Jakże głęboko sięgają pisowskie macki, jak głęboko wżarły się w zdrowy organizm państwa polskiego, które, jak jednoznacznie stwierdził Pan Płemieł Tusk, zdało egzamin i to nie jest nasze ostatnie słowo ( ostatnim słowem będzie tradycyjne już: „Izwinitie, daragijedruzja!”). Otóż, mimo jednoznacznego zaświadczenia o moralności wystawionego przez samego Lecha Wałęsę, Mędrca Europy, potomka imperatorów, którzy wyemigrowali z Rzymu „miedzy Słowiany, do Czechosłowacji”, by ocalić szlachetne DNA dla następnych pokoleń, bohatera, co skacze wyżej, niż Sergiej Bubka- ( 3 metry płotu, to dla niego pryszcz, jak dla Spidermana) i który sam jeden z Danuśkom obalył komunizm, SBek Rybiński stracił uprawnienia emerytalne, zgodnie z ustawa deubekizacyjną.
Bezczelność tego kroku aż woła o pomstę do niebios, a konkretnie o przypadkową kontrolę ministerstwa w stosownej instytucji, na przykład nadgodzin, albo przepisów sanitarno- epidemiologicznych w stołówce, woła o posadę magazyniera w Tesco dla jej szefa, zgodnie ze świecką tradycją tej ekipy.
Ale, wyjaśnijmy od początku. W związku z ustawą ograniczającą prawa do emerytury funkcjonariuszom SB, Lech Wałęsa wydał SBkowi Stanisławowi Rybińskiemu zaświadczenie, z którego wynika, że były esbek przez wiele lat wspierał działalność „Solidarności".
„Ja Lech Wałęsa oświadczam, że Stanisław Rybiński jako funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa w latach 82 – 90 w sposób tajny i zakonspirowany udzielał mi informacji o podejmowanych działaniach tej służby wobec członków organizacji podziemnych, a w szczególności związku „Solidarność"” – czytamy w zaświadczeniu napisanym 7 grudnia 2009 r. przez Lecha Wałęsę.
Z pisma wynika, że zostało ono napisane na wyraźną prośbę Stanisława Rybińskiego. W związku z zapisami tzw. ustawy dezubekizacyjnej, świadczenia byłego funkcjonariusza SB są obcięte do poziomu przysługującego wszystkim innym emerytom i rencistom. W świetle ustawy byli esbecy nie mają prawa do pobierania tzw. świadczeń resortowych.
Historyk zajmujący się czasami "S" i Lechem Wałęsą, dr Piotr Gontarczyk, oceniał ten kuriozalny dokument jednoznacznie:
„Wiarygodność takiej wersji jest mniej niż zerowa. Zwróćmy uwagę, że sprawa pojawia się 20 lat po 1989 roku, kiedy wspomniany esbek zagrożony jest odebraniem mu specjalnych praw emerytalnych. Jeżeli wspomniany człowiek twierdzi, że wspierał Solidarność w latach 80., to przekracza wszelkie granice tupetu i bezczelności. To tak ewidentna bzdura, że warto dociekać wyłącznie tego, dlaczego Lech Wałęsa mógł zdecydować się wystawić Rybińskiemu takie zaświadczenie. I odpowiedź na to pytanie jest niestety oczywista. Ze strony byłego prezydenta jest to nagroda za tuszowanie spraw związanych z działalnością współpracownika SB o kryptonimie "Bolek".Rybiński to jeden z najbardziej "zasłużonych" w akcji znikania dokumentów odziedziczonych po SB przez UOP w latach 90. Ma za to zresztą postępowanie karne od bodaj ponad 10 lat.”
Oczywiście odrzucamy jątrzące i dzielące Polaków oceny Gontarczyka bez wahania. I w ogóle całego Gontarczyka, pisowca i antychrysta odrzucamy ze wstrętem. Aż się prosi zacytować członka Prezydium Sejmu: „załgany, zakłamany pisowski hipokryta!”. Bo skąd Gontarczyk, pożal się Boże, tak zwany „historyk” wie, a może rzeczywiście Rybiński informował Lecha Wałesę? Na przykład, jeśli pracował w portierni, Wałęsa zapytał „ do Pana Pułkownika to którędy?”, a Rybiński odpowiedział: „drugie piętro, trzecie drzwi po lewo”, to, co, nie informował? Wstyd, Panie Gontarczyk, taka nierzetelność! Słusznie wytykano Panu poważne braki warsztatowe, zwłaszcza ci, którzy nie czytali książki, ale po, co, wystarczy na okładkę spojrzeć.
Albo, jeśli poinformował Bolka, że na pokwitowaniu nie pisze się „tysionców”, tylko „tysięcy” to przecież już tylko z tego powodu oświadczenie herosa z imperatorskim DNA jest prawdziwe. A może pracował w centralce telefonicznej i na pytanie Wałęsy: „ Do Mnietka to jaki numer?” poinformował „ wewnętrzny 15”? A może poinformował Bolka, że przez płot, to najlepiej wybić się z lewej nogi i skakać z półobrotem, stylem plecowym?
A jakby mimo to próba skoku przez płot zakończyła się trzykrotnym rozplaśnięciem i obtłuczeniem tynku w stylu strusia pędziwiatra z kreskówki,w połowie wysokości płotu, posłuchać jednak informacji obserwującego z niesmakiem te próby Rybińskiego, że, oczywiście, można by spróbować nawet i o tyczce, ale prościej i szybciej motorówką, która czeka przy nabrzeżu? „Bo wy tu, kolego Bolek skaczecie i skaczecie, tynk się sypie, a tam za chwilę wybiorą komitet strajkowy i będzie za późno” - poinformował herosa.

http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf
Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka