KrzysztofJan888 KrzysztofJan888
684
BLOG

Czego szuka cały świat? O szczęściu interdyscyplinarnie

KrzysztofJan888 KrzysztofJan888 Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 8

 

Czego szuka cały świat? O szczęściu interdyscyplinarnie...


Biblia, poeci, ludzie czynu, filozofowie, psycholodzy, psychiatrzy, terapeuci, muzycy rockowi, badacze mózgu, socjolodzy, gangsterzy, dramatopisarze, dziennikarze, mędrcy i myśliciele -  swoim słowem i czynem ukazują ludzkie dążenie do szczęścia. Czy udało im się odkryć coś skutecznego? Przekonajmy się! Zapraszam na podróż w czasie i przestrzenii do Grecji, Izraela, Rzymu, Polski, Niemiec, Francji, Hiszpanii, Anglii i Ameryki. A nawet jeszcze dalej...


Adam Asnyk: "Siedzi ptaszek na drzewie"


Siedzi ptaszek na drzewie

I ludziom się dziwuje,

Że najmędrszy z nich nie wie,

Gdzie się szczęście znajduje.

 

Bo szukają dokoła,

Tam gdzie nigdy nie bywa,

Pot się leje im z czoła,

Cierń im stopy rozrywa.

 

Trwonią życia dzień jasny

Na zabiegi i żale,

Tylko w piersi swej własnej

Nie szukają go wcale.

 

W nienawiści i kłótni

Wydzierają coś sobie,

Aż zmęczeni i smutni

Idą przespać się w grobie.

 

A więc, siedząc na drzewie,

Ptaszek dziwi się bardzo,

Chciałby przestrzec ich w śpiewie...

Lecz przestrogą pogardzą.


 

 

Czym jest szczęście? Jak go osiągnąć? Powszechna Encyklopedia Filozofii definiuje szczęście jako: „spełnienie się człowieka w aspekcie życia osobowego: prawdy, dobra i piękna.”[1] Przez to ujęcie nie akcentuje uczuć, ale wartości.

Platon, w dialogu „Uczta” wkłada w usta mądrej Diotymy rozmawiającej z Sokratesem pogląd, że szczęście polega na tym aby posiąść dobro i posiadać je wiecznie (bo jego utrata to przecież nieszczęście). Kiedy człowiek posiada dobro, pragnie posiadać je wiecznie. Więc pragnąc szczęścia, pragnie człowiek także nieśmiertelności. Dlatego miłość goni nie tyle za samym pięknem, ile za płodzeniem i tworzeniem w pięknie, bo przez zapładnianie istoty śmiertelne uzyskują jakiś rodzaj nieśmiertelności. Toteż i zwierzęta gotowe są bronić swych małych. W człowieku ten pęd miłosny jest natury cielesnej ale także duchowej. Stąd ludzie pełni duchowej płodności, promieniują na piękne dusze innych ludzi przez przykład lub przebywanie z nimi. Gdy takie duchowe nasienie padnie na duszę piękną, rodzą się z niej rozumne myśli, dzielne czyny, szlachetna twórczość i dążenie do prawdy.[2] Wedle tej koncepcji, wydaje się, że można sprowadzić szczęście do rozumnej troski o rozwój innych osób, wywierania na innych trwałego, pozytywnego wpływu, aby sami byli zdolni troszczyć się o kolejne osoby.


            W ujęciu judeochrześcijańskim poczucie szczęścia nie jest celem samym w sobie, ale  skutkiem ubocznym uporządkowanej relacji z Bogiem i drugim człowiekiem.

Stary Testament jako źródła szczęścia wymienia:

·         relację z kochającym Bogiem (Pwt 30:5, Pwt 33:29, Ps 33:12, Ps 41:3, Ps 65:5, Ps 89:16, Ps 144:15),

·         odpuszczenie grzechów przez Boga i szczera postawa wobec Niego (Ps 32:1-2),

·         złożenie swojej nadziei i ufności w Bogu (Ps 34:9, Ps 40:5, Ps 84:13, Ps 146:5, Prz 16:20),

·         Boże pouczenie i wychowanie (Hi 5:7, Ps 94,12),

·         wytrwałe odcinanie się od niesprawiedliwych układów i wypełnianie przykazań (Ps 1:1, Ps 112:1, Ps 128:1, Prz 28:14, Iz 3:10, Dn 12:12)

·         udane życie rodzinne (Ps 127:4-5, Syr 25:8, Syr 26:1),

·         współczucie i pomoc wobec ubogich i potrzebujących (Ps 41:2, Prz 14,21),

·         zdobywanie mądrości i kierowanie się rozumem (Prz 3:13, Syr 14:20, Syr 25:9, Syr 37:24).

 

            Tak więc, w nauczaniu Starego Testamentu, szczęście opiera się na relacjach osobowych (ufne podążanie za Bogiem, troska okazywana ludziom), oraz na wartościach duchowych.

Nowy Testament kontynuuje myśl Starego. Mówi, że szczęściem dla człowieka będzie wykonywać wiernie swoje powołanie i wytrwać w czynnej miłości (Mt 24:26, Łk 12:42). Jednakże akcentuje bardzo istotną rzecz. Jeszcze dobitniej wprowadza człowieka w logikę bezinteresownego, niezasłużonego daru. Kazanie na Górze, mówi o szczęściu, które nie zależy od zewnętrznych okoliczności, wydarzeń, uczuć, ani pozycji społecznej. Człowiek przyjmuje Bożą miłość, która jest darmowa i sam staje się zdolny do okazywania bezinteresownej miłości. Przyjmuje godność dziecka Bożego. 

Człowiek zagubiony w świecie może czuć się jak więzień i próbować zjednać sobie siły przyrody poprzez praktyki magiczne. Może też, pozostając pod wpływem mentalności niewolnika, powstrzymywać się od złych czynów w obawie przed karą.

Pod wpływem monoteizmu, może jednak przyjąć mentalność najemnika i pełnić dobre uczynki w nadziei na nagrodę. Wtedy nie traktuje już świata jak więzienie, które zadaje mu bezsensowne cierpienia, ale jak pensjonat lub miejsce pracy.

Jednak Ewangelia Jezusa Chrystusa otwiera przed nami zupełnie nowe perspektywy! Przestawia propozycję by stać się dzieckiem Boga. Wtedy nie trzeba pracować ze strachu. Nie pełni się też dobrych uczynków, aby „zasłużyć” na zbawienie, co było by nieludzkie, gdyż drugi człowiek zamiast być celem samym w sobie byłby jedynie środkiem używanym by „dostać się do Nieba”. Wiemy że godność człowieka przekracza wszelkie kategorie i podziały, nie pozwala aby go "używać", ale wzywa aby go kochać dla niego samego, niezależnie od narodowości, rasy, religii, przynależności partyjnej, czy sprawności moralnej. 

Albert Camus, w powieści „Dżuma”, przedstawia problem: czy nie jest bardziej godne pochwały gdy ateista pomaga innym bezinteresownie, niż gdy chrześcijanin pomaga innym, w nadziei na nagrodę wieczną? Jednak z perspektywy synostwa względem Boga, problem zostaje odwrócony – nie chodzi o to co ja muszę zrobić aby dostać się do Nieba. Chodzi o to  co pragnę zrobić, aby przeze mnie Niebo zstępowało na ziemię? "Szczęśliwii, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni" (Mt 5,6).  Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! (Mt 10,8).  "Oto bowiem królestwo Boże pośród was jest" (Łk 17,21b). Bóg mnie ukochał kiedy byłem jego wrogiem (por. Rz 5,10) obdarował mnie, nie oglądając się na cenę, aż  po Wcielenie i zatracenie w Śmierci na krzyżu (por. Mt 27,46) a trzeciego dnia - Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Tak więc moja służba dla innych nie jest dowodem mojej wspaniałomyślności ani nie należy jej odbierać jako oznaki moralnej "wyższości". Jest to tylko echo, niedoskonały odblask tego co samemu otrzymałem. Samemu potrzebowałem Bożego przebaczenia. Więc jeśli przebaczam, nie należy chwalić mnie jakbym był pracowitym artystą który przynosi światu wspaniały obraz miłości. Kiedy przebaczamy, jesteśmy jak lustro, które wykonuje swoją funkcję - odzwierciedla rzeczywistość, odbija prawdę o wartości drugiego człowieka, który jest dla Boga ukochaną osobą, wartą tego by przyjąć ją jako swoje Dziecko.

Mając "duchowe oczy"  będziemy widzieć grzechy drugiego człowieka jako przybite do krzyża, gdyż Bóg  "to właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi, przygwoździwszy do krzyża" (Kol 2,14b). Natomiast drugiego człowieka będziemy widzieć jako niezwykle cenną, wyjątkową i ważną osobę, gdyż Chrystus utożsamił się z każdym człowiekiem: "A Król im odpowie: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili." (Mt 25,40). Te duchowe "oczy" którymi mogę tak - zgodnie z rzeczywistością - patrzeć na bliźniego, nie są moją zasługą, ale zostały mi podarowane przez wiarę.  Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona! Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. (Rz 3,27). Zostaliśmy przez Boga tak dowartościowani, że nie musimy już sami się dowartościowywać. Czy Ty wiesz, że Pan Bóg podziwia Cię? Może niekoniecznie wszystko co robisz, ale Ciebie - tak! Psalmista mówi: "Dziękuję Ci, że mnie stworzyłeś  tak cudownie, godne podziwu są Twoje dzieła" (Ps 139,14a). Jesteśmy nie tylko dziełem Bożym. Chrystus nazywa głodnych, spragnionych, więźniów, chorych i ubogich - swoimi braćmi. Cokolwiek byśmy wymyślili aby się wywyższyć, dla Boga i tak jesteśmy nieskończenie wiele razy więcej warci niż nawet moglibyśmy zrozumieć :) Jasne - dobrze jest odczuwać satysfakcję jeśli zrobię coś dobrego. "Ten, kto się chlubi, w Panu niech się chlubi." (2 Kor. 10,17). Ale  "niech nikt w swej pysze nie wynosi się nad drugiego.  Któż będzie cię wyróżniał? Cóż masz, czego byś nie otrzymał? A jeśliś otrzymał, to czemu się chełpisz, tak jakbyś nie otrzymał ?" (por.1 Kor 4,6-7). 

 

 Człowiek w relacji z Bogiem staje się podobny do Niego, jak dziecko do Ojca. Ulega przemianie. Utożsamia pragnienia swego Ojca ze swoimi pragnieniami. Tak jak samemu przyjął bezwarunkowe przebaczenie grzechów, tak ma moc przebaczać innym. Człowiek żyje nowym życiem, które otrzymuje od Boga. A ponieważ wie, że Jego Ojciec kocha sprawiedliwych i niesprawiedliwych, sam staje się zdolny do kochania wrogów. Właściwie słowo wróg, można by zastąpić słowem „brat sprawiający problemy wychowawcze”. Trafnie ujął tą prawdę biskup Józef Życiński: „(…) w chrześcijaństwie doświadczenie lekkości serca towarzyszy odkrywaniu fascynującej prawdy o wolności dzieci Bożych. Wolność ta nie prowadzi bynajmniej do egoistycznego skoncentrowania uwagi na sobie samym, lecz wprowadza w świat głębokich paradoksów, które sprawiają, że odnajdujemy siebie, ofiarując siebie w darze dla innych.”[3] To właśnie logika bezinteresownego daru jest tajemnicą szczęścia. Spotkanie z drugim człowiekiem nie powinno być podporządkowane tylko moim interesom, moim monologom, czy przekonywaniu kogoś do moich racji. Warto wsłuchać się w drugiego człowieka, utożsamić się z jego sytuacją. "Bądź skory do słuchania, a odpowiadaj po namyśle!" (Syr 5,11) "Wiedzcie, bracia moi umiłowani: każdy człowiek winien być chętny do słuchania, nieskory do mówienia, nieskory do gniewu" (Jk 1,19). "Weselcie się z tymi, którzy się weselą. płaczcie z tymi, którzy płaczą" (Rz 12,15). Dobrze aby spotkanie z drugim było wolne od rachunku zysków i strat, prób dodawania sobie prestiżu czyimś kosztem i oceniania drugiego pod kątem przydatności. Nie zmienia to faktu, że zanim zaczniemy wspierać innych, sami potrzebujemy wzmacniać się przez dobranie sobie mądrych przyjaciół: "Jeżeli ujrzysz kogoś mądrego, już od wczesnego rana idź do niego, a stopa twoja niech ściera progi drzwi jego!" (Syr 6,36). Jezus Chrystus zachęcając do - nieskrępowanego społecznymi układami - odkrywania piękna życia, polecił: „kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych. (Łk 14:14). Trafnie ujęła te sprawy Matka Teresa z Kalkuty, pisząc: "Wszyscy tęsknimy za Niebem, w którym jest Bóg; ale jest w naszej mocy być w Niebie z Nim już teraz, być szczęśliwymi z Nim w tym momencie. Ale być szczęśliwym z Nim teraz, to znaczy kochać, jak On kocha, pomagać, jak On pomaga, dawać, jak On daje, służyć, jak On służy, wybawiać, jak On wybawia. Dlatego nawet jeśli tyko napiszesz list za niewidomego czy też po prostu przyjdziesz, usiądziesz i posłuchasz albo odbierzesz za niego pocztę, albo kogoś odwiedzisz czy też przyniesiesz komuś kwiatek… nasze uczynki nigdy nie są za małe, bo są one naszą miłością do Chrystusa wprowadzoną w czyn.”[4]

Chrześcijańska koncepcja szczęścia, jest – niestety bardziej w teorii niż praktyce – dosyć dobrze przyjmowana przez świat. Św. Łukasz zanotował w Dziejach Apostolskich słowa Jezusa Chrystusa, przytaczane przez św. Pawła: „Więcej szczęścia jest w dawaniu aniżeli w braniu.” (Dz 20:35b) Ta prawda potwierdzana jest także przez liczne badania naukowe, które wykazują psychologiczny, a nawet neurologiczny związek między ofiarnością wobec innych, a poczuciem szczęścia. Przykładowo – wspomnę badania, jakie prowadził wraz z zespołem, neuroekonomista William Harbaugh z Uniwersytetu Stanu Oregon. Badania tomograficzne ujawniły, że podczas gdy badani widzieli, jak ich pieniądze przekazywane są potrzebującym, dwa obszary mózgu, jądro ogoniaste i jądro półleżące, były szczególnie aktywne, przy czym aktywność ta wzrastała, gdy badani przekazywali pieniądze dobrowolnie. Te dwa rejony mózgu aktywizują się, gdy zaspokajamy nasze podstawowe potrzeby — jemy coś smacznego lub słyszymy komplement, co sugeruje istnienie bezpośredniego neurologicznego związku między pomaganiem innym a odczuwaniem szczęścia. [5] Badania te ukazują to, co Szekspir ogłaszał w "Kupcu weneckim" (Akt IV, scena 1):

Łaska nic nie ma wspólnego z przymusem,

Jak deszcz ożywczy z nieba spływa ona

Z swych wysokości na ziemię; podwakroć

Błogosławiona: błogosławi bowiem

Tego, co daje i tego, co bierze.

 

21 marca A.D. 2008, w magazynie "Science", ukazały się wyniki badań, jakie przeprowadzili naukowcy z  Wydziału Psychologii Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie oraz z Harwardzkiej Szkoły Biznesu w USA. Zbadano grupę 632 Amerykanów, analizując poziom odczuwanego szczęścia, roczny dochód oraz miesięczne wydatki na jedzenie, rachunki, rzeczy dla siebie, prezenty dla znajomych i cele charytatywne. Okazało się, że niezależnie od wysokości dochodów, u osób które proporcjonalnie najwięcej wydają na innych, zanotowano wyższy poziom odczuwania szczęścia, a u tych którzy przeznaczali dochody głównie dla siebie - nie.

W drugim badaniu, postanowiono przetestować tę tezę. Zbadano 16 pracowników firmy w Bostonie. Określali oni swój dochód roczny i poczucie szczęścia, w czasie przed finansową niespodzianką - premią w wysokości  od 3  tys. do 8 tys. dolarów. Później, po 6-8 tygodniach od premii, badani znów określali swój poziom szczęścia, oraz to jak i na kogo wydali pieniądze. Wzrost poczucia szczęścia nie był uzależniony od wysokości niespodziewanej premii. Czynnikiem zdecydowanie wpływającym na polepszenie nastroju, było działanie pro-społecznie: obdarowywanie innych prezentami lub pomoc charytatywna.

Badacze rozważyli także inną możliwość. Może to nie pomoc innym nas uszczęśliwia, ale odwrotnie - ludzie szczęśliwi chętniej pomagają? Wtedy  46 osób poproszono z samego rana, żeby oceniły swoje samopoczucie. Następnie wręczono im koperty, w których było 5 lub 20 dolarów. Losowo podzieleni na dwie grupy mieli je wydać do godziny 17. Części badanych polecono zapłacić jakiś rachunek lub sprawić sobie mały prezent. Pozostałych poproszono o kupienie upominku znajomemu lub o przeznaczenie pieniędzy na cele charytatywne. Wieczorem uczestnicy doświadczenia ponownie określili swe samopoczucie. Okazało się, że - niezależnie od wysokości otrzymanej kwoty -  nastrój badanych poprawiało wydanie pieniędzy, nawet pięciu dolarów, na upominek dla znajomego. Za to ci, którzy wydali pieniądze na własne potrzeby, czuli się dokładnie tak samo jak przed otrzymaniem koperty.

Jakie stąd wnioski?  Pomoc charytatywna może być skuteczniejszym sposobem na osiągnięcie stanu satysfakcji i spełnienia niż wydawanie "na siebie" - mówi prof. Elizabeth Dunn z Uniwersytetu Columbia, kierująca badaniami[6] ] Sposób, w jaki wydajemy swe pieniądze, jest nie mniej ważny od tego, ile zarabiamy. Profesor Stephen Joseph z Uniwersytetu w Nottingham, ekspert  od psychologii szczęścia, który był zaangażowany w badania - powiedział: "Większość poszukiwań w przeszłości, wskazało że pieniądze nie są  tak ważne w doświadczeniu szczęścia. Ważne są rzeczy które dokonują się w relacjach z innymi ludźmi i sprawy które pomagają ukazywać znaczenie, cel życia.  Myślę że to jest to, co mówią niniejsze badania". Profesor Ruut Veenhoven z  Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie mówi: "Często ludzie nie wiedzą co tak na prawdę czyni ich szczęśliwymi". Konkluduje: "Robienie miłych rzeczy dla inych ludzi, w sumie nie jest takie złe :)". [7] Okazało się, że mądrość zawarta w Biblii, jest weryfikowalna nawet metodami nauk przyrodniczych.  Dzięki nowoczesnym technologiom odkrywamy, że już kilka stuleci przed Chrystusem, Księga Izajasza w formie poezji mówiła prawdę: "jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem" (Iz 58,10). Po prawie dwóch tysiącach lat, dzięki zachodnim ośrodkom badawczym  odkryliśmy, że Jezus ma rację:  "Więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli w braniu" (Dz 20,35b). Któż może najlepiej znać tajemnicę funkcjonowania człowieka, jeśli nie Ten, który nas stworzył?

 

Wielu ludzi angażuje się w głupie rzeczy, chore układy, popada w choroby, stosuje zgubne używki. Nie znamy wszystkich okoliczności  jakie ich ukształtowały, ani też bólu jakiego doznają. Nie zwalniamy nikogo z odpowiedzialności za swoje czyny, wiemy tylko, że osądzając kogoś zawsze możemy się pomylić, ale kochając go - zawsze mamy rację. Zastanawiając się nad przyczynami zjawisk takich jak: anoreksja, bulimia, toksyczne pseudo-duchowości, nieuporządkowane relacje seksualne, przed oczami maluje mi się wspólne źródło problemów.

  • Wojciech Eichelberger, psycholog  i psychoterapeuta, pisze: "Na anoreksję i bulimię najbardziej narażeni są ci z nas, którzy wcześnie w swoim życiu poczuli z jakiś powodów, że nie mają prawa do życia. Wtedy trudno nam uznać, że sami w sobie, tacy jacy jesteśmy, mamy bezwarunkowe prawo istnieć. Żyjemy w przekonaniu, że musimy na nie zasłużyć, przedstawiając światu niezbite dowody naszych cnót, piękna, wartości, znaczenia".[8]
  • Dziennikarze "Telepolis" opisują, jak na ezoterycznych targach w Berlinie, samozwańczy uzdrowiciele-szarlatani oferują bogatym, lecz naiwnym ludziom przeróżne "usługi". Ceny często zaczynają się od 100 euro wzwyż. (co eufemistycznie określa sie mianem "zwrotu kosztów"). Bywa, że medium piskliwym falsetem przemawia jako "mistrzynii światła" rzekomo oddając swe ciało duchowej istocie, spryskuje ludzi dziwnymi sprejami, zapewnia że w nocy przyjdą aniołowie i zajmą się uśpionym ciałem pacjenta, ale  mimo to zaprasza na (odpłatną) wizytę by zlikwidować "blokadę w czakramach". Ludzie chłoną każde słowo, a po wykładzie tłoczą się by zapisać się na kosztowną wizytę. Nauczanie różnych "guru" to często miksowanie chrześcijaństwa z buddyzmem, mistycyzmem, teoriami spiskowymi, kosmitami, a wszystko przyprawione szczyptą tajemniczości: "Nie wolno mi zdradzić wszystkiego, ale na moim DVD znajdziecie państwo więcej informacji o nadchodzącej epoce światła". Jak piszą: "W taki sposób funkcjonuje całe to ezoteryczne środowisko. Osoba wybrana wie jakoby coś, o czym nie mają pojęcia inni, lub ma dar, którego los innym poskapił. Ci inni aby wejść choć na krótko na ten nadprzyrodzony poziom, muszą płacić. Nie przypadkiem  targi odbywają się w berlińskiej dzielnicy Wilmersdorf. Tam mieszka grupa stanowiąca target: ludzie należący do klasy średniej, w średnim wieku, średnio zamożni - marzący o tym by choć raz w życiu znaleźć się w gronie wybranych. Socjolożka Jutta Ditfurth trafnie charakteryzuje tę postawę: Ezoterycy cementują istniejący porządek. Podział na elity i na doły społeczne ma pozostać: wszystko to jest sprawą losu, karmy. A emancypacyjne dążenia ludzi? Stanowią naruszenie odwiecznych reguł ustanowionych przez bogów, duchy lub prawa naturalne." [9] 
  • Także nadużycia seksualne zdają się być podszyte przewrotną filozofią. Fryderyk Nietzsche mawiał: "idziesz do kobiet - nie zapomnij pejcza!". Filozof gardził chrześcijaństwem, uznając je za "religię niewolników", sam zaś propagował ideał nadczłowieka, który przychodzi na świat aby panować i narzucać swoją wolę słabym. Jednak w życiu prywatnym, Fryderyk był od dziecka człowiekiem wątłym, chorowitym i niespokojnym. Bał się oświadczyć swojej wybrance, więc poprosił o pośrednictwo kolegę, który za niego się oświadczył, ale także - za niego się ożenił. Umarł nękany chorobą psychiczną, która być może była następstwem syfilisu, złapanego w domu publicznym. Jak na ironię - w chorobie opiekowały się nim właśnie kobiety: matka i siostra. Żyjąca mu współcześnie  św. Teresa z Lisieux, modliła się za niego, nazywając go "braciszkiem".  
    Francuski egzystencjalista, Jean Paul Sartre w autobiograficznej książce "Słowa" (1964), wspomina dzieciństwo , kiedy  nie potrafił usprawiedliwić swojego istnienia. Porównując życie do pociągu - czuł że nie będzie wiedział co powiedzieć, gdy ktoś spyta go o bilet. Jak wspomina -  "Bóg potrafiłby wybawić mnie z kłopotu - byłbym arcydziełem podpisanym; zapewniony, że gram swoją partię w koncercie powszechnym, czekałbym cierpliwie, aż objawi mi swoje zamysły i moją nieodzowność. Przeczuwałem religię, liczyłem na nią, było to lekarstwo. Gdyby mi go odmówiono, wynalazłbym je sam. Nie odmawiano mi go; wychowany w wierze katolickiej, dowiedziałem się, że Wszechmocny stworzył mnie dla swojej chwały - było to więcej niżbym ośmielił się marzyć. Ale w następstwie w owym Bogu fashionable, o jakim mnie uczono, nie rozpoznałem Boga, którego oczekiwała moja dusza: pożądałem Stwórcy, a dawano mi Wielkiego Fabrykanta; obaj stanowili jedo i to samo, nie wiedziałem o tym (...) gdyby nie ta pomyłka, byłbym dziś mnichem" [10] Od wiary jednak odwiódł go indyferentyzm rodziny, który utrudnił poznanie żywego Boga - "służyłem bez zapału faryzejskiemu Idolowi" - pisze. Odrzucił więc tego "boga", który miałby wytwarzać ludzi jak stolarz meble i podglądać ich.  
    Jean Paul wciąż szukał "potwierdzenia siebie", w oczach innych, niestety w tym celu posuwał się nawet do kłamstw, manipulacji i wykorzystywania seksualnego młodych, niedoświadczonych dziewcząt - często pochodzenia słowiańskiego. Wprawdzie Simone de Beauvoir była jego towarzyszką życia, jednak nie chciał się z nią żenić, ale zaproponował  by oboje z założenia realizowali też przygodne romanse.  Sartre kiedy poznał młodą, rudą Brazylijkę imieniem Christina - oszukał ją, obiecując małżeństwo by dokonać jednorazowo stosunku seksualnego. "Oboje się z nią upili na pożegnanie, ona kruszyła szklanki gołymi rękami i wpadła w taką desperację, że Simone de Beauvoir musiała spędzić z nią noc w jednym łóżku, trzymając ją za nadgarstki, żeby nie wyskoczyła oknem".[11] Z biegiem lat myśl Sartre'a dojrzewała. Już w wydanej po II Wojnie Światowej książce "Egzystencjalizm jest humanizmem", nie cieszy się porzucenia wiary, ale uznaje nieistnienie Boga za poważny problem, a brak uniwersalnych wskazówek i obiektywnego sensu życia - za bardzo przykry fakt. W latach '60-tych przyznaje, że gdyby nie fatalny błąd w postrzeganiu Boga, nigdy nie zrezygnowałby z wiary. Można w nim dostrzec coraz większą otwartość. Dopiero pod koniec życia zaczął wracać do wiary w Boga. Niedługo przed śmiercią, powiedział: "Nie czuję, bym był wytworem przypadku, pyłkiem we wszechświecie, ale kimś, kogo się spodziewano, kogo przygotowano, zaplanowano. Krótko mówiąc, [czuję się] istotą, którą jedynie Stwórca mógł tu umieścić, a ta idea ręki stwórczej odnosi się do Boga" [12]
    Dominique Strauss-Kahn - polityk francuskiej lewicy i były szef Międzynarodowego Funduszu Walutowego, został oskarżony o gwałt na pokojówce w nowojorskim hotelu. Marcela Iacub, była kochanka działacza, podczas wywiadu z jego żoną Anne Sincalir, usłyszała od niej: "nie ma nic złego w tym, że dasz obciągnąć pokojówce". Marcela Iacub, wspomina żonę gwałciciela w garniturze: "Ona była bardzo miła, ale zrozumiałam, że jest święcie przekonana, iż ona sama i jej mąż - bo przypominam, że się nie rozwiedli - należą do kasty panów świata (...) dla niej świat jest podzielony na panów i sługi, dominujących i zdominowanych - i to jest normalne. To mnie trochę przestraszyło".[13]

 

Wobec powyżej przedstawionych ludzkich perypetii, bardzo trafny wydaje mi się humorystyczny komentarz Gilberta K. Chestertona z książki Ortodoksja: "Aniołowie potrafią latać, gdyż nie przywiązują zbyt wielkiej wagi do swojej osoby. (...) Człowiek "osiada" w swej samolubnej powadze, zamiast osiągnąć stan radosnego zapomnienia o sobie i wzbić się w obłoki. (...) Powaga nie jest cnotą. Stwierdzenie, że powaga jest grzechem, byłoby co prawda herezją, ale herezją w miarę rozsądną". [14]

 

 Z drugiej strony trzeba zrozumieć człowieka, który cierpi, mając wrażenie, że nikt nie traktuje go poważnie. Wiem jednak, że jest ktoś, kto traktuje mnie  bardzo poważnie - a na nasze bolączki przedstawił zdumiewający sposób. W noc przed swoją Męką, Jezus obmył nogi swoim uczniom. Byli zaszokowani tym gestem, gdyż oddał im taką posługę, jakby był ich niewolnikiem czy sługą. Wtedy wyjaśnił; "Wy nazywacie Mnie Nauczycielem i Panem. Dobrze mówicie, bo jestem nim. Jeżeli wobec tego Ja, Pan i Nauczyciel wasz, umyłem wam nogi, to czyż wy nie powinniście sobie również na wzajem nóg umywać? Zostawiłem wam przykład, żebyście sobie nawzajem to czynili, co Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam; Sługa nie jest większy od swego pana ani wysłannik od tego który go posyła. Teraz więc już wiecie to. Postępujcie tedy zgodnie z tym a będziecie szczęśliwi" (J 13,13-17). Jezus nie potrzebował udowadniać nikomu swojej wartości. On wiedział kim jest i robił swoje - bo to nie uwłaczało Jego godności. Był wolny od ludzkich opinii, czy zewnętrznych pozorów. Zaprasza nas, byśmy byli Jego braćmi i siostrami. Wszystkie nasze próby "wywyższania się" poprzez grę pozorów, są właściwie drogą do poniżenia się, tak jak wysiłki chłopca który chce ukraść ciasteczka z fabryki, zamiast poprosić swego ojca, który jest jej właścicielem. Jadąc w pociągu, któremu na imię życie - nie musimy martwić się o bilety, bo nasz Ojciec, Bóg jest właścicielem całej firmy przewozowej. Nie musimy płacić ciężkich pieniędzy za dostęp do mądrości i mocy, bo Biblia dostępna jest za darmo w Internecie w formie tekstu i plików mp3, w bibliotekach, czytana w kościołach i domach. Wiemy że Bóg stworzył każdą i każdego z nas na swój obraz i podobieństwo - więcej nawet - jeszcze przed stworzeniem świata, każdą i każdego z nas ukochał, pragnął, zaplanował i z góry przeznaczył nas dla Siebie na córki i synów. Jeśli teraz mnie czytasz, to znaczy że istniejesz, a więc Najmądrzejszy Bóg uznał, że warto Cię stworzyć.  Często jednak nie czujemy tego jak ważni, piękni i drogocenni jesteśmy. Bywa, że czujemy samotność, ból i brak oparcia, a negatywne myśli wydają sie bardziej prawdziwe i namacalne niż prawdy objawione w Piśmie Świętym. Porównałbym to do przypadku, kiedy komuś na okularach siądzie mucha i człowiek ją rozgniecie. Wtedy wszędzie - na niebie, na słońcu, na twarzach innych, na swoim odbiciu w lustrze - widzi rozgniecioną muchę, Ten widok jest realny, a świat jawi się jako potworny. Temu widokowi nie da sie zaprzeczyć i  - delikatnie mówiąc - nie wygląda to dobrze. Nie znaczy to jednak że ze światem jest coś nie tak. Zaburzone jest tylko jego postrzeganie. Nie trzeba wierzyć zmysłom i przyjmować swoich odczuć za prawdę - wystarczy tylko umyć okulary. Dla mnie kluczowe było zrozumienie, że skoro każdy człowiek może się mylić, a ja jestem człowiekiem, to ja także mogę sie mylić. Natomiast Bóg ma rację. On jest Ojcem, ja dzieckiem. On jest Nauczycielem, ja - uczniem. On widzi rzeczywistość obiektywnie, ja mogę ulegać subiektywnym odczuciom, a nawet złudzeniom. Bóg uznał Ciebie za osobę tak cenną, że pragnąc być z Tobą w relacji, Jezus przecierpiał Mękę i Śmierć na krzyżu, po trzech dniach zmartwychwstając, by także Ciebie powołać do zmartwychwstania w przyszłym świecie. Jako nastolatek, w gorzkości duszy kiedyś przekląłem; "Moje życie jest gówno warte". Wtedy poczułem jakby olśnienie i podniesienie na duchu, które na ludzki język można by przetłumaczyć: "Twoje życie jest warte Krwi Syna Bożego". Uznałem, że Mądrzejszemu powinno się ustępować. Nie oznacza to jednak, że w życiu unikniemy cierpienia. Wiemy jednak, że nie trzeba sie bać i że smutne dni nie będą trwać wiecznie. W noc przed swoją Męką, powiedział Chrystus: "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę - Jam zwyciężył świat" (J 16,33).

Wybitny psychoterapeuta, Alan Loy McGinis pisze: "Współczesna, tak zwana pop-psychologia spowodowała powstanie całej fali poradników i książek, które zalecają stanowczość, dbałość o swoje sprawy, wykorzystywanie innych zanim oni wykorzystają ciebie i polecenie ludziom, którzy nie dają tego, czego się po nich spodziewamy, żeby po prostu zniknęli. W rzeczywistości tendencja ta nie jest niczym nowym. Arogancja jest obecna wśród nas od dłuższego już czasu. Filozofii tej towarzyszy jednak patos. Jest nim mianowicie zamiar uszczęśliwienia ludzi w jakiś sposób pogrążonych. Powiedziano im, że ignorowanie potrzeb ludzi, którzy ich otaczają i przebijanie się za pomocą łokci na naprzód, uczyni ich szczęśliwymi. Jednak moje doświadczenia wyraźnie wskazują, że osoby, które odpychają innych, zastraszają i gardzą ludźmi od nich zależnymi, dochodzą do szczytu i dopiero wtedy stwierdzają, że nie ma tam nikogo, kto byłby im życzliwy. Jezus negował taki styl życia mówiąc, że ci, którzy nadmiernie zabiegają o swoje życie, skończą tracąc je. Chrystus powiedział też, że ci którzy stracą swe życie dla Niego, będą uratowani, a Biblia pełna jest fragmentów opisujących poświęcenie siebie, które w dalszej perspektywie prowadzi do szczęścia. Innymi słowy, szczęście nie przychodzi zazwyczaj do tych, którzy go intensywnie poszukują. Szczęście jest przecież produktem ubocznym. Zauważyłem, że ludzie szczęśliwi nie przepychają się, nie zastraszają innych. Są pewni swej wartości, której część pochodzi z czynienia innych szczęśliwymi. Istnieje też nagroda  za takie czyny, ponieważ przyjaciel chętny do poświęcenia dla drugiego nigdy nie będzie zapomniany." [15] Więc rzeczywiście: "Kto bowiem chce miłować życie i oglądać dni szczęśliwe, niech wstrzyma język od złego i wargi - aby nie mówić podstępnie.  (1 P 3,10)

Mówiąc o ofiarności, nie mam na myśli naiwności. Mamy kochać wrogów, ale to nie oznacza, że mamy pozwalać się krzywdzić. Jeśli pozwalasz się krzywdzić, to nie kochasz swojego wroga, bo tolerujesz to, że on staje się gorszym człowiekiem. Tymczasem ani masochizm, ani przymykanie oczu na zło - nie są oznakami zdrowych relacji. Aby móc "podarować siebie"  świadomie i odpowiedzialnie, trzeba wpierw "posiadać siebie", a więc osiągnąć samodyscyplinę i mądrość. Nic dziwnego że nieraz słyszę od kolegów, że muszą "wziąć się za siebie" zanim będą mogli wejść w związek z dziewczyną. 

Można by spytać, czemu w tekście o szczęściu, mówię tyle o Panu Bogu. Przecież  w Anglii ludzie nawet zbierają pieniądze, aby umieścić na autobusach napis: 'Boga prawdopodobnie nie ma. Przestań się martwić, zacznij cieszyć się życiem". Takie hasło jest dziwne. Nie tylko zdradza druzgocącą ignorancję w pojmowaniu tego kim jest Bóg, lub na czym polega radość. [16] Zdaje się być ono skierowane tylko do zdrowych, bogatych i młodych  ludzi - zwłaszcza na imprezie w sobotnią noc. Przypomina mi się pewna historia która - ironia losu - wydarzyła się właśnie w Anglii,  w XIX wieku. Otóż Charles Bradlaugh, ateista, postanowił zaprosić chrześcijanina, na debatę o zasadności twierdzeń chrześcijaństwa. Zaproszony Hugh Price Hughes, wybitny misjonarz działający w londyńskich slumsach, przyjął zaproszenie, ale pod jednym warunkiem. Oświadczył: „Proponuje, aby każdy z nas przedstawił konkretne dowody zasadności swoich przekonań – osoby, które zostały wyzwolone z grzesznego i haniebnego życia poprzez wpływ naszego nauczania. Ja przyprowadzę 100 takich osób i proponuję, żeby pan uczynił to samo”. Hughes przystał na to, aby Bradlaugh przyprowadził 50 osób, skoro nie może 100, a gdy i to nie było możliwe, by przyprowadził 20 osób. W końcu zgodził się na jedną osobę. A więc Bradlaugh miał znaleźć tylko jednego człowieka, którego życie poprawiło się dzięki wyznawaniu ateizmu, a Hughes, który miał przyprowadzić 100 osób, zgodził się mimo to na debatę. Ostatecznie Bradlaugh wycofał się![17]

Rzeczywiście od dwóch tysięcy lat po czasy nam współczesne, każdego dnia nawiązywanie osobistej relacji z Jezusem Chrystusem sprawia że życie ludzi zmienia się na lepsze. Kryminaliści zmieniają się w dobroczyńców. Ludzie pełni nienawiści okazują przebaczenie.  Alkoholicy odstawiają picie. Osoby zakażone wirusem HIV, przezwycieżają rozpacz odnajdując siłę i inspirację do życia z pasją i wykorzystywanie każdego dnia na konstruktywne działania dla dobra innych [18].  Prostytutki, striptizerki i aktorki porno porzucają upokarzające zajęcia i często odkrywają udane życie rodzinne (np. Shelley Lubben, była prostytutka i aktorka porno, która z Bożą pomocą wyszła z brudnego biznesu, alkoholizmu i zaburzeń nerwicowych, dziś szczęśliwa żona, matka i działaczka na rzecz ofiar porno- i narko-biznesu) [19] . Narkomani odnajdują siłę by wyzwolić się z nałogu (niektórzy należą do moich bliskich przyjaciół, innych poznałem na koncertach, np lidera zespołu Anti Babilon System, chłopaków z Royal Rap, a także Arci'ego - muzyka ormiańskiego pochodzenia, który łączy elementy rapu i reggae; o jeszcze innych czytałem - m.in. Brian "Head" Welch, były gitarzysta zespołu KoRn, oraz Reginald  "Fieldy" Arvizu, basista z tego samego zespołu, obaj zostali wyzwoleni z nałogu zażywania metaamfetaminy). Opowiadanie o wspaniałych przemianach życiowych, uzdrowieniach, uwolnieniach jakie zaszły w życiu moim, moich bliskich i u niezliczonej rzeszy ludzi na świecie, przekracza ramy niniejszego tekstu, a nawet nie pomieściła by ich jedna biblioteka. Mogę tylo dodać, że warto potraktować na na serio słowa Jezusa: "Przyjdźcie do mnie wszyscy którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię" (Mt 11,28). 

Trzeba jeszcze zrobić pewne dopowiedzenie. Wyznawcy "nowego ateizmu", którzy finansują napisy na angielskich autobusach, przekonują de facto  że nasze życie nie ma obiektywnego sensu, ani celu, a jest tylko wynikiem ślepego przypadku i bezpowrotnie rozpadnie się w chwili śmierci. W związku z tym - jak twierdzą - nie trzeba się martwić, ale cieszyć życiem (na co rzekomo nie wpadli ludzie wierzący). Ideologia ta zakłada, że istnienie Boga jest powodem zmartwienia. Jakby wyznawanie Boga umniejszało człowieka, a wywyższenia człowieka wymagało odrzucenia Boga, stanowiącego "zagrożenie". Taki "bóg" miałby pozbawiać człowieka wolności i przyjemności. Oczywiście - to bzdura!  
C.S. Lewis pisał kiedyś, że gdyby spytać człowieka dawnego i współczesnego o to co jest najważniejsze i dla nich najbardziej upragnione w relacji z drugim człowiekiem - dawniej powiedziano by, że miłość,  a dzisiaj, że bezinteresowność. Tak jakby nie liczyło się, co ktoś dla mnie robi, ale to, żeby robił to i nic z tego nie miał. Być może niektórzy podejrzliwie patrzyli na wyniki badań naukowych, które mówią że pomaganie innym czyni nas szczęśliwymi, Może ktoś uznał, że podważa to bezinteresowność, bo ktoś pomaga innym by poczuć się lepiej. Już w etyce Immanuela Kanta, akcentowany był obowiązek i bezinteresowność. Wtedy ideałem byłby człowiek zmęczony, zniechęcony, pozbawiony satysfakcji, który z obrzydzeniem pomaga innym, ale mimo wszystko - nadal wypełnia swoje obowiązki. Ale etyka chrześcijańska akcentuje co innego. Poznawanie  Pisma Świętego, modlitwa i czynienie dobra przemienia nas wewnętrznie, wykształca cnotę, czyli trwałą skłonność do dobrych czynów "aby człowiek Boży był doskonały, przysposobiony do każdego dobrego czynu" (2 Tm 3,17). Czym więcej czynimy dobra, tym przychodzi nam to łatwiej, zaczyna nas no fascynować i pociągać, dawać radość i satysfakcję. I o to chodzi! Nie ma w tym nic złego, że pomagając innym, pomagasz sobie. Przyjemność jest dobra i stworzona przez Boga. Etyka chrześcijańska promuje człowieka zafascynowanego dobrem, które przychodzi mu naturalnie, a nie jakiegoś cierpiętnika z zaciśniętymi zębami:  Nie o to bowiem idzie, żeby innym sprawiać ulgę, a sobie utrapienie, lecz żeby była równość (2 Kor 8,13). Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg (2 Kor 9,7). I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał (1 Kor 13,3). Tak więc egoista to ktoś kto nie kocha nikogo, nawet siebie. Altruista to ktoś kto kocha bliźniego,  jak siebie samego: "Miłosierny dobrze czyni sobie, a okrutnik dręczy samego siebie" (Prz 11,17). Nie ma sprzeczności między kochaniem siebie a kochaniem bliźnich. Mamy jedno serce, którym kochamy Boga, siebie i bliźnich. Im bardziej jestem w Bogu, tym bardziej jestem sobą. Chrystus powiedział: "Ja jestem krzewem winnym, wy - latoroślami. Kto trwa we mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze mnie nic nie możecie uczynić" (J 15,5). Św. Paweł porównał Kościół Chrystusowy do jednego organizmu, gdzie poszczególne narządy działają razem, współodczuwają, oddziałują na siebie i wzajemnie troszczą się o siebie. Jeśli kocham siebie -to chcę dla siebie tego co najlepsze i najpotrzebniejsze: będę dbał o swoją relację z Bogiem - bo On daje mi istnienie, mądrość i moc, ale także będę dbał o relację z ludźmi, bo są fajni. Jeśli kocham Boga - to będę kochał także wszystkich ludzi, bo są stworzeni na Jego obraz i podobieństwo i są dla niego ważni, a będę też dbał o siebie, bo jestem przez Niego chciany i kochany. I wreszcie - jeśli na prawdę kocham innych, to będę dbał o siebie, aby być zawsze gotowym do służby dla nich i będę kochał Boga, aby od Niego czerpać miłość i siłę, aby przekazywać ją innym. To działa jak naczynia połączone. A miłości: do Boga, do siebie i do ludzi - o ile są autentyczne - koniecznie stanowią jedność. 

Ostatnio moją uwagę zwróciło ogłoszenie zapraszające na wolontariat. "Czy chcesz rozwijać siebie poprzez pomoc innym"? Zwróciłem uwagę na to, że nawet w tak szlachetnym celu, ktoś nieświadomie odwrócił zdrową perspektywę. Bo przecież nawet gdyby wolontariat nie dawał poczucia rozwoju, trzeba pomagać ludziom gdyż oni są tego warci. Uważam, że powinniśmy rozwijać siebie po to aby wpływ jaki wywieramy na innych, był jak najlepszy, abyśmy uspokajali zestresowanych, opiekowali się potrzebującymi, dawali wsparcie tym którzy czują się niepewnie, przekazywali wiedzę. Tak więc Bóg lub drugi człowiek stają się celem samym w sobie, a nie środkiem do celu. Wtedy dopiero odnajdujemy siebie w odpowiedniej perspektywie, wychodzimy z dusznej twierdzy i łapiemy trochę świeżego powietrza. Dr Twenge pisze: "Tak bardzo skupiamy się na swoich indywidualnych pragnieniach, czując pustkę wewnętrzną, że rezultatem jest często depresja"[20]. Kłopot w tym, że często najwyższym dobrem jakie proponuje tzw. "współczesny świat", jest przyjemność. Przyjemność jest dobra kiedy jest skutkiem ubocznym naturalnych działań lub środkiem dla wyższego celu (jedzenie, picie, sen, zabawa, seks małżonków, taniec, spacer). Natomiast kiedy przyjemność jest celem samym w sobie, staje się niszcząca gdy zajmuje miejsce radości i blokuje życie osobowe. Możemy używać nawet drugiego człowieka jako środek do celu którym jest przyjemność. Jest tak kiedy nie interesujemy się czym żyje druga osoba, ale interesujemy się np. dobrym nastrojem w jaki nas wprowadza.  A gdy zechce np. się wyżalić, to już nie mamy ochoty poświęcać jej czasu. Pułapka polega na tym, że człowiek może zastępować radość, nieuporządkowaną przyjemnością. Radość jest doświadczana tylko przez osoby (istoty wolne i rozumne), jest wyzwalająca, bazuje na relacjach (miłość, przyjaźń, służba), jest długotrwała, pozostawia pokój chęć do życia, prowadzi do otwarcia się na innych. Przyjemność sama w sobie - może być odczuwana także przez zwierzęta, bywa uzależniająca, bazuje na działaniu hormonów i neuroprzekaźników (adrenalina, dopamina), jest krótkotrwała, może pozostawiać niepokój, w skrajnych przypadkach (ciężkie nałogi) wiedzie do samobójstw, degraduje, zamyka człowieka w kręgu własnych doznań. Może to dotyczyć nadużywania alkoholu, narkotyków, hazardu, objadania się, prowokowania wymiotów, samookaleczania się, rozwiazłości seksualnej). Stąd tak ważne są źródła radości w naszym życiu. Jako nastolatek zauważyłem, że kiedy analizuję moje życie, krzywdy jakich doznałem, porównuję się z innymi, zastanawiam się nad tym czy moje potrzeby są zaspokajane - łatwo popaść w przygnębienie i rozpacz. Natomiast kiedy działam żeby zrobić coś dobrego dla innych - jestem pełen energii i zadowolenia. Znawcy tematu nie są zaskoczeni faktem że wszelakie stany nerwicowe i depresyjne mają silną pożywkę i fundament w egocentyzmie. Tata uczył mnie że "lepiej jest mieć serce otwarte niż zamkniete, mimo, że nieraz boli". Tak też pisał Stanisław Siek: "Trzeba nastawić się na możliwość "zranienia" ze strony życia, świata i ludzi. Nie można żyć i działać, a zwłaszcza działać skutecznie i coś w życiu osiagnąć, nie narażając się na drobne ukłucia, zawody, niepowodzenia. Trzeba to wkalkulować w ryzyko życia. Trzeba podjąć taką gotowość, takie ryzyko "zranienia", zaakceptować je, pogodzić się z nim, wtedy to co nas dotychczas raniło, oburzało, obezwładniało nasze działanie, wyda nam się "normalne" (bo w rzeczywistości jest to normalna procedura życia, że coś nas od czasu do czasu zrani) i nie będzie hamowało naszego działania.[21] 
Bóg stworzył przyjemność, ale powołuje nas do radości i nie chce abyśmy się zatrzymywali na poziomie tylko cielesnym, ale byśmy także osiągnęli  pokój umysłu i rozkwit ducha. Najlepiej ukazuje to fragment: "... znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz! Po cóż, mój synu upajać sie obcą i obejmować piersi nieznanej?" (Prz 5,18-20) Chrystus nie ukrywa przed nami celu swojego nauczania: "To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna" (J 15,11).

Brian "Head" Welch, były gitarzysta zespołu KoRn, który przyjął chrzest 10 marca A.D. 2005, mówi:  "Moje życie przewyższyło moje najśmielsze marzenia. Miałem więcej pieniędzy, grałem na większych koncertach, miałem domy, samochody... Próbowałem narkotyków, próbowałem seksu, próbowałem w życiu wszystkiego, żeby znaleźć w nim satysfakcję. Myślałem, że dzięki temu moje życie może być spełnione, że tak urzeczywistnią się moje marzenia. I tak się stało, ale nie czułem się spełniony. Kiedy przyszedł Chrystus, to uczucie które On Ci daje, to dar zrozumienia życia. Wszystko zostało stworzone dla Chrystusa i przez Chrystusa. Jesteśmy stworzeni aby być z Nim. To najbarziej niesamowite uczucie, bo jesteś tam, gdzie należysz. W Twoim życiu jest zadowolenie, bo nie musisz szukać już nigdzie indziej... Jesteś dokładnie tam gdzie powinieneś, a odpowiedź na pytanie o sens życia - jest odnaleziona".  [22]

Kilka lat później, basista z zespołu KoЯn - Reginald  "Fieldy" Arvizu, także został chrześcijaninem. Droga nowego życia w Chrystusie to dla niego "zdumiewajaca i potężna rzecz". O duchowym i emocjonalnym uzdrowieniu oraz wyjściu z narkomanii mówi: "Moim jedynym odwykiem był Jezus Chrystus i Biblia". [23] 

 Piotr Stępniak -  były gangster, który spędził w więzieniach ponad 20 lat życia w programie "Pytanie na śniadanie" powiedział: "Czy wierzę w resocjalizację? No wierzę, że jest ona pomocna człowiekowi który jest w więzieniu ale to nie ona zmienia... ona nie zmienia. Człowiek człowieka nie zmieniani -  psycholog nie zmieni człowieka, terapeuta, psychiatra... Bo nie weźmie problemów, nie weźmie tego bólu nagromadzonego, odrzucenia, które człowiek ma w sercu".

 Gdy był w więzieniu, pewien człowiek powiedział mu o Dobrą Nowinę o Jezusie Chrystusie. Pobił tego człowieka tak, że wylądował w szpitalu. Pobity wysłał Piotrowi list z więzienia. Po pewnym czasie gangster jednak uwierzył i zaczął czytać Nowy Testament, stwierdzając; "to jest o moim życiu". Wielką radością było dla niego odkrycie Prawdy i zaprzyjaźnienie się z funkcjonariuszem, którego dotychczas uważał za wroga. Po wyjściu z więzienia ożenił się i adoptował chłopaka imieniem Daniel, który również miał problemy z prawem.


Wraz z innymi nawróconymi kryminalistami założył Bożą Bandę Byłych Bandytów. Dziś ma pełne ręce roboty, niosąc pomoc młodzieży,  więźniom, chorym i wykluczonym. Prowadzącemu program podarował prezent, Nowy Testament, który poleca jako podręcznik szczęśliwego życia. [24]

Rzeczywiście, coś w tym jest. Według niedawnych badań przeprowadzonych przez Uniwersytet Nawarry w Hiszpanii, w Europie najszczęśliwsi są katolicy i protestanci. „Poczucie szczęścia jest wprost proporcjonalne do zaangażowania religijnego – wykazali hiszpańscy uczeni. Największymi szczęśliwcami okazali się konserwatyści i to pomimo etycznego rygoryzmu, którego wymaga od nich wiara. Ale dotyczy to jedynie katolików i protestantów”. Analizy zostały dokonane na podstawie danych pochodzących z 24 państw Europy.[25]

Także w latach 2002/2003, 2004 i 2006 – w ramach „European Value Study”,  przeprowadzono badania na 140 osobach w 24 krajach Europy. Analizę dogłębnych studiów przeprowadził serwis „Mercator.net”. Stwierdzono, że 1) istnieje ścisła zależność między szczęśliwością a religijnością 2) katolicy i protestanci są o wiele bardziej szczęśliwi niż inne grupy, 3) istnieje pozytywna korelacja między zaangażowaniem w wierze a poziomem szczęśliwości: ci którzy deklarują, że chodzą do kościoła codziennie, są szczęśliwsi niż ci którzy nie chodzą nigdy [26] 

Socjolog z University of Wisconsin-Madison, Chaeyoon Lim i Robert D. Putnam z Harvard University stwierdzili, że bliskie przyjaźnie  zawierane w grupach religijnych są istotne dla wysokiego poziomu szczęścia u osób wierzących.[27] Rzeczywiście, księgi mądrościowe nauczają: "Wierny bowiem przyjaciel potężną obroną, kto go znalazł, skarb znalazł (...) Wierny przyjaciel jest lekarstwem życia; znajdą go bojący się Pana" (Syr 6,14.16); "Przyjaciel kocha w każdym czasie, a bratem się staje w nieszczęściu" (Prz 17,17).

  Dwóch socjologów – dr Paul Ammons z Uniwersytetu Georgia, oraz dr Nick Sinnet 
z Uniwersytetu Nebraska,  badali, jaki typ ludzi posiada najszczęśliwsze więzi rodzinne, 
w tym najszczęśliwsze małżeństwa. Kluczową cechą wspólną dla tych rodzin było to, „że są one głęboko duchowe” [28] Dr Sinnet wskazuje również na inne badania, przeprowadzone w ciągu kilkudziesięciu lat, z których wynika silny związek pomiędzy religią a sukcesem i szczęściem nie tylko w rodzinie, ale we wszystkich dziedzinach życia – „religia może być głównym źródłem siły dla rodzin, podobnie jak dla jednostek". [29]

 

Dr Lorna Sarrel i dr Philip Sarrel, terapeuci seksualni i wykładowcy w szkole medycznej w Yale University przeprowadzili ankietę wśród 26 000 mężczyzn i kobiet, aby zbadać kobiecą seksualność. Wykazali silny związek „pomiędzy siłą uczuć religijnych kobiety a jej zdolnościami do rozkoszowania się przeżyciami seksualnymi”. Czym silniejsze i bardziej pozytywne było zaangażowanie religijne kobiety, tym lepsze miała życie seksualne.  Natomiast wśród kobiet żywiących silne uczucia antyreligijne występowało najniższe zadowolenie z więzi seksualnych [30]

Także ankieta czasopisma „McCalls” wykazała, że kobiety wierzące – te, które są świadome obecności Boga w ich życiu – często posiadają mniej zahamowań i są bardziej gorące i otwarte niż inne  [31]

Również artykuł Chicago Tribune, dotyczący ankiety na temat upodobań seksualnych 100 000 czytelników czasopisma „Redbook”, donosi: „Godną uwagi zasadą jest, że im większa intensywność przekonań religijnych kobiety, tym bardziej jest prawdopodobne, że będzie ona wysoce usatysfakcjonowana seksualnymi przyjemnościami małżeństwa (…) większa przyjemność seksualna kobiet religijnych może być po prostu przejawem większego szczęścia w ogóle” [32]

J.T. Fisher, psychiatra, stwierdza: "Gdybyśmy mieli zebrać wszystkie co
do jednego autorytatywne artykuły, jakie kiedykolwiek zostały napisane przez najlepszych psychologów i psychiatrów na temat zdrowia psychicznego, gdybyśmy je wszystkie połączyli, udoskonalili i oczyścili z gołosłowia, gdybyśmy wydobyli z tego samą  istotę i gdybyśmy tę czystą, nieskażoną naukową wiedzę przekazali najlepszym żyjącym poetom do zwerbalizowania, otrzymalibyśmy niepełne i niezgrabne podsumowanie Kazania na Górze. W porównaniu z oryginałem strasznie by ucierpiało. Od prawie dwóch tysięcy lat świat chrześcijanski trzyma w rękach pełną odpowiedź  na dręczące go, bezowocne tęsknoty. Oto (...) instrukcja udanego ludzkiego życia pełnego optymizmu, zdrowia psychicznego i zadowolenia" 
[33]  




Jeśli religijność ma służyć człowiekowi, musi to być religijność czysta, a nie zabobonność, fanatyzm czy konformizm. "Religijność czysta i bez skazy wobec Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata" (Jk 1,27). Droga jaką ukazuje nam Biblia to nie próba dotarcia do Sacrum przez nasze obrzędy.  Kierunek jest inny. To Bóg przychodzi do nas przez Jezusa Chrystusa i oferuje więź ze Sobą. On jest Numerem Jeden w moim życiu, a ja jestem drugi.  Wylewa na nas swojego Ducha Świętego i jednoczy nas w Kościół, jak w jeden organizm. "Bo królestwo Boże to (...) sprawiedliwość, pokój i radość w Duchu Świętym (Rz 14,17) Tak więc cała mądrosć świata, wywody uczciwych filozofów i badania rzetelnych naukowców nie przewyższa tej mądrości jaka jest nam dana: 

  Będziesz miłował Pana, Boga swego,

 całym swoim sercem, 

całą swoją duszą, całą swoją mocą 

i całym swoim umysłem; 

a swego bliźniego jak siebie samego 

(Łk 10,27)


Krzysztof Reszka

 

 

 


 

 



[1] Powszechna Encyklopedia Filozofii, Polskie Towarzystwo Tomasza z Akwinu, Lublin 2008, t. 9, s. 299

[2] Platon, „Uczta” [w:] Platon, „Obrona sokratesa, Kriton, Uczta”, tłum. Władysław Witwicki, hachette Livre Polska sp. z o. o, Warszawa 2008, s. 182-188

[3] Józef Życiński, „Bóg postmodernistów”, Redakcja Wydawnictw Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, Lublin 2001, s. 45

[4] Matka Teresa z Kalkuty, Brat Roger z Taize, Modlitwa. Źródło współczującej miłości, Wydawnictwo Znak, Kraków  1996, s. 22-23

[5] Beata Frańczak, Szczęśliwy mózg altruisty, „Znaki Czasu” 03/11 [w:] http://znakiczasu.pl/samo-zycie/201-szczesliwy-mozg-altruisty

[6]   Altruiści są szczęśliwsi niż egoiści,  [w:] http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Altruisci-sa-szczesliwsi-niz-egoisci,wid,9783970,wiadomosc.html?ticaid=110a11

[7] James Randerson, The path to happiness: it is better give than receive, "The Guardian", Piątek 21 marca 2008 r. [w:] http://www.guardian.co.uk/science/2008/mar/21/medicalresearch.usa 

[8] Wojciech Eichelberger, Renata Dziurdzikowska, "Co z tym światem", IPSI Press, Warszawa 2008, s. 61

[9] Sarah Burton, Patrick Spät, Ezoteryka: drogie oświecenie. Kapłani wielkiej blagi,  "Forum" nr 9, 4-10.03.2013, s. 34-35, przedruk za: "Telepolis" 14.02.2013, [w:] http://www.polityka.pl/swiat/tygodnikforum/1536821,1,ezoteryka-drogie-oswiecenie.read

[10] Jean Paul Sarte, "Słowa", Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1965, s.77-78

[11] Anna Nasiłkowska, "Jean Paul Sartre i Simone de Beauvoir", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 243

[12] Stephen Schwarz, "Summary Statement" [w:] The Intellectuals Speak About God, red.: Roy Abraham Varghese. Dallas: Lewis and Stanley Publishers, 1984 | cyt. za: Josh Mcdowell, Przewodnik apologetyczny, Oficyna Wydawnicza "Vocatio", Warszawa 2002, s. XLVI

[13] rozm. Eric Aechimann, Piękna i bestia, "Forum" nr 9, 4-10.03.2013, s. 14-16, przedruk za: Le Nouvel Observateur, 21.02. 2013

[14] Gilbert Keith Chesterton, "Ortodoksja. Romanca o wierze", Fronda Sp. z o. o., Warszawa 1996, s. 129

[15] Alan Loy McGinnis, "Sztuka przyjaźni", Oficyna Wydawnicza "Vocatio", Warszawa 1991, s. 139

[16] Fr. Robert Barron komentuje zagadnienie nowego ateizmu, (porównując go z ateizmem  XX-wiecznych egzystencjalistów i  "egzystencjalizmem" Biblii) [w:]  http://www.youtube.com/watch?v=5l00IXkqxNY

[17] D. James Kennedy, Jerry Newcombe, "What if Jesus have never been born?", Nashville: Thomas Nelson, 1994, s. 189, cyt za; Josh McDowell, "Przewodnik apologetyczny", Oficyna Wydawnicza "Vocatio", Warszawa 2002, s. 152

[18] Zob. A) Steve Sawyer - "Żyjąc nadzieją" http://www.kazdystudent.pl/a/nadzieja.html
 B) Christopher Yuan - świadectwo nagrane A.D. 2007 [w:] http://www.youtube.com/watch?v=4lgCDmTVZbY

[19] Zob. http://pl.wikipedia.org/wiki/Shelley_Lubben - Warto także zobaczyć jej wystąpienie i posłuchać jej poruszającej historii: 
1. http://www.youtube.com/watch?v=1rF6B6g3dEA 
2.  http://www.youtube.com/watch?v=1EJFLqpwkAw 
3. http://www.youtube.com/watch?v=_WXLuKNNYKw 
4. 
http://www.youtube.com/watch?v=GZrqhr2OT24
5. http://www.youtube.com/watch?v=vn9oYmLDSl4

[20] Jean M. Twenge, "Generation me", New York; Free Press, 2008, s. 2 | cyt. za; Josh McDowell, Sean McDowell, "(nie?) Wiarygodne Zmawrtychwstanie", Oficyna Wydawnicza "Vocatio", Warszawa 2009, s.37]

[21] Stanisław Siek, "Higena psychiczna i autopsychoterapia", Akademia Teologii Katolickiej, Warszawa 1982, s. 254

[22] Brian "Head" Welch ( KoЯn ) - świadectwo nawrócenia [w:] http://www.youtube.com/watch?v=cgm4ytZH3zY

[23]   Another membre of KoRn finds the Lord, Christian Beaking News10 marca A.D. 2009 [w:] (ang.) http://www.breakingchristiannews.com/articles/display_art.html?ID=6461 zob. także "Reggie "Fieldy" Arvizu of Korn Tells How He Found Jesus and Stayed With Korn!!" [w:] http://www.youtube.com/watch?v=lZAWWDhRyBI

[24]"Pytanie na śniadanie: były gangster", copyriht by Telewizja Polska S.A. [w:] http://www.youtube.com/watch?v=IoL_3MZ2ICs

[25] Religia sposobem na szczęście?, Katolicka Agencja Informacyjna 01.09. A.D. 2012, [w:] http://ekai.pl/wydarzenia/ciekawostki/x50154/religia-sposobem-na-szczescie/

[26]  Wierzący = szczęśliwsi [w:] http://www.niedziela.pl/artykul/96722/nd/Wierzacy-%3D-szczesliwi

[27] http://facet.interia.pl/obyczaje/religie/news-wierzacy-sa-szczesliwsi,nId,449659

[28] Claire Safran, „Troubles that Pull couples Apart”, "Redbook" (I 1979), s. 83. cyt za: Josh McDowell, Tajemnica miłości, TKECH, Kraków 1992, s. 143

[29] David Milofsky, What Makes Good Family, Redbook VIII 1981, s. 60, 62 cyt. za: Josh McDowell, Tajemnica miłości, TKECH, Kraków 1992, s.142

[30] Lorna, Philip Sarrel., „The Redbook Report On Sexual Relationships: A Major New Survey Of More Than 20 000 Women and Men”, Redbook (X 1980), s. 76-77, za:Josh McDowell, Tajemnica miłości, TKECH, Kraków 1992, s. 141

[31] Natalie Gittelson, „Heppily Maried Women: How They Got That Way, How They Stay Way”, “McCalls” (II 1980) s. 36, za: Josh McDowell, Tajemnica miłości, TKECH, Kraków 1992, s. 141

 

[32] James  Robinson, Survey Hints Religion May Aid Sexual Enjoyment, Chicago Tribune” 9b.m. r. w.) cyt. zaJosh McDowell, Tajemnica miłości, TKECH, Kraków 1992, s.143

[33] J.T.Fisher, L.S. Hawley, "A Few Buttons Missing", Lippincott, Philadelphia 1951, s. 273 | cyt. za Josh McDowell, "Więcej niż Cieśla", Oficyna wydawnicza "Vocatio", Warszawa 1996, s 29-30

 

Prawdę ceniej wyżej niż polityczną poprawność.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie