Serwisy informacyjne zafundowały nam dzisiaj wszystko, co trącało gangsterskim filmem. Cappo di tutti cappi(Donald Tusk) zorganizował nocną nasiadówę, na której zagrzewał swoich consigliere z PiS-u (Państowej Inspekcji Sanistarnej, żeby nie było) do odprawienia bezkrwawej vendetty i rozprawienia się z warchołami ze sklepów z popularnym staffem (a raczej syfem), zażywanym przez „młodych, wykształconych i z większych miast”. Innymi słowy – że zacytuję rzecznika Grasia: przystąpiono do ostatecznego rozwiązania kwestii dopalaczy (z miejsca gratuluję rzecznikowi subtelności porównania). Jak Ojciec Chrzestny powiedział, tak też się stać musiało: zaprzęgi urzędniczych czynowników, w sukurs ze stojącą (jak zawsze) na straży porządku i praworządności Policją, dopadło wichrzycieli i przedstawicieli narkotycznej zarazy, chcącej spuścić zarazę na niewinną, polską dziatwę.
Mieliśmy oto przykład działania państwa typowo feudalnego, żeby nie uciec się do ostrzejszych sformułowań. Jedno spotkanie dostojnika, który poza spektakularnymi i dorywczymi akcjami pokornych mu klerków nie jest w stanie wykazać się czymkolwiek pożyteczniejszym, doprowadziło do zamknięcia kilkunastu prywatnych sklepów. Sklepów, w których – co było wiadomo od lat przynajmniej trzech, prochy ścielą się gęsto. Czy nie można było tego zrobić wcześniej, po ludzku? Nie jest chyba normalną sytuacją, w której decyzją jednej osoby (chociażby i samego premiera) można zamknąć komuś interes, nie bacząc na prawo, procedury i dobre obyczaje. Przynajmniej nie w demokratycznym państwie prawa.
Zwłaszcza, że ze sklepami z dopalaczami próbowała już wcześniej poradzić sobie niezależna – przynajmniej na papierze, prokuratura. Próżna jej robota. To, że w jakiejś ustawie widnieje idiotyczny przepis mówiący o tym, że można narkotyki z domieszką cholera wie czego, sprzedawać dla celów kolekcjonerskich, nie oznacza przecież i mamy do czynienia chociażby z próbą obejścia przepisów karnych i popełnianym nagminnie przestępstwem. Ależ skąd! „Młodzi, wykształceni” przez lata ochoczo walili drzwiami i oknami do sklepów sztachnąć się końską dawką piguł przed potańcówką.
No ale, „miarka się przebrała”. Znaczy się, nie to że nagle się okazało, że w owych „dopalaczach”, są substancje, które pozwalają nie tylko się dopalić, ale również zajechać. Nie, teraz zwyczajnie kilku nastoletnich kretynów nakupiło z diabli wiedzą jakiego źródła, cholera wie jakich prochów, tak że paru musiało z nominacją do nagrody Darwina opuścić przedwcześnie ten świat. Premier nie mógł przejść koło zjawiska obojętnie. Wszakże to „młodzi, wykształceni i z większych ośrodków”, a o wyborcę się dba. Stąd jedno skinienie i jużci sklepów z dopalaczami nie ma. Partia czuwa, bo wróg z dopalaczami nie śpi.
Nie sposób nie zapytać, czy ktoś owych nastoletnich debili do kupowania tego syfu przestępczo nakłaniał? Czy ktoś im siłą „dawała strzała”, przy biernej postawie samych poszkodowanych? Chyba nie będę szarżującym hazardzistą, jeśli odpowiem sobie, że… nie! Gdzie byli rodzice owych gówniarzy, tych „młodych, wykształconych”, co to byli na tyle durni, żeby nie umieć miarkować w przyjemnościach życia doczesnego? Proszę mnie dobrze zrozumieć, mimo konserwatywnych zapatrywań, niejedno "zioło" przez płuca przepuściłem. Na niejednym wieczorze studenckim miło było w zaufanym gronie popalić to i owo. Ale dalibóg, przez myśl by nam nie przyszło, żeby wciskać w siebie towar niesprawdzony i niewiadomego pochodzenia, do cholery!
Teraz zaś, przez paru chłopków – (nie)roztropków , kupcom zamknięto interes, przy ogólnej aprobacie Towarzystwa i poklasku mediów. Dziwne, że ta sama prokuratura, która sprawdzała „podejrzenie popełnienia przestępstwa” w sklepach, nie wpadła na to, żeby zabrać się za pośredników i dostawców trefnego towaru, czyli najczęściej typów spod ciemnej gwiazdy o prawdziwie gangsterskich powiązaniach. Ale co ja mówię, jeszcze mogło by się okazać, że te powiązania prowadzą nie gdzie indziej, tylko do paru „parlamentarzystów”, na Wiejską. Swój zaś, swego nie rusza. Doprawdy, paradne to!
I chcąc nie chcąc, zrobił nam się z tego event na cały boży dzień. I tylko ukradkiem, cichcem pod koniec serwisu, Fakty TVN podały, że mieszkańcy kilku mniejszych miejscowości, których zeszłej zimy na trzy tygodnie pozbawiono prądu, obawiają się repety, gdyż renowacja słupów wysokiego napięcia po ostatnnuch mrozach, do dziś dnia nie została zakończona. Ale rozumiecie państwo, co kogo obchodzi garstka „starych, niewykształconych i z mniejszych ośrodków” (ergo – wyborców Kaczyńskiego).
I to przykryte dopalaczami wydarzenie (tj. półroczna naprawa zniszczonych linii energetycznych) zbiegło się w czasie z sympozjum Palikota, na którym spędzone do Sali Kongresowej towarzystwo mogło sobie dowolnie nawrzucać na Kościół, „czarnych”, i Kaczyńskiego, którzy – w rozumieniu występujących tam gigantów intelektu, są barierą dla „nowoczesnej Polski”. W sumie racja – bez wolnej skrobanki to te linie energetyczne same się nie naprawią…
"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)"
kard. Stefan Wyszyński
sed3ak na Twitterze
Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro!
"The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature".
Abraham Lincoln
"Virtù contro a furore
Prenderà l'armi, e fia el combatter corto;
Che l'antico valore
Negli italici cor non è ancor morto".
Francesco Petrarka
Polecam:
"Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka