Ongiś w królestwie drzew
Powstał był wielki gniew.
Słyszałem jak pewnej wiosny
Sprzeczały się dwie stare sosny.
Jedna, ta bardziej śmiała
Do drugiej tak zagadała:
– Cóżeś to moja kochana
Tak smutna z samego rana?
– Nie wiesz? Bom żywicowana!
- A wiesz, że po całym lesie
Odgłos kłótni się niesie
Powstaje wielki gniew:
Kto ma być królem drzew?
– Jak to, króla dawno już mamy
I dębom, panom naszym cześć składamy.
– Lecz na tym nie koniec frasunków:
Dębów ci siła gatunków.
Czy królem jest piękny i zdrowy,
Sąsiad nasz, dąb szypułkowy?
Ma piękne, skórzaste liście,
Żołędzi ma całe kiście,
Na długich wiszą ogonkach,
Tak o nim piszą w książkach.
Zaś inne uczą nas książki,
Że żołądź ta jest w zielone prążki.
Lecz oto inny kandydat próbuje go przechytrzyć:
– Królem nie może być dąb najpospolitszy!
– Coś ty za jeden? - pyta szypułkowy.
– Jam nie szypułkowy, jam bezszypułkowy,
Niektórzy mówią o mnie, żem jest dąb zimowy.
„I liście ma równiejsze i pień bardziej prosty”
Z coraz większym podziwem patrzą się nań sosny.
Tu się wtrącił modrzew: zakrawa na kpinę,
Dąb, który swych liści nie zrzuca na zimę!
– O przepraszam! (Kandydat na króla broni się zawzięcie).
Zimą na mych gałęziach liście są uschnięte.
To nie był zarzut główny, bo potężne haki
Miały nań dwa młode, przedsiębiorcze sosnowe chojaki:
– Mój drogi, chcesz być królem, lecz nie w każdym leśnym
pojawiasz się kręgu.
Wszak wschodnią w tym kraju osiągasz granicę zasięgu.
– Nieprawda, na wschodzie też rosnę!
I zaraz przekonam każdą polską sosnę.
A jak kto nie wierzy
Może mnie spotkać nawet w Białowieży.
– W Białowieży to prawda, sprawdzaliśmy sami,
Lecz za to nie ma cię za Suwałkami.
Bo widzisz przyjacielu, kiedyś wśród zawiei
Wysłaliśmy depeszę do sosen z Augustowskiej kniei.
Na odpowiedź czekaliśmy jeden miesiąc cały.
I przyszła: o bezszypułkowym dębie nigdy nie słyszały.
I tak oto ten, który królem drzew być chciał
Przyłapany został, jak w żywe oczy łgał.
Lecz oto do lasu od zachodniej strony
Wkracza o ciemnych liściach, mały dąb omszony.
Pytają inne dęby: a skąd żeś to synku?
– Ja tylko w jednym miejscu rosnę, nad Odrą w Bielinku.
Do jesionu się mizdrzy: no powiedz mój śliczny,
Czy też ród królewski musi być tak liczny?
Ależ się zezłościł pewien jawor stary,
Szeroko ze zdumienia rozpostarł konary,
Gałęzią w pień się puknął (aż powstała dziupla)
– Drzewa! Czy za króla chcecie mieć kurdupla?
To nie był główny powód do tronu odmowy
Zaważył zgodny sprzeciw sejmiku drzew sosnowych:
– Nie ma mowy
By królem został wątły dąb kresowy!
Twym miejscem będzie zachodnia granica.
Tam będzie twoja żołnierska stanica.
Żołnierzem masz być, nie możesz być władcą,
A żołnierz nie może być nawet doradcą.
Sprawa wyboru króla wywołała zamęt
Czy poradzi z nim sobie drzew polskich parlament?
Świerki, drzewa wrażliwe popadły w histerię,
Zwiały bardzo daleko, prawie na Syberię.
Jedynie te, które w wędrówce na wschód
Okazały znacznie słabszy chód,
Niczym na mieliźnie
Utknęły znacznie bliżej, bo na Suwalszczyźnie.
Nawet te świerki, które były spoko
Też zwiały: w Karkonosze lub pod Morskie Oko.
A stare buki-mruki sądząc, że nic już nie pomoże
Też zwiały: jedne w góry, a drugie nad morze.
A może, że i na Pomorze.
I jak podają stare kroniki filmowe
Powstały w ten sposób dwie Puszcze Bukowe.
Z dala od sosen zgiełku, w liściastych gromadach:
Jedna pod Szczecinem, a druga w Bieszczadach.
A nie śpią bynajmniej złe siły nieczyste
I próbują podważyć prawdy oczywiste.
Podchodzą więc do drzew polskich z zapytaniem takiem:
Czy król polskiej kniei musi być Polakiem?
A pomysł ich był iście szatański:
Królem miał być czerwony dąb amerykański!
Rzecze obcy przybysz:
Nie sprzeciwiajcie się temu stanowisku:
Choć jestem tutaj obcy, na każdym wyrosnę siedlisku.
Liście me, gdy opadną, na całą okolicę
Słodką drzewom polskim wytworzą próchnicę.
Lecz sosny się nie dały:
– Słuchaj mój Jankesie
Powiadasz, że w najuboższym ty urośniesz lesie.
A zatem także urośniesz na piasku
I wnet braknie miejsca dla sosnowych lasków!
Tak więc dąb czerwony został zlinczowany.
Dziko już nie chce rosnąć – bywa wysadzany.
Lecz teraz już sprawa jęła się wyjaśniać
I miast komplikować, zaczęła upraszczać.
Na placu boju został piękny, zdrowy,
Monarcha polskiej kniei, on! Dąb szypułkowy!
Dało się w lesie słyszeć zgodny sosen chór:
Quercus robur rex! Darz bór!
Nie było się dłużej nad czym zastanawiać,
Król ukłonił się ślicznie i zaczął przemawiać:
– Kochani poddani, jak wiecie
Urosnę w każdym powiecie.
W borach, grądach, łęgach,
We wszystkich botanicznych zjawiam się okręgach.
Wszędzie jestem obecny (znów skłonił się ślicznie)
Lecz nigdzie nazbyt licznie.
Z rzadka tylko, wybaczcie królowi
Tworzę świetliste dąbrowy.
Lecz jestem tolerancyjny i pod moim cieniem
Inny gatunek drzewa też znajdzie schronienie.
(To prawda, czytałem rozprawę naukową
Dąbrowa to kas dębowy z domieszką sosnową).
Gór tylko nie lubię i właśnie dlatego,
Buku, ty tam będziesz włodarzem, kuzynie i kolego.
Tylko stare jodły
Wciąż wznoszą swe modły.
Na Świętokrzyskich Gór szczycie
Szumem swoich koron proszą o przeżycie:
– Panie, powiedz czy jeszcze
Da się coś poradzić na te kwaśne deszcze?
Król na to: drogie panie
Człowiek w tej sytuacji zleca wapnowanie.
Lecz powiem wam szczerze,
Ja tam ludziom nie wierzę.
– Panie, wiesz chociaż, kto temu jest winien?
Król na baczność stanął tak, jak dąb powinien
Gałęzie zaś uniósł wysoko ku chmurze:
To sabat czarownic na Łysej Górze!
Tam wiedźmy warzą dla was tę siarkę piekielną,
Która jest dla jodeł zarazą śmiertelną.
Gdzie indziej, a mam tu raport całkiem nowy
Rośnie pełen życia zdrowy bór jodłowy.
Jodeł tych więcej jest niźli szarańczy.
– Królu, gdzie takie miejsce?
– Gdzieś koło Komańczy.
Wszystkie drzewa milczą, król dalej przemawia.
Dla was brzózki mam wielki zadanie harcerskie
Wy będziecie dla lasu gatunki pionierskie
Pierwsze wkraczać będziecie na łąki, pastwiska,
Na pola, ugory na pogorzeliska.
Zresztą każde z drzew polskich
W jego miejsce zagnam:
Na piaski sosny, topole nad rzeki, a olszyny w bagna!
Wam drzewa wyznam moją misję szczerą
– Chcę ludziom zabrać to, co oni zabrali nam siekierą.
Ja myślę, królu, twa misja specjalna
Jest w dzisiejszym świecie całkiem nierealna.
Nie dla was, drzew wybrańcy siedliska grądowe,
Dziś tam pola pszenicy, buraki cukrowe.
Nie dla wiązów, jesionów żyznych łęgów wstęgi.
Bujnego siana wywożą stąd pełne zaprzęgi.
Nie lepszą sytuację mamy w polskich górach:
Owies i świerkowa tam monokultura!
Zaś król drzew co z takim tupetem
Chce wojować z człowiekiem
Wnet przestanie być królem, zostanie parkietem.
A po lesie gdy chodzę, to widzę i czuję
Że choć dąb królem jest, to sosna króluje.
Inne tematy w dziale Kultura