Skończyły się wybory, zaczęły się podchody w obozie irlandzkim. Na ring bagienny wyszli przeciwko sobie Donald, którego słońce miało nigdy nie zachodzić i Grześ z bajki "o pędzącym króliku". Choć zawodnicy wymoczki cherlawe, to stawka wysoka, ustawienie się przy meblu inwentarskim pana hrabiego na okolicznność pakowania manatków po sromotnych cudach, czyli "Polska zasługuje na katastrofę gospodarczą'
W pierwszej rundzie nie doszło do bezpośredniego zwarcia, takie tam łypanie spode łba i taniec jednorękich kogutów. W drugiej, było już lekkie hakowanie, Tusk chciał na arbitra pojedynku Kopacz, uwole podsunęli Schetynę. Rozsierdzone słoneczko ciężko opadł w przerwie na taboret i zażył z 15 litrów enejdżajzerów, aby Schetynie dokopać. Ale Schetyna choć cherlak nie Gołota ma dobrych sekundantów i podstępne ruchy Donka odczytali z jego wściekłych wargów.
Bij poniżej pasa, radzą sekundanci wymoczkowi Schetynie, sędzia jest rozgrzany, nie masz czego sie obawiać. Przywal mu z łba i łokciem w międzykrocze, swojemu Donkowi, radzi sztab Nowaka. Gong, następne starcie. Bleeee, słychać gwizdy i wyzwiska na sali; to ma być walka, wrzeszczą zawiedzeni kibice sportów walki. To jakaś naparzanka kiboli a nie walka, dać im sztachety i niech idą się młócić pod remizę Pawlaka, krzyczy jakiś gość zdenerwowany.
Rzeczywiście nie ma na co patrzeć, cały czas klincz i opluwanie. Słaniają się na nogach i ciągną za włosy, jak oni to robią w rekawiczkach bokserskich? Z trybun lecą drogie jak cholera jabłka, pomidory i zeszłoroczne, wilkanocne jajka przed podwyżką vatu. Oddawać za bilety kasę, rwetes na trybunach. Gong, przerwa, zaraz ostatnia runda.
W przerwie ostatnie wskazówki, Nowak odswieża ręcznikiem słoneczko i mówi, musimy mieć swoich wszystkich sędziów bez wyjątku, bo nas Grześ wystruga na Pinoków. Ostatnie trzy minuty tej żałosnej maskarady, Grześ jedną ręką wali haka poniżej pasa i obstawia sędziami swoich i hrabiego kumpli.
Gasną światła, znokautowany Donek odprowadzany jest do szatni na półkę smutnym wzrokiem jego sekundanta Nowaka. To kolejna przegrana tego, którego cień miał nigdy nie zachodzić.
Morał z tego taki, że było 4 muszkieterów ,chcieli mieć całą władzę pod nogami, jednego wygryźli, zostało tylko trzech. Trzech muszkieterów miało całą władzę, jednak to nie dało się równo na trzy dzielić, więc jeden został znokautowany. Dwóch muszkieterów osiągnęlo szczyt, ale nie może dwóch siedzieć na jednym fotelu, więć jeden też pójdzie w odstawkę, bo najważniejszy jest muszkieter piąty, który cały czas siedzi za kotarą i jest ojcem chrzestnym pozostałych czterech.
Głupi morał, głupia bajka, ale stawka wysoka, zakotwiczenie się na pięć lat przy żyrandolu owiniętym czerwonym dywanem.
p.s. Kasa nie zwraca za bilety, sami sobie wybraliście tych cherlaków
Inne tematy w dziale Polityka