Tytuł postu może się wydawać bezprawnym odmawianiem polskości, zwłaszcza komuś niezbyt przepadającemu za liderem PiS. Nic podobnego. Ta parafraza ma raczej ilustrować domyślną linię podziału. Bo chyba każdy przyzna, że po Smoleńsku taka linia istnieje i dzieli. Przede wszystkim stanowi granicę pomiędzy tymi, którzy uznają konieczność dążenia do prawdy o tragedii z 10 kwietnia 2010, gdyż łączą to z tożsamością narodową Polaków, a tymi, dla których polskość to nienormalność. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że dzisiaj symbolem, twarzą i przywódcą pierwszej opcji jest Jarosław Kaczyński. Ten podział jest w gruncie rzeczy analogiczny jak w przeszłości wobec kłamstwa katyńskiego, kiedy negacja oznaczała opowiedzenie się za Polską suwerenną, natomiast aprobata co najmniej obojętność wobec narodowej suwerenności.
Dobrze się stało, że półtora tygodnia przed wyborami mamy po jednej stronie wszystkich głównych oponentów PiS. Śmiech człowieka ogarnia, gdy się pomyśli, że katalizatorem tak wyrazistego podziału był tuzinkowy grajek upozowany na satanistę. Scena się bardzo spolaryzowała i już nikt nie będzie się głowił, jak współczujący konserwatyzm może być kompatybilny z agresywnym nihilizmem. To jest możliwe tylko w jednakowym antypisowskim sosie. Wszyscy zebrani po tej stronie deklarują możliwą koalicję z PO, a zatem mimowolnie dają twarz niedotrzymanym przyrzeczeniom Donalda Tuska. Firmują oczywisty już dzisiaj fałsz zielonej wyspy. Legitymizują cztery lata propagandy sukcesu w peerelowskim stylu.
Mamy więc tam przede wszystkim samą Platformę Obywatelską, która usiłuje po raz kolejny z rzędu sprzedać Polakom kota w worku. W dodatku jest to kot odwrócony ogonem, co widać dokładnie z okien autobusu firmy Premier Tusk. Wraz z Platformą po tej samej stronie jest dychawiczne SLD z Napieralskim tak doskonale nijakim, że przypomina raczej pomnik na własnym grobie niż żywego polityka sięgającego po władzę. Gdzieś tam pałętają się kompletnie pogubieni chłopi z ulicy Wiejskiej w Warszawie, tłumacząc się bełkotliwie z koalicji z Tuskiem.
Tuż obok stoi chorobliwie żwawy sojusznik Platformy, wyhodowany na łonie Donalda Tuska nihilista z Biłgoraja. Palikotyzm zaślepiony sondażami (którym do tej pory w ząb nie wierzył) ufa w świeżość ugrupowania nie będącego jeszcze przy władzy. Liczy zapewne również na swój widowiskowy, obsceniczny antyklerykalizm, który zawsze cieszył się powodzeniem wśród wykolejonych umysłów. Tylko że świeżość Palikota jest klasycznie częściowa, bo jeśli on sam nie jest establishmentem, to już nic i nikt nie należy do establishmentu.
To jest ta strona partyjna w skrócie perspektywicznym, gdy bowiem podejść bliżej zobaczy się w tle kilku upadłych patronów transformacji ustrojowej, którzy powrócili do kapepowskich korzeni. Artysta znany wcześniej jako Holocausto symbolizuje tu wolność obrażania uczuć religijnych w rozumieniu leninowskim, czyli nadrzędne prawo lewackiej rewolucji. Jest także Środa, co chce być w demokracji równiejsza wśród równych. No i pomniejsi prorocy-wyrobnicy z protuskowych mediów. Tamże dzicz, co pewnej nocy na ich zawołanie wychynęła z półświatka dark room`ów, aby do woli radować się lżeniem religii pod krzyżem na Krakowskim Przedmieściu.
Pewnie wszystkich nie wymieniłem. Ale to jest bardzo dobrze, że zebrali się po jednej stronie. Powiem więcej, lepiej być nie mogło. W jednym szeregu ustawili się do wspólnej fotografii: rząd, który będziemy rozliczać po pełnej kadencji nicnierobienia; obskurancki antyklerykalizm oraz antydemokratyczne do szpiku kości lewactwo hołdujące na dodatek dewiacjom nie tylko politycznym.
Bezmyślna afirmacja prymitywnego satanisty przez medialny mainstream spowodowała protest Kościoła i hierarchii – biskupi przestali się wreszcie zastanawiać, po której są stronie. To jest wymarzona sytuacja przed wyborami, ponieważ po drugiej stronie została już tylko Polska. Nie żadna zielona wyspa ani druga Irlandia, ani Japonia czy inna Wielka Europejska Internacjonalistyczna Rodzina – tylko zwyczajna Polska pełna Polaków, którzy chcą być Polakami.
A na czele tej Polski znowu Jarosław Kaczyński, ten sam Kaczyński, co to już ze sto razy ostatecznie upadał, sto razy składano go do politycznego niebytu. A dzisiaj to on nadaje ton, on rozlicza rząd Tuska z czteroletniego nierządu i on pyta w imieniu Polaków jak żyć. On wraz z Kościołem bronią Biblii podartej przez płatnego bluźniercę. W imieniu większości bronią demokracji przed agresywną mniejszością.
Właśnie te dwie rzeczy – Polska i religia – zakreśliły granice naszego gremialnego „non possumus”. Jak bardzo gremialnego przekonamy się po wyborach. Kampania PiS-u kręci się jak nigdy, a Kaczyński z wrodzoną biegłością podchwycił pytanie paprykarza i wyznaczył tym samym jej motyw przewodni – jak żyć? Ku wściekłości tamtej strony, to Kaczyński dzisiaj kojarzy się z Polską, to przy nim staje Kościół, gdy szuka pomocy przeciwko dyskryminacji wiary. Przecież nie znajdzie jej w dzisiejszym Belwederze.
Dlatego dobrze się stało, że prezydencki minister Nowak publicznie ogłosił Nergala swoim ziomalem. Niech ludzie wiedzą, kto jest kim i nihilizm nie pomyli się im z liberalizmem. Niech swój idzie do swego, Biedroń do Palikota, a Palikot zawsze trafi do Komorowskiego, ten zaś do Tuska, a on do Kwaśniewskiego, który stał tam, gdzie stało ZOMO. A Pawlak trafi do wszystkich razem i do każdego z osobna.
Niech stoją sobie razem, łatwo ich nazwać, bo różnią się jedynie taktyką i narracją, a łączy ich wszystko inne. Koalicja cwaniaków, cyników i poputczików. Niech się Platforma kojarzy z pajacem Holocausto oraz nihilistą z Biłgoraja. A także z Napieralskim od nowych technologii i kawiorowym lewicowcem Kaliszem. Niech się Tusk „stowarzysza” z Millerem od starych technologii, z Wojewódzkim od flagi w kupie oraz z Nowicką od prawa człowieka do aborcji.
Będzie łatwiej ludziom przy urnach wyborczych, bo po naszej stronie jest już tylko Polska. My z tego wyboru nie zrezygnujemy na pewno. Bez względu na wynik wyborów.
Inne tematy w dziale Polityka