stosunku do D.Tuska) . Ale dziennikarze? Oni, też nie znają angielskiego?
P.S.: Notka ta powstała z inspiracji komentarza blogera o nicku Huckster, pod poprzednią notką. Moja odpowiedź na komentarz Huckstera jest również częścią tej notki.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka