Pisałem już parę razy o ciemnej materii we wszechświecie, bardzo wygodna metafora, bo niby nikt jej nie widział, ale, sądząc po efektach, zmianach w otoczeniu, jakie wywołuje, jednak jest, co można sprawdzić empirycznie. Jakoś zawsze mi się to kojarzy z razwiedkowo- sbcką ośmiornicą, która, niby to już od dziesięcioleci nie istnieje, rozwiązana, zweryfikowana, przewerbowana, pracująca pilnie dla wolnej Rzeczpospolitej itd., itp., zapytajcie stowarzyszenie Sowa, to wam odpowie, że właśnie właściwie , to w ogóle go nie ma, ot, czasem się spotykają , grają w warcaby, brydżyka, wspominają ciekawsze akcje, narzekają na zdrowie, ot, wszystko, nie ma o czym mówić. Ale, od czasu do czasu, to tu, to tam, okazuje się, że jednak cos jakby ciemna materia istnieje, że ktoś jakieś akcje koordynuje, ktoś wydaje polecenia i ktoś je wykonuje.
Także w sprawie tragedii/zbrodni smoleńskiej niby nikt za rękę nie złapał, dymiącego pistoletu nie znaleziono (na przykład,znakomita analiza ndb2010 nie pozostawia wątpliwości, co się stało, ale nadal jest genialną analizą, logicznym domniemaniem, a nie materialnym dowodem, pistoletem z odciskiem palca na cynglu i dymem snującym się leniwie z lufy), ale wszystko to, co się dzieje wokół tego śledztwa-nieśledztwa prowadzonego jakby przez wydział burleski wszechrosyjskiej akademii sztuk cyrkowych, z Pawłem Grasiem w roli smutnego clowna, ze skamleniem „ izwinitie” przyjmującego na twarz lecące torty, wszystkie te znakomicie skoordynowane i uwalniane centralnie wrzutki medialne ( ile ich już było? Czy ktoś je zliczył?), wskazują, właśnie na zasadzie owej ciemnej materii, że jest jakieś centrum, potężne, wpływowe, które robi wszystko, by w tej sprawie mataczyć. Pytanie, czy to centrum jest w Rosji, a polska agentura wykonuje jej polecenia, czy tez mózg jest w Polsce, a służby rosyjskie wykonują przyjacielska przysługę?

Nie ukrywam, że słowo „mózg” z najwyższym trudem kojarzy mi się z obecną ekipą Donalda Tuska- Bronisława Komorowskiego. Wiele obrazów mogę sobie skojarzyć z ta ekipa, ale wizja tych ludzi kierujących czymkolwiek większym, niż drużyna piłkarska, albo organizująca cos większego, niż lewe pozwolenie na jakąś wycinkę lasu, albo ustawiony przetarg na „Orlika” w Pcimiu, zupełnie nie chce mi się złożyć w jeden obraz. Zatem skłaniam się ku wersji z centrum i podległą agenturą, tym bardziej, ze ma to wielowiekową tradycję i było przećwiczone wielokrotnie.
Nie ulega wątpliwości, ze ktoś mataczy od pierwszej chwili po tragedii, a w istocie od tygodni poprzedzających katastrofę/zamach. Ktoś w sposób skoordynowany wypuścił, jednocześnie w wielu miejscach w całym świecie, wersje z czterema podejściami do lądowania- bez jakichkolwiek podstaw ku temu. Ktoś, jedna osoba, to wymyślił- cztery- nie trzy, nie pięć, ale właśnie cztery. Nie było tak, że ktoś podsłuchał, dajmy na to, rozmowę dwóch cieci z lotniska i puścił plotkę systemem od ucha , do ucha. Ktoś to nadał do rozpowszechnienia jednocześnie w kilku miejscach rozsianych po Europie i świecie. Gdyby to były chaotyczne plotki, byłoby ich dużo, ale była ta jedna. Była jedna grafika sporządzona właśnie z tą wersją, właśnie z tym krążeniem, z ta brzozą, z linią energetyczną, z samolotem obracającym się na plecy, która to wersja, jak już wiemy, nieprawdziwa, został wdrukowana w miliony mózgów, jako fakt. Potem te wersje z naciskiem na pilotów, najpierw Prezydenta, potem gen. Błasika, znowu bez żadnych podstaw, na podstawie zwykłych wpuszczanych do obiegu, głównie przez Palikota, którego rola w tym wszystkim jest bardzo interesująca, medialnych „szczurów”, te wszystkie rzekomo słuchane na własne uszy zapisów o kobiecym głosie, o „debeściakach” (gdzie te debeściaki w stenogramie, widział je ktoś? Bo w redakcji Wyborczej ktoś je swego czasu słyszał, najwyraźniej? Męczy mnie to od kwietnia), te słyszane na własne uszy „Jezu, Jezu”, które potem się zamieniają na „k…”, wreszcie ten tajemniczy, niczym Bond, Mr Klich, Edmund Klich, wyznaczony przez Rosjan przez telefon na polskiego przedstawiciela, przyjmujący od początku bezprawną i niekorzystną dla Polski procedurę, zmieniający swe wersje z częstotliwością liczoną w kilohercach- pan Klich z pewnością nadaje się do wielu rzeczy, ale, jako czarna skrzynka pracować nie może, bo za każdym odtworzeniem nadaje co innego, niczym Lech Wałęsa swoje niezliczone wersje skoku przez płot, w których już sam się zagubił i zakiwał.
No,ale skąd mnie tak nagle wzięło na te rozważania? Otóż mamy najświeższy przykład chamskiej wrzuty, która na milę cuchnie rawiedkowo- sbcką prowokacją, otóż tuż przed Świętami księgarnie zostały zarzucone tajemnicza książką niejakiego Pietraszewicza, osoby zupełnie nieznanej, osoby, która nie opublikowała niczego poza tą publikacją. Z stopki redakcyjnej książki wynika, że o. Henryk Pietraszewicz jest paulinem i pracuje w dwumiesięczniku "Jasna Góra". Jest on jednak tylko redaktorem. Pod wstępem podpisał się niejaki Filip Topczewski, właściciel wydawnictwa F.H.Sfinks. Ale tak naprawdę książka nie ma autora. Z podanych informacji wynika jednak jasno, że stoją za nią Paulini z Jasnej Góry. Z książki wynika - i jest to napisane w prostych, żołnierskich słowach na samym początku - że winni są piloci, a przyczyną tragedii były naciski wywierane przez generała Błasika i prezydenta Kaczyńskiego. Ta wersja jest podana w dodatku w stylu tak prostackim, tak tożsamym ze słownictwem spod znaku Tarasa,Palikota, czy Urbana, że naturalne jest pytanie, a cóż to, na miły Bóg, za zakonnik tak pisze?
Otóż okazało się, jak pisze o. Jasiulewicz, w imieniu redakcji „Jasnej Góry”: „Szczęść Boże, bardzo dziękuję za Bożonarodzeniowe życzenia i przesłany email. Pragnę wyjaśnić, iż przypisanie naszej Redakcji autorstwa tekstu przedmiotowej książki jest niezgodne z prawdą. Podobnie osoba pana Henryka Pietrasiewicza pozostaje mi nieznana - nie jest on, co być może sugeruje literka „o” przed nazwiskiem, ani paulinem, ani pracownikiem naszej redakcji. Serdecznie pozdrawiam o. Robert Jasiulewicz OSPPE„- cytuję za Budyniem78.
Jak czytam, ani nikt nigdy nie słyszał o takim zakonniku, ani ów tajemniczy Sfinks nie wydał dotąd żadnej książki, zajmując się jakimś handlem wszystkim i niczym, co chwila zmieniając swój profil w rejestrze. Jakoś tak mam, że ludzie, co to się nagle pojawiają znikąd z fałszywym nazwiskiem i legendą, robią swoje i znikają bez śladu nie budzą mojego zaufania, a wręcz przeciwnie, budzą zupełnie jednoznaczne skojarzenia. Ciekawe, swoją drogą, czy ów Sfinks nie pohukuje czasem, jak Sowa?
I znowu, książka, jak książka, każdy może wydawać, co chce. Ale co szkodziło owemu tajemniczemu Hrabiemu Monte Christo dla ubogich napisać, ze jest ślusarzem, dozorcą, portierem, ogrodnikiem, fizykiem atomowym, wróżbitą, rencistą wreszcie, niechby i z SB, czy Smiersza a co to komu szkodzi ( nawet ostatnio nie szkodzi, tylko pomaga, nawet zaproszenie na Radę Bezpieczeństwa Narodowego można dostać)? Musiał podawać się za zakonnika, by w ten sposób dodawać sobie wiarygodności w oczach „targetu”? Oczywiście, ślusarzowi Pietraszewiczowi, podobnie, jak towarzyszowi majorowi Pietraszewiczowi nikt nie powierzyłby nawet duszy od żelazka, nie mówiąc o własnej, a zakonnikowi paulinów Pietraszewiczowi już chętniej, bo jakże to, osobie duchownej nie wierzyć?
Oczywiście, możemy przyjąć, że po prostu paru cynicznych cwaniaków postanowiło zrobić kasę na ludzkiej naiwności i szlachetnych uczuciach i nic się za tym, poza prymitywna pazernością i knajackim sprytem graczy w trzy karty na rynku, nie kryje. Ale, na szczęście nie mamy obowiązku ( jeszcze? jak na razie?) w to wierzyć. Jakoś w swoim paranoidalnym umyśle nie mogę pozbyć się wrażenia, ze czuję w tym ten charakterystyczny razwiedkowo-ubecki smrodek, niczym zapach siarki. No, co ja poradzę?
http://niepoprawni.pl/blogs/seawolf
Poniżej- Kocurki stanowczo zażądały, by je na razie zostawić. To zostawiam.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka