Slepa manka Slepa manka
1154
BLOG

Magdalenkowe dziedzictwo Lecha Kaczyńskiego-widziane z USA

Slepa manka Slepa manka Polityka Obserwuj notkę 12

Wiem, że jestem postrzegana przez wielu czytelników moich notek, jako osoba ziejąca zoologiczną nienawiścią do PiS, a szczególnie do prezesa Kaczyńskiego i jego brata tragicznie zmarłego w „katastrofie” smoleńskiej, oraz Antoniego Macierewicza. Nie mam im tego za złe, wszak jest to tylko moja prywatna ocena ich postępowań i faktów jakie zostały przez te osoby wytworzone, oraz ich interpretacja. W nagrodę  została mi przypięta łatka ruskiej agentki, zaś ja publicznie wielokrotnie  przyznawałam, że i owszem, jestem agentką zadaniowaną osobiście przez samego Władimira Władimirowicza na polski odcinek. Więc jak chcą teraz niektórzy, zostałam zadaniowana na odcinek wyjaśnienia roli Lecha Kaczyńskiego w magdalenkowych obradach. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie krytykuje polityki magdalenkowego eliciarstwa wobec banderowwskiej Ukrainy, tylko jakiś chory z nienawiści maniak lub cyniczny ruski agent, kwestionujący geniusz strategosa nad strategosami, oraz testament Lecha Kaczyńskiego.

Dlaczego moim zdaniem należy przywiązywać wciąż bardzo wielką uwagę do umowy magdalenkowej, której jak twierdził Lech Kaczyński wogóle nie było? To tam właśnie postanowiono, by Polska pozostała państwem teoretycznym, jak to pięknie i niezwykle trafnie ujął były już minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz, absolwent UJ historii.

Podaję za wikipedią że w Magdalence, ośrodku MSW, spotykali się przedstawiciele komunistycznych władz, z przedstawicielami NSZZ „Solidarrność”, od 16 września 1988 roku. W sumie odbyło się 5 spotkań w Magdalence, przy czym grupa magdalenkowa spotykała sie 13 razy. 

Łącznie w rozmowach w Magdalence uczestniczyły 42 osoby. W spotkaniach w Magdalence udział brali (w różnych zespołach i składach osobowych) ze strony władz: gen. Czesław Kiszczak, Stanisław Ciosek, Artur Bodnar, Jan Janowski, Jan Jarliński, Mieczysław Krajewski, Harald Matuszewski, Jerzy Ozdowski, Romuald Sosnowski, Bolesław Strużek, Jan Szczepański, Tadeusz Szymanek, Stanisław Wiśniewski, Andrzej Gdula, Bogdan Królewski, Janusz Reykowski, Aleksander Kwaśniewski, Ireneusz Sekuła, Jerzy Uziębło, Władysław Baka, Jan Błuszkowski, Leszek Grzybowski; ze strony opozycji solidarnościowej: Lech Wałęsa, Andrzej Stelmachowski, Władysław Frasyniuk, Lech Kaczyński, Władysław Liwak, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Merkel, Alojzy Pietrzyk, Edward Radziewicz, Bronisław Geremek, Mieczysław Gil, Witold Trzeciakowski, Adam Michnik, Zbigniew Bujak, Jacek Kuroń, Andrzej Wielowieyski, Ryszard Bugaj; ponadto udział brali przedstawiciele Kościoła katolickiego: ks. Alojzy Orszulik, ks. abp Bronisław Dąbrowski, ks. bp Tadeusz Gocłowski. Spotkania były protokołowane – zajmowali się tym: Krzysztof Dubiński, Kazimierz Kłoda, Jacek Ambroziak.

Dlaczego spośród 42 osób biorących udział w posiedzeniach magdalenkowych, interesuje mnie tylko Lech Kaczyński?

Przede wszystkim wobec ordynarnego kłamstwa, jakie wypowiedział  na temat Magdalenki. Mianowicie już jako prezydent RP,  z pozycji autorytetu stwierdził, że brał udział we wszystkich spotkaniach i że żadnego porozumienia tam nie zawarto. To jest to samo co powiedzieć, że PRL było państwem niepodległym i prowadziło od samego początku swojego istnienia, całkowicie niezależną politykę od ZSRR, szczególnie w latach 1945-1956. I ta osoba jest uważana za osobę najważniejszą w partii, niemalże Santo Subito, partia zaś twierdzi, że jest spadkobierczynią tradycji patriotycznych i niepodległościowych, której to po jej tragicznej śmierci w „katastrofie” w Smoleńsku jako prezydenta III RP, partia ta realizuje jakiś jego mityczny testament.  

Zacytujmy więc samego Lecha Kaczyńskiego z dnia 6.02.2009 roku w audycji „Sygnały dnia” w rozmowie z Jackiem Karnowskim: „....Niektórzy twierdzą, że był jakiś spisek w Magdalence, że tam po cichu między sobą pewne sprawy uzgodniono. Byłem uczestnikiem wszystkich tych posiedzeń i mówię jasno: nie - powiedział w radiowych "Sygnałach Dnia" prezydent Lech Kaczyński, komentując wydarzenia sprzed 20 lat.

Jacek Karnowski: Panie prezydencie, dziś 20. rocznica Okrągłego Stołu. Czy pańskim zdaniem to jest data, którą w Polsce Polacy powinni celebrować, czy powinno się czcić? Ja nie pytam o dyskusje historyczne wokół tej daty, no bo one są oczywiste.

Lech Kaczyński: To było bardzo ważne zdarzenie, to było konieczne posunięcie taktyczne, które przyniosło sukces stronie społecznej, czyli Solidarności reprezentującej wtedy wolę większości społeczeństwa. Natomiast w sferze interpretacji... znaczy co innego są same fakty. Okrągły Stół miał swój przebieg, swoją dramaturgię, tam były chwile spięć, zakrętów, odwoływania się do spotkań w Magdalence, rozładowanie tych napięć, krok po kroku różne sprawy się załatwiało, niektóre sprawy, które wydawały się trudne do załatwienia, załatwiało się łatwo, niektóre, które się wydawały oczywiste, załatwiało się bardzo trudno. Natomiast później była pewna interpretacja Okrągłego Stołu jako takiej umowy między równouprawnionymi dwoma elitami - społeczeństwo się nie liczy, jedna elita zagwarantowała drugiej, że z czasem ona straci władzę, ale nic, włos jej z głowy nie spadnie, jeszcze do tego będzie miała przywileje ekonomiczne, w nowym ustroju będzie mogła zająć miejsce w tych górnych warstwach społecznych. Otóż nie było takiej umowy przy Okrągłym Stole i tego rodzaju interpretacja jest fatalna i to w dwóch wymiarach, bo z jednej strony zaciekli wrogowie Okrągłego Stołu, którzy są i dzisiaj na pewno tego rodzaju opinie będą prezentowane....”. „...Te osoby uważają, że tam był jakiś spisek w Magdalence, że tam po cichu między sobą pewne sprawy uzgodniono. Nie, byłem uczestnikiem wszystkich tych posiedzeń i mówię jasno: nie. Ale z kolei inni mówią: skoro wtedy zawarliśmy taką umowę, to nie ma mowy o rozliczeniach, to ci, którzy pozbawiali praw innych i to działając w imieniu obcego mocarstwa, czyli Związku Radzieckiego, teraz są takimi samymi dobrymi obywatelami, jak wszyscy pozostali?

 Oto co napisał na ten temat Sławomir Cenckiewicz, w artykule z dnia 18.10 2013 roku opublikowanym w Rzeczpospolitej: „...Kaczyński uważał za niemal pewne, że w Magdalence nie doszło do zawarcia pisemnej zmowy pomiędzy komunistami a częścią elity solidarnościowej, bo nie na tym polegają doskonałe spiski. Konsekwencją tych rozmów jednak była partycypacja „fraternizujących się" w późniejszych przywilejach władzy i nieporównywalnie silniejsza pozycja majątkowa i polityczna aniżeli tych, którzy w procesie magdalenkowego „zblatowania" udziału nie wzięli. I okrągłostołowy spisek na tym przede wszystkim polegał. Późniejsza abolicja dla zbrodniarzy komunistycznych, przyzwolenie na niszczenie archiwów tajnych służb i partii i „gruba linia" („gruba kreska") są jedynie tego potwierdzeniem i konsekwencją”...

Wielokrotnie pisałam, że o ile przy okrągłym stole, mogły być jeszcze przypadkowe osoby, sprzeciwiające się porozumieniu z komunistami, tak w Magdalence spotkały się osoby ze strony „Solidarności”, uważane przez Kiszczaka za swoich chłopaków. Trzeba tutaj przywołać jeden z kolejnych fragmentów artykulu Cenckiewicza: „...Jeden z ojców i patronów tego systemu – Jacek Kuroń, już w 1977 r. wyznał podczas spotkania z kolegami, że „w wolnej Polsce listy agentów i pracowników SB powinny być dokładnie opracowane przez opozycję, ale nie można ich ujawniać, aby nie stwarzać sytuacji prześladowania przez otoczenie tych ludzi".

Wikipedia podaje również, że Lech Kaczyński  „Jesienią 1977 za pośrednictwem brata, Jarosława, nawiązał współpracę z Biurem Interwencyjnym Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, kierowanym przez Zofię i Zbigniewa Romaszewskich. Prowadził szkolenia z zakresu prawa pracy dla robotników. Od 1978 działał w Wolnych Związkach Zawodowych. W latach 1978–1980 wraz z Joanną i Andrzejem Gwiazdami prowadził dla robotników wykłady z prawa pracy i historii PRL. Pisywał w niezależnym „Robotniku Wybrzeża” oraz kolportował wśród robotników pisma „Robotnik” i „Biuletyn Informacyjny KSS „KOR””.

Czy znalazł by się teraz jakiś autentyczny robotnik tamtych czasów który potwierdziłby, że Lech Kaczyński prowadził wykłady z zakresu prawa pracy i historii PRL? Jakie artykuły i pod jaką ksywą pisywał do „Robotnika Wybrzeża”?

 Znając możliwości drukowania na powielaczu, a szczególnie jakość druku, gazetki te rozchodziły się wśród znajomych, bardzo  dużą część wydrukowanych w pocie czoła gazetek  przejmowała i tak SB, która miała ulokowanych swoich agentów w strukturach kolportarzowych, tak więc do robotników dochodziły w śladowych ilościach. Z dzisiejszego punktu widzenia, kiedy wiemy że SB miała swoją agenturę ulokowwaną zarówno wśród opozycji jak i robotników, czego klasycznym przykładem jest Wałęsa, więc oddziaływanie intelektualistów z KOR za pośrednictwem tej prasy, było bardzo znikome. Popularność KOR zyskiwał głównie dzięki radiu „Wolna Europa” i „Głos Ameryki”.

Takie rzeczy w tamtych czasach, jak Jacek Kuroń w roku 1977, mógł wygadywać albo kompetny idiota, albo świadomy agent wpływu komunistycznych  służb. Biorąc ciągość takiej postawy Kuronia w jego propozycjach dla gen. Kiszczaka w latach 80-tych, w których to zobowiązał się wobec niego, oddzielić ekstremę Solidarności, czyli tych działaczy, którzy z olbrzymim poparciem całego narodu chcieli rozliczyć komunistów za ich zbrodnie wobec narodu polskiego, wydaje mi  się że mógł być on świadomym agentem SB. Chyba aż takim idiotą oderwanym kompletnie od rzeczywistości, Kuroń to nie był. Zresztą jego pełne wielkiej paniki zachowanie przed ujawnieniem listy Macierewicza, świadczy o tym dobitnie.

Nie wydaje mi się, żeby Lech Kaczyński, jako człowiek obracający się w tamtych bardzo wąskich kręgach nie wiedział o tych bardzo bulwersujących słowach Kuronia. Doskonale wiedział, że Kuroń wraz z Michnikiem robili co mogli, by przekonać pozostałych członków już i tak wyselekcjonowanej przez Kiszczaka i Kuronia grupy członków Solidarności, którzy wyrażali inne zdanie o fraternizowaniu się Kuronia, Michnika, Mazowieckiego i Geremka, że jak nie przyklepią dilu z komunistami, to wtedy dojdzie do władzy beton partyjny i zaczną się represje.  Taka wersja wydaje mi się mało prawdopodobna, dlatego że komunisci twardogłowi czy też reformatorzy, czy jak ich tam zwał, byli  postawieni pod ścianą. Znikąd kredytów, bo PRL i tak bankrutował, a nastepny strajk by musiał doprowadzić do zmiany władzy a wtedy nie wiadomo, kto byłby nowym przywódcą i nie wiadomo czy by chciał wogóle rozmawiać z komunistami. W tamtych czasach tzn. pod koniec lat 80-tych, proponowanie porozumienia z komunistami takiego jakie zawarto w Magdalence, oznaczało by zdradę narodową i utratę jakiegokolwiek zaufania do KOR i przywódców „Solidarności”.  Przy takim rozwoju wypadków doszłaby do władzy ekstrema i zupełnie nowi ludzie, którzy by na pewno chcieli rozliczyć komunistów. Zresztą powiedzmy sobie szczerze: Nie było żadnego podziału  wśród komunistów na twardogłowych i reformatorów, zresztą partia w 1989 roku już  nie miała żadnego znaczenia, rządzili realnie Jaruzelski i Kiszczak. Te bzdety o tym podziale po to były wymyślone, by Polacy sie nie zorientowali, co jest im szykowane. Nie uwierzę by Lech Kaczyński o tym nie wiedział. Należał już do ścisłego grona zaufanych Michnika i Kuronia, bo inaczej by go w Magdalence nie było.  

Tak mogli postępować tylko tajni agenci komunistycznych służb, robiąc za doradców Solidarności od samego początku jej powstania. Działalność  w KOR była doskonałym kamuflażem, a równocześnie dawała ogromne zaufanie społeczne, które cały niemalże naród umęczony kolejkami w sklepach, pokładał w ich działalności nadzieję na lepsze czasy.

Sławomir Cenckiewicz powinien był napisać, że ojcami i patronami tego systemu byli  działacze Solidarności m.in. z Wałęsą, Kuroniem, Michnikiem i Lechem Kaczyńskim, i ich opiekunowie z SB i WSI.  Przecież nie tylko Kuroń uczestniczył w tym oszustwie stulecia. Zwracam uwagę, że nie uczestniczył w tym agent SB, twórca KPN Leszek Moczulski. Czyżby Leszek Moczulski jako agent SB był mniej ważnym od  Lecha Kaczyńskiego, skromnego doradcy Solidarności dla gen. Kiszczaka?   

Nie sądzę, by Jackowi Karnowskiemu zabrakło języka w gębie, aby zapytać prezydenta o protokoły z Magdalenki, by skonfrontować jego wynurzenia z tym co protokolanci zapisali, a wiemy że było ich aż trzech. Wiem że protokoły z magdalenkowych obrad nigdy nie ujrzały światła dziennego. Więc należy się domyślać, że Lech Kaczyński najdelikatniej mówiąc mija się z prawdą. Skąd to wiadomo?

Otóż wiemy to z późniejszych wydarzeń, które świadczyły o bezczelnym kłamstwie Lecha Kaczyńskiego. Fakty dokonane które stwarzali komuniści, takie jak przejmowanie majątku za psi grosz, czyli uwłaszczanie się nomenklatury partyjnej, wynikały właśnie z porozumień magdalenkowych. Gdzie wtedy byli sygnatariusze umów magdalenkowych, jak Lech Kaczyński? Nigdy nie słyszałam by protestował przeciwko bezkarnemu rozkradaniu majątku narodowego przez nomenklaturę partyjną. A przeciez robili to jak najbardziej bezczelnie, nie kryjąc  się z tym. Narodowi pluto w twarz, mówiąc mu: Nic nam nie zrobicie.

Czy aby protokoły z Magdalenki o tym nie wspominały, że towarzysze partyjni mogą kraść bezkarnie, co im się tyko podoba, a naród ma sie temu biernie przyglądać?

Czy komunistyczne tajne służby mające krew Polaków na swoich łapskach nie będą sądzone za swoje ewidentne zbrodnie na polskim narodzie?

Przecież gdyby tego nie zawarto w magdalenkowych porozumieniach, to komuniści nie zachowywaliby się tak bezczelnie, śmiejąc się naiwnym i uczciwym Polakom w twarz.  Właśnie przyzwolenie w Magdalence przez tzw. stronę Solidarnościową na te wszystkie skandale związane z późniejszą prywatyzacją, czyli grabieżą majątku narodowego, było właśnie efektem tego porozumienia.  

Zresztą tow. Geremek mówił o tym otwartym tekstem na UJ, zaraz po okrągłym stole kiedy był pytany o uwłaszczaniu się nomenklatury partyjnej na majątku państwowym. Mowił wprost, że po prostu musieli sie dać uwłaszczyć paru towarzyszom, ale jest to zupełnie marginalny proces i nie mający żadnego wielkiego znaczenia.

Pewnie Lech Kaczyński myślał o tym sukcesie strony społecznej, reprezentowaną m.in. przez niego w Magdalence.

Jednak najbardziej skandalicznym i niemającym nic wspólnego z Polska Racja Stanu, było zablokowanie lustracji. Nie było nic bardziej wyrazistego i konsekwentnego w zachowaniu ciągłości umów magdalenkowych, jak właśnie dbanie o interesy mocodawców magdalenkowych. Przypomnę fakty. Ówczesny prezes IPN Janusz Kurtyka oświadczył że przygotował listę 500 najważniejszych agentów komunistycznych tajnych służb. Aby to ujawnić, potrzebna była ustawa lustracyjna. W końcu w bólach się urodziła. PO prawie w całości ją poparło, ale nie dlatego, by ujawnić agentów, tylko dlatego że wiedzieli że Lech Kaczyński jako magdalenkowy prezydent i tak ją uwali. Prezydent Kaczyński nie zawiódł PO, zrobił tyle „właściwych” poprawek, że TK nie miał żadnych problemów z odrzuceniem tej ustawy. I o to właśnie chodziło. Zanim jeszcze do tego doszło, sen. Romaszewski strasznie płakał nad losem agentów, którzy niby zostali zmuszeni do współpracy szantażem. Być może miał na myśli Michała Boniego, który donosił na własną dziewczynę. Więc o los tego typu agentów troszczył się Lech Kaczyński, mając w głębokim poważaniu los prawie 40 millionowego narodu. To było zgodne z tym, o czym mówił Kuroń w 1977 roku. Cudownie piekna ciągłość, prawda?

Ktoś może mi zarzucić, że się straszliwie uwzięłam na Lecha Kaczyńskiego, ale to nie Mieczysław Gil czy Alojzy Pietrzyk, też uczestnicy Magdalenki, byli prezydentami Polski. Stając w obronie agentów komunistycznych tajnych służb przed ich uajwnieniem polskiej opinii publicznej, stanął w obronie Polski, jako państwa teoretycznego, zaprojektowanego właśnie w Magdalence. Najbardziej znane tego przykłady, a sądzę że były minister spraw wewnętrznych, B. Sienkiewicz zgodził by się ze mną, była sprawa tzw. Kiejkutów, kiedy to wyszło na jaw, że ktoś z Polski dostał kwotę 30 mln USD w pudełku po butach i kiedy sprawa ujrzała światło dzienne od strony amerykańskiej, nikt z magdalenkowego eliciarstwa nie zainteresował się, gdzie te pieniądze trafiły, oraz jak to było możliwe, by przedstawiciele obcego kraju mogły sobie torturować kogo tylko zechcą na terytorium Polski. Jakoś dziwnym trafem nie powstała żadna komisja śledcza i zapadła nad tą sprawą zmowa milczenia.  

Drugą widowiskową sprawą, ukazująca Polskę jako państwo teoretyczne, jest stosunek magdalenkowego eliciarstwa do banderowskiej Ukrainy. Pisałam o tym wielokrotnie, poruszę tylko tutaj sprawę z punktu widzenia dziedzictwa Lecha Kaczyńskiego jako strażnika magdalenkowego porządku, według którego jesteśmy nadal państwem teoretycznym. Otóż po upadku ZSRR, Ukraina przejęła część zbiorów KGB byłego ZSRR. Oczywiście nie ujawnili tego, ale z przypadku zachowania się magdalenkowego eliciarstwa, wobec bezgranicznego poparcia udzielanego banderowskiej Ukrainie wbrew Polskiej Racji Stanu, można przypuszczać z ogromną dozą prawdopodobieństwa, iż banderowskie SBU dysponuje na nasze eliciarstwo bardzo ważnymi kompromatami. Wmawianie Polakom, iż Rosja Putina chce najechac Polskę jak najszybciej i tylko totalne wsparcie, jakiego udzielamy banderowskiej Ukrainie nas od tej groźby oddala, jest tłumaczeniem magdalenkowego eliciarstwa, które to czuje się zagrożone ujawnieniem kompromatów, ze zbiorów ukraińskiego SBU.

Możemy więc śmiało powiedzieć, że jednym z głównych przesłań testamentu Lecha Kaczyńskiego, jest dochowanie wierności umów magdalenkowych, dzięki którym ciągle od 1989 roku jesteśmy do dzisiaj państwem teoretycznym.  Wiemy że Lech Kaczyński dobitnie stwierdził i gdyby żył, dałby się pewnie za to posiekać, że żadnych umów w Magdalence nie było. Tymczasem S. Cenckiewicz, człowiek raczej przychylny Lechowi Kaczyńskiemu, twierdzi zupełnie co innego.

Po śmierci Lecha Kaczyńskiego, widzimy wyraźnie ciągłość w dotrzymywaniu wieerności umów magdalenkowych przez nowy narybek, który uosabia prezydent Andrzej Duda. Klasycznym tego przykładem jest nieujawnienie legendarnego już aneksu do raportu o WSI sporządzonego przez A. Macierewicza. Zresztą szumnie zapowiadane ujawnienie zbioru zastrzeżnego IPN 31 marca przyszłego roku, będzie zgodnie z zapowiedzią prezesa IPN, też ograniczone. Zresztą sama data wskazuje na to, by magdalenkowe elity znowu deccydowały kogo ujawnić a kogo dalej kryć, miały na to wsytarczająco czas.

Nic nie potwierdza tak dobitnie istnienia Polski jako paaństwa teoretyczneego od czasu porozumienia magdalenkowego, jak sprawa ukrywania dawnej komunistycznej agentury. Przed wyborami parlamentarnymi PiS poprzez swoich politruków, na spotkaniach z działaczami  w terenie mówiono, by o lustracji kandydaci na senatorów i posłów, mówili wtedy o lustracji, gdy będą o to wyłącznie pytani.  Antoni Macierewicz pytany w Chicago o ujawnienie aneksu do raportu o WSI, obiecał,że jak tylko PiS wygra wybory, aneks będzie udostepniony Polakom. Jak to wygląda, wszyscy widzą.

W żadnej innej sprawie nie ma takiej determinacji, zarówno z obozu zdrajców i zaprzańców, jak i patriotów inaczej, jak sprawa ukrywania tajnej komunistycznej agentury  przed Polakami. Ze strony PiS jest to jednym z prawdziwych i ukrywanych elementów tzw. Testamentu Lecha Kaczyńskiego. Ciągle podkreślam, że dopiero totalna lustracja skończy z postrzeganiem Polski, jako państwa teoretycznego.

Slepa manka
O mnie Slepa manka

jak wszyscy przecietni

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Polityka