seaman seaman
1622
BLOG

MFW zawsze odda?

seaman seaman Polityka Obserwuj notkę 33

Trwa intensywna kampania na rzecz przekuwania Międzynarodowego Funduszu Walutowego w opokę wiarygodności i zaufania, na której opiera się światowy system finansów. Poprzednia opoka, czyli strefa euro wyczerpała bowiem swoje możliwości. W polskich mediach prorządowych słowo MFW liczy się jak niegdyś Zawiszy Czarnego. Analitycy finansowi, politycy rządowi oraz ekonomiści gazetowi prześcigają się w zapewnieniach, że fundusz jest w pełni wypłacalny; że jest stabilny; że u MFW słowo droższe od pieniędzy, jakby powiedział stary Jasiek Pawlak.

Polska ma pożyczyć funduszowi na razie nieznaną dokładnie sumę euro, mówi się o 10 mld. Już sama ta fraza, że kraj zadłużony po uszy pożycza kasę MFW, brzmi groteskowo. W dodatku kasa ma być przeznaczona na ratowanie zagrożonej bankructwem finansowym i politycznym strefy euro, do której nie należymy. Nasza chwiejna i chimeryczna strefa złotówkowa ma ratować strefę euro przed upadkiem! Na tym tle dochodzi do przezabawnych skojarzeń i wręcz zderzeń przeszłości z teraźniejszością w wypowiedziach graczy biorących udział w tej kampanii.

Polski minister do spraw europejskich Mikołaj Dowgielewicz skwapliwie podkreśla, że MFW „jest najbardziej stabilną instytucją finansową świata”. A przecież całkiem niedawno uważano, że słaniające się dzisiaj euro jest najstabilniejszą walutą świata. Pamiętam, jak się uśmiałem kilka lat temu z wypowiedzi posła PO i szefa Komisji Sprawa Zagranicznych Andrzeja Halickiego, który kiedyś w radio powiedział, że ta najstabilniejsza waluta euro powinna zachęcać USA do otwarcia na Unię Europejską.

Ale co tam Halicki! Ekspert Wolfgang Muenchau z Eurointelligence, ośrodka analizy makroekonomicznej strefy euro, dzisiaj wróży upadek Unii z powodu kłopotów euro. A to jest ten sam gość, co kilka lat temu napisał, że euro „jest najbardziej stabilną walutą w dziejach świata”. Spsiał nam ten świat, nie ma dwóch zdań. A czy MFW nie podlega tym samym procesom, co reszta instytucji finansowych? Czy nie rządzą tam ci sami „wybitni specjaliści” ze Stanów Zjednoczonych i strefy euro, którzy sprokurowali nam obecny kryzys?

Pocieszne jest tłumaczenie polskiego wiceministra finansów, że nie pożyczamy pieniędzy Grecji czy Włochom, lecz „udostępniamy środki” MFW. Zabawne jest twierdzenie komentatora z Gazety Wyborczej, że ryzyko straty tej pożyczki jest bliskie zera. To dlaczego w takim razie MFW sam nie może pomóc takim Włochom, przecież dwa tygodnie temu była mowa o bezpośredniej pożyczce 600 miliardów dla tego kraju. A skoro MFW może pożyczyć, to MFW wie, co robi – Włochy są w posiadaniu aktywów, które mogą zagwarantować kredyt. Pisał dzisiaj o tym Krzysztof Rybiński.

Po co w takim razie „udostępniamy” funduszowi nasze papiery z rezerwy banku centralnego, jeśli nie mają być gwarancją dla pożyczki w naszym imieniu, której fundusz udzieli strefie euro? Czy fundusz jest głupszy od Chin, które nie zgodziły się kupić europejskich euroobligacji? Nie chce się zabezpieczyć? Przecież mało prawdopodobne, że fundusz będzie rozrzucał nad zagrożonym krajem banknoty z helikoptera, raczej będzie to obwarunkowana pożyczka.

Do tej pory MFW słynął z surowości zasad, wymagał reform i drakońskich cięć w budżetach krajów-beneficjentów pożyczki, kontrolował wydawani pieniędzy. Jeśli te pieniądze zostaną użyte na ratowanie bankrutującego członka strefy euro, to bardzo prawdopodobne, że w przypadku niepowodzenia zostaną bezpowrotnie stracone. I co wtedy?

Otóż wspomniani przeze mnie analitycy finansowi, politycy rządowi oraz ekonomiści gazetowi rysują nam na tę okoliczność bajkę w stylu tej o złotej rybce, oraz o stoliczku co się sam obficie nakrywał. Według tej bajki, fundusz jest szlachetną instytucją (w stylu Zawiszy Czarnego – też wspomniałem) i powie tak: - No, trudno, zdarza się, forsa nam przepadła, ale słowo się rzekło, bierzcie Polacy i inni te swoje papiery.

Tylko jest pytanie, po co fundusz w ogóle ma brać od nas te papiery, skoro nie mają one być gwarancją? Sorry, można  uwierzyć, że fundusz z czystej życzliwości odda nam papiery, ale pod jednoczesnym warunkiem, że uzna się Międzynarodowy Fundusz Walutowy za instytucję dobroczynną typu non profit. Wtedy tak. Z tym że trzeba od razu zmienić nazwę na Międzynarodowy Fundusz Dobroczynny, żeby nie łudzić poważnych klientów kredytowych. To już o wiele bardziej wiarygodnie brzmi bajka o żelaznym wilku. Który wył z niemiecko-francuskim akcentem.

http://www.rp.pl/artykul/13,768566-Dowgielewicz--o-pozyczce-dla-MFW-zdecyduje-NBP-i-rzad.html

http://niezalezna.pl/20211-eksperci-wieszcza-koniec-ue

http://wyborcza.pl/1,75248,10805292,Kotecki__Nie_dajemy_pieniedzy_MFW__tylko_je_udostepniamy.html

http://wyborcza.pl/1,75968,10799129,Ile_zaplaci_Polska_.html

seaman
O mnie seaman

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka