Onet.pl informuje o propozycji "Lewiatana" utworzenia w aptekach Kart Seniora oraz Kart Dużych Rodzin (zrzut z lutego 2014r.)
Onet.pl informuje o propozycji "Lewiatana" utworzenia w aptekach Kart Seniora oraz Kart Dużych Rodzin (zrzut z lutego 2014r.)
Sed3ak Pro Sed3ak Pro
531
BLOG

Przestrzeń kolonialna

Sed3ak Pro Sed3ak Pro Polityka Obserwuj notkę 0

Dla wielu ryzyko unicestwienia tradycyjnego modelu aptekarstwa wydaje się być jakimś marginesem; jazgotem kolejnego środowiska zawodowego, artykułującego racje, niezrozumiałe dla szerszej rzeszy społeczeństwa. Ot, następna grupa zawodowa – po górnikach, pielęgniarkach, lekarzach, czy przedsiębiorcach budujących autostrady – którym jest źle i weź im pomóż. „Nie mamy pana płaszcza i co pan nam zrobisz? Uparł się cham i mu daj” – kwituje przeciętny Kowalskim pierdząc ze znieczulicy na wargach. Jeśliby jednak do tematu podejść w sposób dojrzały, okazałyby się, że aptekarzom wyrządzono krzywdę, taką samą, jaką wielu obywatelom to drapieżne państwo wyrządza regularnie, co dnia, co chwila. I tym, którym niewydolna machina urzędnicza przez działanie lub zaniechanie niszczy biznesy, ale również przedsiębiorcom budującym autostrady, których państwo postawiło przed perspektywą bankructwa, pętli zadłużenia, czy w konsekwencji – samobójstwa (pieczołowicie zamiatany pod dywan przez media temat; siódmy rok rządów obecnej ekipy i kilkudziesięcioprocentowy wzrost liczby samobójstw wśród Polaków; polecam pod rozwagę). Koniec końców, to przecież to samo państwo, które kilka lat temu wymierzyło swoje szpony w tradycyjnych aptekarzy, w 2010r. pokazało jak sprawnie potrafi nie tylko bezpiecznie przewieźć swojego prezydenta na terytorium wrogiego mocarstwa, ale również precyzyjnie, skrupulatnie a przede wszystkim trafnie, wyjaśnić przyczyny katastrofy, w której zginął on sam i 95 najwyższych dostojników państwowych. To wszystko to odcienie tej samej szarości.

Jest bardzo wiele obszarów życia (zawodowego, prywatnego, ekonomicznego, politycznego, czy społecznego) zupełnie zagarniętych przez nasze drapieżcze państwo, przez jego utrwalony przed kilkudziesięcioma latami establishment. Owe półtora miliona, może dwa miliony obywateli, którzy żyją z pasożytnictwa na pozostałej części społeczeństwa. Ludzie, którzy nie wiele potrafią, a zdarza się, że również nie przepracowali w swoim życiu uczciwie ani jednego dnia; którzy do swojego bogactwa doszli nie poprzez pracowitość, zdolności, wytrwałości, uczciwość, czy prawość, tylko którzy prawem kaduka weszli w pozostawiony po pozostałym systemie majątek – nierzadko kumoterstwem, przekupstwem, czy zwykłym łajdactwem. Dzisiaj, na ich zlecenie, albo skinienie, pozostają w dyspozycji jeszcze szersze kręgi osób sprzedajnych i gotowych. Owa „nowa klasa”, zajmująca kluczowe miejsca w państwowym aparacie, kojarzone z prestiżem; która nic nie ma w sobie z wymaganej do pracy na tych stanowiskach etyki, prawości, czy myślenia w kategoriach dobra wspólnego, w kategoriach państwa. No i pozostają jeszcze pożyteczni idioci. Czy to bezprzykładne rzesze lemingów, którym przetacza się do krwioobiegu wizję modernizacji, jako miejsca uciech i swawoli, przysłaniając przyczynę ów wynikającego z tej nowoczesności dobrobytu – ciężką pracę, wysokie standardy etyczne panujące w zachodniej Europie, czy też panujący tam wywindowany obyczaj prawny oraz kulturą polityczną. Czy też piewcy „wolnego rynku”, którzy z liberalizmem gospodarczym łączą takie tylko cechy jak: absolutną swobodę gospodarczą, kult pieniądza oraz ochronę własności, zapominając tak jakby, że nic one w tym postulowanym i teoretycznym systemie nie znaczą, jeśli odejmie się od niego praworządność, uczciwość oraz bezwzględny i niestronniczy aparat wymiaru sprawiedliwości. Inna sprawa, w czyim interesie ów piewcy „wolnego rynku” występują? W kraju, w którym akumulacja dóbr wywindowała ludzi z poprzedniego systemu (o raczej poszkalowanej osobowości) i którzy skrupulatnie zabetonowali potem wszelkie drogi dochodzenia innych do bogactwa, wychwalanie liberalizmu gospodarczego „w postaci czystej” jest naiwnością graniczącą ze zbrodnią; uściślam dla „adwocemu”.

Tak to wygląda w większości tych obszarów, do których państwo jest naturalnie predestynowane i w którym ma coś do powiedzenia. Wszędzie tam, gdzie rządzi kapitał zagraniczny, innowacje i nowe technologie (por. internet, czy też pracę w zagranicznych korporacjach), dostaje się namiastkę (ale tylko namiastkę!) dobrobytu i nowoczesności. Do czasu.

W ten właśnie sposób wybudowano w Polsce ową przestrzeń kolonialną dla krajów zachodniej Europy, czy szerzej – dla państw ościennych, opierając gospodarkę kraju na niskoinnowacyjny usługach i tandecie. Nie dziwię się i nie mam wielkich żali do „młodych, wykształconych”, że ich optyka widzenia na Polskę jest (jeszcze) inna, nakreślona przez infantylność. Perspektywa szybkiego awansu społecznego (a raczej – materialnego) i brak konieczności oglądania się na struktury państwa, powoduje że nie widzą oni – do pierwszego, ważnego życiowego ekscesu – potrzeby uwzględniania go w swoich życiowych wyborach, czy rachubach. Karmienie przez zachodniego Pana wytwarza częstokroć u nich poczucie przynależności do elity. Nikt tym ludziom nie uzmysłowił na czas tej najprostszej np. prawdy, że archetypem self-made man’a nie jest zaciągnięty do „korpo” wyrobnik, ale człowiek, który swój materialny biznes, a tym samym sukces, stworzył od zera, zaczynając od handlu w kanciapie. Nie od razu okazuje się przecież, że to jednak ogon kręci psem, a nie na odwrót. Do tego dochodzi wynikająca z tego wszystkiego wzgarda dla tutejszych i ich tutejszości, obrządków i porządków, tradycji, upodobań i niechęci do poddania się kolonizacji, do wyzucia się z tożsamości. I rozpościerająca się ponad to wiara w nieomylność zachodu, ale tylko tam i w takim sposób, jak się to nam przedstawi.

Tak to wygląda w generaliach.

Wróćmy jednak do aptekarzy, bo na ich przykładzie doskonale widać jak fasadowym państwem jest dzisiaj Polska; jak podatnym na zachodnie zachcianki tworzywem, w którym – kosztem samych Polaków – można ubijać interesy krajów ościennych, z korzyścią dla tamtejszych społeczeństw i grup interesów.

Jak wiemy, w aptekach przeważnie sprzedaje się leki (produktu lecznicze). Część z nich to leki na receptę, poważne specyfiki, które powinny być dawkowane i zażywane jedynie z wyraźnego wskazania lekarskiego i z ważnego powodu medycznego. Inna ich kategoria to tzw. leki OTC, czyli te, które dostać możemy bez recepty. Jeszcze czymś innym są tzw. suplementy diety. Wszystkie jednak są one w jakimś stopniu szkodliwe dla organizmu pacjenta, cechują się działaniem niepożądanym, choćby i bardzo minimalnym. Wprowadzenie wolnego rynku, niekontrolowanej dystrybucji w tym segmencie gospodarki jaką jest farmacja, wydaje się być zatem rozwiązaniem dalece ryzykownym. I chodzi mi tutaj nie tylko o możliwość nabywania np. leków OTC poza apteką (czyli poza poradą wykwalifikowanego i podlegającego pod reguły etyki zawodowej farmaceuty), ale również o możliwość prowadzenia aptek przez niefarmaceutów; ludzi spoza zawodu, których interesy (naturalna u przedsiębiorców chęć osiągania i maksymalizacji zysku) niejako z założenia pozostają w sprzeczności z interesem pacjentów (naturalna u nich potrzeba ratowania życia i zdrowia bez oglądania się na koszty).

Tymczasem, wielu ludziom w Polsce wydaje się, że założenia polskiego prawa farmaceutycznego są właśnie ucieleśnieniem wolnego rynku. Bo wiele aptek, to tańszy lek, a tańszy lek to zdrowie (podstawowa reguła ekonomiki powiada, że takich cech jak „szybko”, „tanio” i „dobrze” nie można połączyć w jednym towarze/usłudze; jak „szybko i tanio” to nie „dobrze”, jak „tanio i dobrze” to nie „szybko” itd.). U nas, jak twierdzą niektórzy mędrkowie, każdy może sobie założyć aptekę i bogacić się, co jest przecież postulatem wolnorynkowców; w domyśle – bogacić się dzięki swoim umiejętnościom, zdolnościom, wiedzy i pracą nad sobą. Broń Boże nie jest tak, że dzieje się to najczęściej kosztem pacjentów, w wyniku narażania na szwank ich życia i zdrowia, czy przez zwykłe cwaniactwo. Ten aspekt sprawy elegancko się przemilcza. Przeciwnie, wmawia się niedouczonemu (niestety!) społeczeństwu, że tak właśnie wygląda wolny rynek, że takie są „europejskie standardy”, że tak ucieleśnia się punkt zwrotny postępu gospodarczego i idącego za nim postępu społecznego. Tak po prostu musi być, bo tak jest dobrze; i tylko tak jest dobrze!

Nic bardziej mylnego.

Nie ma to, co zaprezentowałem powyżej, nie tylko cokolwiek wspólnego z liberalizmem gospodarczym, ale rozwiązania takie odstają bardzo również od norm, będących wynikiem wielopokoleniowych doświadczeń społeczeństw zachodu. Powiem więcej, są one wprost zaprzeczeniem wolnego rynku.

Zanim jednak o konkretach, zerknijmy na pewien szczegół, który przemknął niespecjalnie zauważony kilka tygodni temu w mediach. Walcząca od ponad dwóch lat z zakazem reklamy aptek Konfederacja „Lewiatan” złożyła na ręce premiera Tuska postulat – rzecz jasna, nie w swoim imieniu, tylko będąc do tego należycie umocowanym – by rząd dopuścił prowadzenie w aptekach tzw. Kart Seniora i Kart Duże Rodziny. No po prostu, wypada się tylko w z tej racji chwycić za serce i ścisnąć. I znowu: dla niezorientowanych pomysł wydawać się może doskonały; pomagamy tym najbiedniejszym, pomagamy rodzinom, popierając „Lewiatana” tworzymy sobie protezę prometeizmu i dobrą wymówkę na obywatelską bierność. Dla zorientowanych sprawa jest zgoła jasna. Karty lojalnościowe były właśnie kluczowym elementem łamania zakazu reklamy aptek przez apteki prowadzone przez niefarmaceutów; były również próbą grania na emocjach zdrowotnych, ekonomicznych i rodzinnych pacjentów, czyli czymś, co wyraźnie kłóci się z etyką aptekarską. Karty postulowane przez „Lewiatana” spowodowałyby przekreślenie całej ustawy refundacyjnej, wprowadzającej sztywne marże hurtowe i detaliczne na leki refundowane. Przede wszystkim jednak, wprowadzenie takiego rozwiązania byłoby jawnym poniżeniem dla prawa, wyrażeniem dla niego pogardy i obrazą dlań (po co tworzyć zakaz, skoro równolegle dodaje się do niego przepis z nim sprzeczny?). Aż trudno sobie wyobrazić, że ludzie mający w statut swojej organizacji wpisane propagowanie idei wolnego rynku, postulują na jednym tchu wprowadzenie takich rozwiązań, które powodowałyby właśnie łamanie lub omijanie prawa. Tak jak pisałem wcześniej, kult pieniądza bez poszanowania prawa ma tyle wspólnego z kapitalizmem, co krzesło zwykłe wspólnego ma z krzesłem elektrycznym.

W tym miejscu jeszcze jedna ciekawostka.Myślę, że w ramach niezamierzonego działania, prezentujący w lutym br. r. pomysł „Lewiatana” wprowadzania „aptecznych kart rodzinnych” onet.pl podłożył organizacji tej w sposób  nieumyślny świnię. Załączony przeze mnie na górze zrzut ekranowy, pochodzący z lutego 2014r., przedstawia prezentację news’a na stronach Onet-u. Krótka notka przyozdobiona jest jednak urokliwą reklamą jakiś środków odchudzających, nieznanego pochodzenia i o niewiadomym działaniu. „Lekarze przerażeni. Te kapsułki spalają 10 kg tłuszczu w 1 miesiąc” – głosi hasło reklamowe, zamieszczone karykaturalnie obok tekstu, informującego o tym, że reklama aptek (a tym samym: leków), powinna być dopuszczalna dla seniorów i rodzin wielodzietnych (czyli osób potencjalnie najmniej uświadomionych). Na takie wyzłośliwianie się nawet Monty Python by się nie zdobył, jak myślę.

Wróćmy jednak do sedna.

Wielu pacjentów – czyli ludzi którzy do apteki przychodzą wtedy kiedy muszą, a nie wtedy kiedy mają takie widzimisię – nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, na działanie jakich agresywnych czynników są narażeni (przykład powyżej z reklamą środków odchudzających jest aż nader wymowny). Ludzie ci nie wiedzą, że przychodząc po poradę do aptekarza-fachowca, tak naprawdę narażają się na to, że zatrudniony tam farmaceuta doradzał mu będzie nie w zgodzie ze wskazaniami naukowymi i jego interesem zdrowotnym, tylko patrząc na wskazania zatrudniającego go właściciela niefarmaceutę. Właśnie w tym celu wprowadzono w 2012r. zakaz reklamy aptek, by tych najmniej odpornych na działanie agresywnej reklamy w farmacji osób (pacjentów w wieku podeszłym, rodziców z chorymi dziećmi, czy też z ubogim portfelem zasilanym przez bandycki ZUS lub pomoc społeczną) uchronić przed marketingowymi macherami. Reklama aptek, tak jak i reklama farmaceutyków, przed 2012r. służyła przede wszystkim wielkim koncernom i bogatym przedsiębiorcom, którzy mogąc sobie na nią pozwolić, łowili pacjentów by ci kupowali leki, albo im nie potrzebne, albo droższe, albo będące akurat w promocji. Retorycznym pozostaje zatem pytanie, czy tego typu działanie nie jest najdoskonalszym wyegzemplifikowaniem sprzeczności interesów pacjentów i przedsiębiorców-niefarmaceutów, prowadzących apteki. Chyba jest.

Ale… może tak właśnie wygląda europejska norma? Może tak jest wszędzie, to i musi być u nas?

Nie bądźmy śmieszni.

Gdyby budowniczy polskiej modernizacji opartej o wzorzec zachodni, mieli jakiekolwiek wyobrażenie o zachodnioeuropejskim kodzie kulturowym, czy tamtejszych standardach prawnych, to albo mówiliby prawdę, albo zamilkliby na amen. Przecież tam, na zachód od Odry, do niedawna też tak to wyglądało (przynajmniej u aptekarzy). Drapieżny kapitalizm w farmacji, wyzuty z etyki i zasad, szybko znajdował swoje konsekwencje społeczne. Dlatego zdecydowano się na uporządkowanie aptekarstwa wedle modelu tradycyjnego. Wyłączono możliwość prowadzenia aptek przez niefarmaceutów (por. np. Niemcy, Włochy, Węgry), wprowadzono kryteria demograficzne i geograficzne na otwieranie aptek (por. np. Włochy, Austria, Hiszpania), ustanowiono surowe wymogi dochodzenia do i wykonywania zawodu aptekarza (por. np. Niemcy, czy Irlandia).

Dlaczego? Posłuchajmy do jakich racji odwołują np. sędziowie Trybunału Sprawiedliwości UE, glosując krajowe rozwiązania prawne, umożliwiające prowadzenie aptek przez niefarmaceutów: „W odniesieniu do podmiotu prowadzącego aptekę, który posiada dyplom farmaceuty, nie można zaprzeczyć, że dąży on, podobnie jak inne osoby, do osiągnięcia zysków. Jednakże uznaje się, że jako zawodowy farmaceuta prowadzi on aptekę nie tylko w celu osiągania zysków, ale także by realizować swe obowiązki zawodowe. Jego prywatny interes związany z osiąganiem zysków jest zatem ograniczany przez jego wykształcenie, doświadczenie zawodowe i odpowiedzialność, jaka na nim ciąży, zważywszy że ewentualne naruszenie przepisów prawnych lub zasad etyki zawodowej nie tylko obniża wartość jego inwestycji, ale także podważa jego byt zawodowy (…) W odróżnieniu od farmaceutów, niefarmaceuci z definicji nie posiadają wykształcenia, doświadczenia i odpowiedzialności równoważnych z tymi, jakie posiadają farmaceuci. W takich okolicznościach należy stwierdzić, że nie zapewniają [oni] takich samych gwarancji jak te, które zapewniają farmaceuci (!) Państwo członkowskie może w ramach przysługującego mu zakresu uznania (…) uznać, że w odróżnieniu od placówki prowadzonej przez farmaceutę, prowadzenie apteki przez niefarmaceutę może stanowić zagrożenie dla zdrowia publicznego, w szczególności dla pewności i jakości detalicznej dystrybucji produktów leczniczych, ponieważ osiąganie zysków w ramach prowadzenia apteki nie jest ograniczane czynnikami, takimi jak te (…) które charakteryzują działalność farmaceutów.

To fragment wyroku Trybunału Unijnego z 19 maja 2009r., w sprawie C-531/06 (Komisja przeciwko Włochom). Nie jest więc to tak, że do przedsiębiorców niefarmaceutów, którzy prowadzą apteki, mam jakiś awers, czy robię na nich wielkiego diss’a. Zagrożenia płynące z oddania aptek w ręce ludzie spoza zawodu są na tyle oczywiste, że dla Zachodniej Europy stanowią one dzisiaj rodzaj niewzruszalnego aksjomatu.

Artykułowanie zagrożeń, jakie płyną z niewłaściwych rozwiązań prawnych, a co więcej – systemowych, nie powinno zatem doprowadzać do pasji, czy oskarżeń o niskie pobudki.

Felieton nie odpowiedział jednak dotychczas na pytanie zasadnicze, a mianowicie – dlaczego przykład indywidualnych aptekarzy i zberezeństwa jakie im uczyniono, jest elementem dowodu na tezę, że z Polski stworzono przestrzeń kolonialną? Problem nie sprowadza się bowiem tylko do tego, że do prowadzenia aptek dopuszczono w naszym kraju sieciówki, w tym firmy z Niemiec, z Włoch, czy z Holandii, w sytuacji w której w tych samych państwach (poza Holandią) działanie tego rodzaju podmiotów jest zabronione. Na sprawę patrzeć należy szerzej.

W Polsce rynek apteczny został w zasadzie zmonopolizowany (tak przez podmioty zagraniczne, jak i krajowe), pomimo wyraźnych obostrzeń w tym temacie, zawartych wprost w samym prawie farmaceutycznym. Nie bacząc na to, że prawo wyraźnie zabrania – pod groźną odebrania zezwolenia aptecznego – sprzedawania przez apteki leków w ilości hurtowej do hurtowni celem ich równoległego eksportowania do krajów zachodnich, wielu aptekarzy dopuszcza się takiego działania, w zasadzie bez żadnych konsekwencji prawnych, czy zawodowych (w przypadku aptek prowadzonych przez niefarmaceutów odpowiedzialności zawodowej po prostu nie ma!). Rezultatem tego wszystkiego jest to, że polski pacjent dostępności do wielu leków jest po prostu pozbawiony, gdyż kierowani chęcią nieograniczonego zysku przedsiębiorcy wolą sprzedawać go drożej zagranicą, tamtejszym pacjentom (niemieckim, francuskim, włoskim itd.). A niewydolne państwo przygląda się temu jakby nigdy nic, nie mogąc efektywnie uruchomić stosownej procedury, nie potrafić wykrzesać z siebie iskry by rozjuszyć właściwy aparat administracyjno-urzędniczy, obsadzony w większości (to nie tajemnica) ludźmi, albo niekompetentnymi, albo podatnymi na wpływy. Wpływy wielkiego pieniądza, który płynie przecież z zewnątrz, z metropolii, kusząc i ułatwiając podlenie się.

Jeżeli pieniądz, chęć zysku, czy potrzeba materialnego wzbogacenia zaczynają być celem samym w sobie, przysłaniając etykę oraz prawość i wynikające z nich poszanowanie dla prawa oraz oddanie dla dobra wspólnego, to zanim się obejrzymy Polska stanie się rubieżą Europy nie tylko w sensie geograficznym, ale co gorsza – mentalnym. Aptekarze mogą na ten temat powiedzieć sporo. Zapytajcie ich.

Przykro pisać o takiej perspektywie dla naszego kraju w przeddzień wyniesienia na ołtarze Największego z Polaków.

Sed3ak Pro
O mnie Sed3ak Pro

"Demokracja nie może być bez Prawa. Demokracja parlamentarna, państwo praworządne - Królestwo Prawa - to kamienie węgielne, bez których nie może ostać się normalny pomyślny rozwój państwa i narodu. Nie ma bowiem nowoczesnego państwa, państwa instytucji i opinii publicznej, nie opartego na Prawie." Stanisław Posner

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka