Ze względu na sprawy zawodowe do ostatniej chwili nie wiedziałem czy w ostatnią sobotę będę mógł pojechać do Warszawy. W piątek wieczorem okazało się, że jednak jest to możliwe. W autokarze, który jechał z Gdyni, niestety nie było już miejsc, z Wejherowa również nie. Ale w tym z Lęborka jeszcze były. No i dzięki mieszkańcom Lęborka pojechałem … ‘podpalić’ Warszawę i Polskę.
Ale jak się okazało niczego nie podpaliliśmy. I zdziwienie w tej sprawie wyraził nawet jeden z warszawiaków, gdy po zakończeniu marszu (rozwiązaniu zgromadzenia) ulicą Myśliwiecką wracaliśmy do autokaru. Mijając nas, głośno powiedział – przecież mieliście podpalić Warszawę a nic się nie pali.
Ale ja o czymś innym. Otóż w czasie podróży do Warszawy w autokarze toczyły się rozmowy. O polityce oczywiście. A ktoś z Lęborka wyraził zdziwienie, żal właściwie. Że w Lęborku nie tak mało przecież ludzi mieszka, a nie znalazło się na tyle, żeby, chociaż jeden autokar był pełny. Dlaczego tak jest, że ludzie są tacy bierni?
No właśnie. Dlaczego ludzie są tacy bierni?
Myślę, że odpowiedź na to pytanie znajduje się w tym, co wydarzyło tego grudniowego dnia trzydzieści trzy lata temu, a w rocznicę, którego to dnia jechaliśmy tym autokarem z Lęborka. Otóż stan wojenny rozbił Solidarność. Ale oprócz Solidarności rozbił i zniszczył coś więcej. Zniszczył odradzające się wśród Polaków przekonanie o tym, że sami mogą stanowić o swoich sprawach. Że sami mogą wybić się na wolność i demokrację. Że sami mogą stanowić o swoim losie.
Osiem lat później Solidarność odzyskała prawo do legalnej działalności a kraj odzyskał wolność i demokrację. Ale Polacy, przekonania o tym, że wywalczyli ją sobie sami, już nie odzyskali. Bo w roku 1989r., odzyskanie wolności i o tym, jaka ta wolność będzie, zadecydowało się ponad nimi. I nie zwykli ludzie decydowali ale umowy pomiędzy elitami (żeby, chociaż wspomnieć słynne pacta sunt servanta B. Geremka, gdy wyborcy wycięli listę krajową). I to powoduje, że to elity (w tym postkomunistyczne) przypisują sobie wyłączne zasługi w tej sprawie. Bo to oni, w swoim przekonaniu ‘wywalczyli’ wolność i demokrację. A ponieważ to ich zasługa to oni już do końca świata mają prawo rządzić ‘tym krajem’ i decydować o tym, co Polacy dzisiaj mogą a czego nie mogą ( w tym nie mogą demonstrować 13-go grudnia, bo to plucie na świętości – copyright W.Frasyniuk).
No tak ale od tamtego czasu minęło już wiele lat. Wystarczająco dużo, aby ludzie odzyskali wiarę w siebie. Wiarę w to, że sami są kowalem swojego losu. Co stoi na przeszkodzie?
Podróż do Warszawy trwała blisko sześć godzin, więc o tym też rozmawialiśmy. Otóż jak wiadomo władza komunistów opierała się na przemocy i propagandzie. Po transformacji komunistów w socjaldemokratów w 1989r przemoc nie mogła być już stosowana. Ale propaganda pozostała. Co więcej jest zdecydowanie bardziej profesjonalna. A siermiężną i prymitywną telewizję komunistyczną zastąpiły telewizje nowoczesne, światowe. Jednak sposób myślenia i działania pozostał taki sam (mówię o mediach mainstreamowych). Chwalić i wspierać władzę. A opozycję odsądzać od czci i wiary.
A przecież telewizja to’ oczy i uszy’ przeciętnego Kowalskiego. Dzięki telewizji otrzymuje on informacje o tym, co się dzieje w Polsce (i na świecie też). A każdy człowiek podejmuje decyzje i wyrabia sobie opinie na podstawie posiadanych informacji. Ponieważ informacje nie oddają rzeczywistości takiej jaka ona jest to i obraz Polski kształtujący się świadomości Kowalskiego nie jest prawdziwy.
Liczenie głosów trwało tydzień czasu? Dwadzieścia procent głosów nieważnych? Partia, która ma normalnie poparcie w granicach progu wyborczego otrzymuje poparcie ponad dwadzieścia procent? A jakie to ma znaczenie? Przecież mamy demokrację a od orzekania czy wybory były rzetelnie przeprowadzone są sądy. Tak jakby gołym okiem nie było widać że z tymi wyborami coś było nie tak a wolny obywatel nie ma prawa mieć swojego zdania w tej sprawie. I z telewizora płynie słowotok o 'odmętach szaleństwa', 'podpalaniu Polski' i tym, że opozycji 'za ciasno w demokracji'. A wszystko po to, aby Polacy, broń Boże nie zaczęli myśleć własnym rozumem i nie wzięli sprawy spraw we własne ręce. I ten słowotok płynący z telewizji na wielu ludzi działa.
Ale marsz w Warszawie pokazał, że nie na wszystkich. Po trzydziestu trzech latach, Polacy odzyskują wiarę w to, że sami mogą decydować o swoim losie. I chcą o tym losie decydować. Następnym razem autokar z Lęborka będzie pełny.
Ps.: Marsz odbył się spokojnie, można nawet powiedzieć, że dostojnie. Nie było żadnych awantur, nie było też prowokacji (których prawdę mówiąc trochę się obawialiśmy) . I w drodze powrotnej zastanawialiśmy się co wymyślą, żeby jednak wyszło na to, że mieliśmy niecne zamiary. Żeby ludzi zniechęcić do tego, aby otwarcie demonstrowali swoje przekonania. No i wymyślili. Otóż pani premier Kopacz mówi, że to był prawie zamach stanu. Tak, pokojowa manifestacja i przemówienie to zamach stanu. No cóż, nowatorska interpretacja zamachu stanu.
Konserwatysta zatwardziały :) W czasach pędzących zmian - zarówno na lepsze jak i na gorsze - tylko konserwatysta potrafi odróżnić jedne od drugich, wybrać te lepsze i być naprawdę nowoczesnym!
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka