Musiał być. I jeszcze kazali się uśmiechać.
Nawet listy uczniów wymagał kierownik szkoły.
W białych bluzkach i granatowych spódniczkach, albo w harcerskich mundurkach.
I najlepiej z czerwonym goździkiem w dłoni.
A na trybunie stali ci, których dzień wcześniej, całkowicie zalanych, odwoził kierowca, ojciec mojego kolegi, do domów.
Zapamiętałam, że zawsze było mi zimno.
Dziś też, kiedy sobie przypominam te obowiązkowe, zimne maje.
Inne tematy w dziale Kultura