Wyraźnie narasta zuchwałość dziennikarzy, którzy najwyrazniej zapominają którą stroną jest chlebek posmarowany i zaczynają zadawać jakieś jątrzące, szkodnicze, dzielące Polaków pytania o dług publiczny, pytać, czy Pan Premier akurat jedzie na wczasy, jest na wczasach, czy tez akurat z wczasów wraca, (bo to jedyne stany występowania Pana Premiera w przyrodzie zaobserwowane do tej pory, nie licząc momentu, gdy sie materializuje i gra w piłkę w czwartki, a , jak słyszę, teraz też i we wtorki) , malkontencić na temat wraku, co to został przykryty po pól roku zastanawiania sie, czy aby warto i wreszcie uznano, że warto, skoro wszystko juz i tak przegniło i zardzewiało, to znaczy ta częśc, która leży na płycie lotniska, bo tak na oko połowa masy samolotu wyparowała bez śladu, uległa anihilacji, w tym, co ciekawe, kokpit mimo, że pewien świadek widział ów kokpit z pięcioma osobami w tym jedną bez pasów, zatem widział dość dokładnie ( inna rzecz, ze akurat wtedy potrzeba było uwiarygodnić wersję o naciskach na pilotów, no to i zobaczył. Nie takie rzeczy świadkowie widują, jak trzeba. Jakby trzeba było w ramach mądrości etapu zobaczyć żyrafę, to by też zobaczył i zeznał pod przysięgą), zatem zaczynają być nieobiektywni, co słusznie wytyka im Rada Etyki Mediów, jak Joannie Lichockiej, Sobali, czy Janeckiemu, którzy najwyrażniej muszą się podciągnąć w postawie moralno- politycznej i dołączyć do takich wzorców obiektywizmu, jak Żakowski, Lis, Olejnik, Kuczyński, Czuchnowski, Wroński, Sekielski, Morozowski, Kuźniar i paredziesiąt innych, złotymi zgłoskami zapisanymi w annałach dziennikarskiego obiektywizmu i bezstronności. Takich wzorców , to nawet w Korei nie ma za wiele.
Coś trzeba zrobić, ale co? Najlepiej przypomnieć niesfornym dzienikarzom, jak straszny los ich czekał pod jarzmem pisofaszyzmu, bo zdają się zapominać i zauważać, że z tych straszliwych zbrodni kaczyzmu juz właściwie nic nie zostało, mimo, iż rozpaczliwe ściganie tych zbrodni trwa juz znacznie dłużej , niż ich rzekome popełnianie. Prokuratura , mimo stawania na głowie , musi umarzać wszystkie, przeciągane ponad wszelką miarę śledztwa, nawet słynny laptop- męczennik zamordowany przez Zbigniewa Ziobrę pozostanie niepomszczony! Nawet słynny dorsz zakupiony za społeczną krwawicę w kwocie 8,50 plus Vat nie spowodował przełomu w śledztwach! Na próżno 150 kilo hucpy i bezczelności w osobie pana Kalisza od 3 lat usiłuje znaleźć cokolwiek, co by wskazywało na udział Ziobry, czy Jarosława, czy w ogóle kogokolwiek w samobójczej śmierci pani Blidy. Jakby coś było, to tak na zdrowy rozum juz dawno by Ziobro siedział na Wyspie Sołowieckiej w ramach sąsiedzkiej pomocy i ocieplenia stosunków pomiedzy bratnimi krajami.
Najwyraźniej takze prokuratura wymaga skarcenia przez Radę Etyki Mediów, tak po sąsiedzku, skoro Rada już rozgrzana, jak kiedyś określił niezawisły sąd nasz nowy Pan Prezydent (oby żył wiecznie!).
No, ale jednak cos znaleziono. Co prawda, tym razem kolejnośc jest odwrotna. Zwykle najpierw wyciągano z wielkim hałasem i oburzeniem zbrodnię pisowską, potem prokuratura wszczynała śledztwo, by po trzech latach mozolnego ciągnięcia je po cichu i wstydliwie umarzać, tym razem cykl uległ znacznemu przyspieszeniu, a nawet odwróceniu. Wyciągnięto wielka sensację juz po umorzeniu przez prokuraturę z powodu niestwierdzenia popełnienia przestępstwa i to w dodatku wiele miesięcy po tym umorzeniu. Dlaczego Wyborcza i Pani Redaktor dostaje spazmów z oburzenia akurat dzisiaj, a nie w marcu, gdy ta sprawa była umarzana z braku znamion przestępstwa, trudno zgadnąć, to znaczy, akurat bardzo łatwo zgadnąć dlaczego, bo taka jest mądrość etapu, to oczywiste, ale jak to w sposób wiarygodny uzasadnić, o , to juz trudniejsza sprawa.
Przypomina mi się scena z „Gangsterów i Filantropów” z Michnikowskim udającym kontrolera w restauracji, senny kelner nie zauważa demonstracyjnego badania alkoholu w kieliszku, Michnikowski patrzy pod światło, kelner nic, Michnikowski miesza płyn alkometrem, wreszcie zauważył! Panika, bieganie, kelnerzy w biegu zmieniaja obrusy, wylewaja napój firmowy do zlewu itd.
Wyobrażam sobie scenę, jak Pani Porucznik Redaktor, albo, dajmy na to , któryś z redaktorów ze Świątyni Antypisa z Czerskiej siedzi w bufecie przy Czerskiej właśnie, przy kawce, wpatruje się w ścianę, patrzy w okno, w ścianę, w okno, mija czas, bzzzzzzzzz, leci mucha, za oknem odgłosy ruchu ulicznego, bzzz, bzzzz, naprzeciwko siada jakis facet ze stara gazetą z marca, rozpościera płachtę przed jej oczyma, pani redaktor patrzy w tą starą gazetę, w okno, w ścianę, bzzzzzz, znowu mucha...... facet porusza gazetą i chrząka, Redaktor patrzy w gazetę, w okno, bzzzz... Nagle- ZONK!!!!! O, quźwa , co to!!!!???? To o mnie!!! Podsłuchiwali mnie! MNIE!!!! Oficera, to znaczy, tfu, tfu, Redaktorkę, o w mordę, nie daruję!
Albo, po prostu ktoś w prokuraturze wyrzucił sztapel papierów do śmieci, wiatr zawiał, redaktor Czuchnowski przechodził....
Czy tak było, trudno zgadnąć, raczej chyba jednak nie . Należy domniemywać raczej ( z szacunku dla walorów intelektualnych Pani Redaktor) , że odbyło sie to raczej w inny, bardziej klasyczny sposób. Telefon, instrukcja, narada, odprawa, polecenie służbowe, raczej coś w tym stylu.
Ciekawe, w jaki sposob będzie sie ten odgrzewany kotlet sprzedawać, jako nowalijkę. Nowalijka, to tak, jak dziewictwo, jest tylko pierwszej świeżości. Ani to sfastrygować, ani faceliftingować. No i jest kłopot. Ale na pewno są tacy, co to łykną. Już czytam, jak się Wyborcza zastrzega, że co prawda nic nielegalnego sie nie działo, ALE.....
Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka