Sed3ak Sed3ak
1109
BLOG

Ot i wsio, job twoja mac!

Sed3ak Sed3ak Polityka Obserwuj notkę 6
Ot i wsio. I co się okazało w związku z wyjaśnieniem katastrofy smoleńskiej? „Raport jest nie do przyjęcia” – stwierdził przejętym głosem pan premier.
 
Można się śmiać, można wyliczać, można zaganiać Tuska do narożnika i kazać karnie robić pompki za niesubordynację, naiwność i infantylizm niegodny nie tylko stanowiska prezesa Rady Ministrów, ale również polityka. Na próżno. Okazało się, że jednak – o dziwo! – Rosjanie nas wykiwali i stoi w raporcie tak, jak moskiewscy towarzysze chcieli. Ma być, że błąd pilota, jest błąd pilota - job twoja mac!
 
Gładkość z jaką Donald Tusk dał się wykiwać Stalinowi… przepraszam, Putinowi, przypomina mi zachowanie jednego takiego polskiego premiera, która onegdaj chciał się z Uncle Joe na rękę siłować i – jakby tu powiedzieć, nie wyszło mu. O Stanisława Mikołajczyka się rozchodzi. Naiwniactwo biło od gościa na oślep. Najpierw, w trakcie wybuchu Powstania Warszawskiego, nalegał niczym rozpieszczony berbeć, „wejdzie do Warszawy, już pora, pora”. A Stalin wejścia nie preferował. Tłumaczył, że nawet by chciał, ale nie ma łączności, oj nie ma. A przecież jako odpowiedzialny przywódca, nie może posłać czerwonoarmiejców na niemieckie tanki, bo przecież nie podobna takiej okropności się dopuścić. Poza tym, tam Niemcy, tam straszno wchodzić tak bez rozpoznania. Ale jak tylko Polacy ustanowią łączność – tzn. pozwolą lądować sowieckiemu skoczkowi w ostrzeliwanej i obleganej Warszawie, to wtedy nie ma sprawy – wejdziemy. I weszli… pół roku później, 17 stycznia 1945r.
 
Pamiętacie akcję pod kryptonimem „Archeolodzy”? Stalin... przepraszam, Putin, nie zgodził się na techników, na komisję badania wypadków, ani na kryminalistyków. Pozwolił jeno przyjechać archeologom (sic!). Oczywiście – nie od razu. Trzeba było tylko załatwić parę szczegółów, dosłownie wymamić kilka spraw. Ot, jeden telefon, jakiś dokument przesłany faksem i już mogą się pakować i przyjeżdżać Tupolewa zbierać. Przylecieli… po sześciu miesiącach, żeby sobie przez dwa tygodnie wyzbierać z okolic katastrofy wszystko to, co zostawili im lokalni straganiarze, a co w ich mniemaniu nie nadawało się do upchnięcia polskim pielgrzymom, tłumnie przybywającym do Smoleńska od kwietnia.
 
Ale to nie koniec analogii, bo i polityczna „kariera” samego Mikołajczyka nie skończyła się na nabiciu w butelkę w 1944r. W kilka miesięcy później, niepomny doświadczeń, zaufał Stalinowi i pojechał na negocjacje w sprawie utworzenia nowego, polskiego rządu (ochoczo zachęcano do tego przez samego Churchilla, który miał mu obiecać tym samym zwiększenie jego wpływów w brytyjskiej administracji oraz wzmocnienie posłuchu). Cnotę stracił i jeszcze rubla dopłacił – można powiedzieć. Wszystkie najważniejsze resorty  w nowym rządzie (MBP, MON i ministerstwo propagandy) znalazły się w rękach marionetek wujka Joe, a sam Mikołajczyk – sprzedawszy na arenie międzynarodowej sprawę polską i dawszy argument „wolnemu Światu”, że przyboczni Stalina stworzyli naprawdę demokratyczny i pluralistyczny rząd (nazywany, chyba dla zwiększenia cynizmu – rządem tymczasowej jedności narodowej) – zadowolił się resortami rolnictwa, oświaty i czymś tam jeszcze (zapewne niezwykle ważnym, ze względu na oddziaływanie społeczne). Gdy zaś, zorientowawszy się, że ktoś go tu – że się tak wyraża, chce naprawdę zdrowo wydym***, zaczął stawiać Stalinowi warunki. Radziecki towarzysz musiał więc dość sprawie przypomnieć polskiemu przyjacielowi, czyje to dywizje stoją nad Wisłą, i że nie będzie z nim jakiś tam chłoptaś z Londynu rozmawiał jak równy z równym.
 
A jak się to dla Mikołajczyka skończyło? Przegranymi wyborami, pacyfikacją PSLu, szykanami, „tajemniczymi zaginięciami” jego partyjnych towarzyszy i ukradkowym czmychnięciem zagranicę (uciekł schowany w zabytkowej komodzie jakiegoś brytyjskiego dyplomaty) . Ot i nasz narodowy zuch, mąż stanu i „budowniczy lepszej Polski”, do końca porażony przeświadczeniem o własnej sile, nieomylności, niepomny prawdziwego stosunku doń europejskiego establishmentu.
 
Jak się to ma do premiera Tuska? Nagle Pan premier dowiedział się, że raport MAKu jest „niedopuszczalny”. Zaś jego nadzieje, że może jak sprzeda sprawę smoleńska i przymiot narodowej suwerenności, to się ruscy jakość od niego odczepią i nadal będzie mógł być poklepywany przez europejskich możnych na „szczytach europejskich” jako ten co „łączy, nie dzieli” ,rosnąć we własnych oczach i liczyć na to, że po doszczętnym spustoszeniu gospodarczym kraju, uda mu się dostać w „instytucjach unijnych” jakąś ciepłą posadkę (jak scenariusz ten przećwiczyli zawczasu Buzek, Kwaśniewski, czy Miller). Na nic zdały się zaklęcia, modlitwy i spazmy, liczące na to, że może Stalin… przepraszam, Putin da się przekonać, że Polska Rosji w drogę już wchodzić ne budet. Taka niewdzięczność! Liczący 210 stron raport, został obudowany polskim aneksem, w którym potrzeba będzie zadać kłam przedstawionym tam stwierdzeniom, zapewne zwalającym wszelką odpowiedzialność za katastrofę na polskich lotników i „nieznane głosy, dochodzące z wnętrza samolotu”.
 
Zresztą, nie chodzi tylko o Smoleńsk. To samo tyczy się chociażby sprawy z gazem. Będziemy go kupować dłużej niż Owsiak zamierza dyrygować swoją orkiestrę, za więcej dolarów, niźli ów dżentelmen w czerwonych spodniach będzie wstanie do tego czasu na swoich koncertach uzbierać. A miało być tak pięknie. Miała zgoda budować. Miało nie być już tego wstrętnego Kaczyńskiego, który „popsuł nasze relacje ze wszystkimi sąsiadami”, tak że mu Ruscy nie pozwolili mięsa u siebie sprzedawać, bo niezdrowe podobno.
 
Frajer, niedorajda, chłopiec w krótkich portach, mszczący się na znienawidzonym pomiocie, któremu „Kaczyński” wpisano w dowodzie. Ograniczony w widzeniu polskiego interesu neptek, cofający pozycję Polski na międzynarodowej arenie o ponad dwadzieścia lat… Pan Premier Donald Tusk. Chociaż może lepiej schować jęzor za zębami. Jeszcze gotowa mi p. Monika Olejnik wypomnieć, że „obrażając polskiego premiera i prezydenta obrażam ją, jako Polkę”. A to rzeczywiście skandal… takich rzeczy nie wolno robić…
Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Polityka