Przed kolejną trzecią i jak wszyscy się spodziewwali decydującą debatą, pomiędzy Hillary Clinton i Donaldem Trumpem, najważniejsze było to, czy Hillaria będzie miała jakiegoś dobijającego haka na Trumpa, w postaci przyprowadzenia do studia jakąś zgwałconą brutalnie przez Trumpa kobietę, bo tylko taki kwiatek obyczajowy mógłby dobić Trumpa i zapewnić jej prezydenturę. Proszę mi wierzyć, że po takim numerze żadna kobieta by nie zagłosowała na Trumpa. Na pewno taki scenariusz był uwzględniany zarówno przez obóz Trumpa, jak i obóz Clintonowej.
Dlaczego Hillaria nie poszła na kolejny numer obyczajowy, który jak wynika z dotychczasowego przebiegu kampanii, był jej najmocniejszą stroną?
Ponieważ jej sztab obawiał się, że Trump może wtedy wyskoczyć z jakąś kobietą której Hillaria groziła utratą życia, jak nie zamilknie w sprawie seksualnych wybryków jej męża. A taka wymiana ciosów mogła być dla niej zabójcza.
Najmocniejszą stroną był jednak prowadzący debatę Chris Wallace z Fox News, który moim zdaniem powinien dostać największe brawa, za obiektywne prowadzenie debaty. Wydaje mi się że Hilaria była tym kompletnie zaskoczona że on nie przerywał Trumpowi i zadawał jej bardzo niewygodne pytania dotyczące jej fundacji. Najbardziej denerwujący u Hilary był jest sztuczny uśmiech, chociaż parę razy widać było, jak jej opadała sszczęka, gdy Trump się do niej dobierał, kolejnymi niewygodnymi dla niej pytaniami. Czasami Hillaria sprawiała wrażenie, jakby odpowiedź na pytania stawiane jej przez prowadzącego miała z góry przygotowaną.
Trump natomiast nie miał potrzeby przerywania Hillary, ponieważ prowadzący debatę był bardzo obiektywny, tylko czasami reagował na słowotok Hillary słowem „wrong”.
Wielokrotnie pisałam, że Hillaria jest osobą wysoce niekompetentną, co udowodniła sprawując odpwiedzialną funkcję sekretarza stanu za pierwszej kadencji Obamy. Pomimo wsparcia potężnych sponsorów, prawie wszystkich najbardziej opiniotwórczych mediów, nie udało się jej zagłuszyć swoich niecnych występków, jak również swojej wielkiej indolencji i niekompetencji, bo przecież nie da się zaprzeczyć, że popelniała fatalne błędy i podejmowała również fatalne decyzje, skutkujące tym, że do Ameryki przeniosła się wojna z ISIS.
Trump zapytał ją wprost: „Na co wydałaś 6 miliardów dolarów podatników? Nie przedstawiłaś rozliczenia tych wydatków. I był to chyba jedyny moment w którym Hilaria była naprawdę przerażona. Na parę sekund zniknął z jej ust głupawy uśmieszek.
Zresztą fakty mówią same za siebie, że ona się nie nadaje na żadne stanowisko w administracji pańństwowej. Wielka szkoda że Trump tego nie powiedział. Zresztą z jej życiorysu wyłania się dosyć ponury obraz jako klęski polityka który nie posiada żadnych kompetencji, na bardzo odpowiedzialnym stanowisku rządowym. W Syrii i Iraku walnie wraz z Obamą przyczyniła się do powstania Państwa Islamskiego, nad którym zresztą wkrótce utracono kontrolę.
Nie mogę sobie niczego dobrego przypomnieć o jej sekretarzowaniu w latach 2009 2013. Wtedy też nastąpił reset w stosunkach USA-Rosja, gdzie USA ściśle i przyjaźnie współpracowały z Rosją. Warto to przypomnieć tym wszystkim polskim znafcom, którzy to sobie życzą widzieć Clintonową jako prezydenta USA. Zresztą kto wie, może ona sama była pomysłodawcą tego resetu w stosunkach z Rosją, może dlatego że Putinn zagroził jej ujawnieniem niewygodnych faktów?
Nic nie wiemy o wiedzy jaką Snowden przekazał Rosjanom o Clintonowej. Wystarczy że Rosjanie sobie przypomną, lub wikileaks opublikuje kwoty pieniędzy jakie Cintonowa przyjęła do swojej fundacji od Rosjan. I wcale bym się nie zdziwiła gdyby Rosjanie wpłacili najpierw jakieś parę millonów dolarów do Fundacji, by jej już jako prezydent w odpowiedniej chwili o tym przypomnieć. Kto wie czy Clintonowa dlatego tak panicznie krzyczy o szpiegowaniu Rosji na terenie USA, a zwłaszcza oskarżanie Rosji o wpływanie na wynik wyborczy. Wielka szkoda, że nikt nie robi i nie mówi o audycie Fundacji Clintonów. A finanse jej fundacji powinny być przejrzyste i podane do publicznej wiadomości.
Z opublikowanych dokumentów przez Wikileaks wyłania się obraz Clintonowej i jej sztabu jako bezwzględnego gangu, który dąży po trupach do celu. Dlatego Trump słusznie domaga się śledztwa i słusznie mówi, że miejsce Clintonowej jest w więzieniu.
Jeśli Clintonowa nic nie mówi o tym, że Trump również za unikanie podatków powinien iść siedzieć, to znaczy że unikał zgodnie z prawem, zresztą sam jej odpowiedział, że to ona sama jako senator głosowała za takim prawem. Napisałam w poprzednich notkach, że z takiego prawa podatkowego krzystają wszyscy milionerzy i miliarderzy, których stać na wynajęcie kancelarii podatkowej wyspecjalizowanej w unikaniu płacenia podatków w postaci luk prawnych, które to zaakceptował Kongres.
Jednoznaczne wypowiedzenie się Trumpa w sprawie aborcji, na pewno przysporzy mu głosy tych republikańskich wyborców, którzy twierdzili, że nie oddadzą głosów na Trumpa, gdyż on jest za mało konserwatywny. Był to też koronny zarzut elit republikańskich wobec Donalda Trumpa. Eliciarstwo republikańskie jest jego największym wrogiem w tej kampanii, dużo większym niż sama Clintonowa.
Wielokrotnie wspominałam, że Trump został mianowany po raz pierwszy w hstorii USA wbrew kierownictwu partyjnemu, które zresztą walczy z nim zaciekle, bardziej niż obóz Clintonowej. To właśnie od członka czołowej republikańskiej rodziny wyszły taśmy seksualne Trumpa, które to okazały się najmocniejszą do tej pory kartą Clintonowej. Więc jak tu nie mówić o współpracy ponadpartyjnej elit obu partii w celu niedopuszczenia Trumpa do prezydenckiego stołka.
Trump też wieklokrotnie wspominał o przygotowywanych fałszerstwach wyborczych i tu wcale nie jest bez racji. Napiszę o tym szczegółową notkę na ile mi czas pozwoli. Proszę mi wierzyć, że jest taka możliwość. Dlatego też na pytanie, czy uzna wynik wyborów w razie porazki odpowiedział że się zastanowi. Nie dopowiedział że jest przeciwko niemu spisek partyjnych elit obu partii, by mu za wszelką cene uniemożliwić wybór. Trumpa stać na własne ogólnokrajowe sondaże, które odpowiedzą mu prawdę. Poza elitami republikańskimi największym jego wrogiem są prawie wszystkie wielkie opiniotwórcze media. To właśnie te media zdecydowały o tym, że kampania prezydencka przyjęła kloaczny charakter, w której to niemalże z fizycznymi szczegółami wziętymi z filmów pornograficznych, opisywano agresję seksualną Trumpa niczym niepohamowanego byka, dążącego do zaspokojenia swojej chuci. Myślę że media nadszarpnęły swoją wiarygodność, ponieważ Trump po trzeciej debacie w ocenie wyborców prowadzi 57 do 43 nad Clintonową. Dane wzięłąm z portalu AOL, który to zebrał wszystkie sondażownie zarówno CNN jak i te najbardziej pro-Trumpowskie.
Trump mocno zapunktował u najbardziej wpływowej grupy lobbystycznej w Kongresie, Americann Riffle Association, mówiąc zdecydowanie, że każdy obywatel mma prawo do posiadania bronii, natomiast Clintonowa chce rozbroić całkowicie Amerykanów.
Co do spraw gospodarczych, a zwłaszcza podatkowych, znowu wyszła wielka obłuda Clintonowej. Jak wiemy Clintonowa znowu chce przychylić nieba klasie średniej, która to za sprawą je męża, Busha i Obamy została praktycznie zlikwidowana, jako śmiertelna konkurencja dla wielkich międzynarodowych gigantów gospodarczych. Mówienie o tym że podwyższy podatki najbogatszym, podczas gdy ci są jej najważnieszynmi sponsorami, udzielającymi jej oficjalnego i publicznego poparcia, jak m.in. Bill Gates, Warren Buffet, czy George Soros, zakrawa na kpiny z Amerykanów. Jak zwykle jeśli jako prezydent uchwali taką ustawę, już zdaba o to, by było w niej mnóstwo luk prawnych, które pozwolą tym najbogatszym unikać płacenia podatków.
Na zakończenie tego krótkiego i wyrywkowego omówienia trzeciej debaty, sprawy międzynarodowe. Tutaj można było przeżyć szok. Mianowicie od czasów Reagana, nie było mowy o bezpieczeństwie Izraela, jako podstawowym celu amerykańskiej polityki zagranicznej. I to zarówno ze strony Trumpa jak i Clintonowej. Przecież w poprzedniej kampanii Mitt Romey obiecał Izraelowi rozprawienie się z Iranem, a w cztery lata później Trump chce z nim współpracować w celu zniszczenia ISIS, które to po cichu wspiera Izrael, podobnie jak administracja Obamy, która to niby walczy z nim, udzielająć mu coraz bardziej otwartego wsparcia. I Clintonowa nie oponuje specjalnie przeciwko temu. Poprzedni prezydenci zdawali egzamin z tego kto jest bardziej proizraelski w kampaniach wyborczych, bo to było najważniejsze by zostać wybranym z namaszczenia lobby proizraelskiego.
Teraz w sprawach bliskowschodnich obowiązuje już inna narracja. Clintonowa stara się ukryć własną niekompetencję oraz szkolne błedy swej polityki bliskowschodniej poprzez oskarżanie o wszystko Rosję i Putina. Trump jej to w sposób bezlitosny wypomina, jak jej niekompetentne decyzje wpywały na to, że USA dało się ograć Rosji w podręcznikowy sposób. Z syryjskiego chaosu Rosja wyłania sie powoli jako główny arbiter w sprawach bliskowschodnich, kiedy administracja Obamy, a wczesniej Clintonowej wykazywała i nadal się wykazuje skrajną niekompetencją, stając się drugorzędnym graczem, z każdym dniem tracąc coraz bardziej swoje wpływy. Dlatego też Donald Trump mówi wprost o sojuszu z Syrią i Iranem i przede wszystkim z putinowską Rosją w celu pokonania ISIS.
Warto więc zauważyć, że odkąd Rosjanom pozwolono w Iranie na start bombowców z irańskiej bazy wojskowej, zabrzmiało to jak dobicie wpływów USA i Izraela na Bliskim Wschodzie. Nawet Clintonowa nie wspomina o Iranie, jako największym wrogu USA, a przez to Izraela, ponieważ elity amerykańskie doskonale zdały sobie sprawę, że takie mocarstwo regionalne jak Iran jest dużo większym sojusznikiem od Izraela, zwłaszcza jeśli idzie o jego porozumienie z Rosją. Dopóki Iran był izolowany skutecznie przez USA, można było wspirać każdą decyzję Izraela, nieważne czy było to zgodne z podstawowym interesem USA, czy teżnie.
Kto kontroluje złoża ropy na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza rejon Zatoki Perskiej, ten ma klucz do władzy gospodarczej nad resztą świata. Wobec sojuszu Rosji z Iranem i Chinami, Ameryka traci powoli władzę nad światem. Więc stąd ta prawie że niezauważalna obecność Izraela w debatach obu kaandydatów, jeśli chodzi o politykę zagraniczną USA.
Trump też sobie doskonale zdaje sprawę z nebezpieczeństwa dla USA porozumienia Rosji z Iranem, więc może sobie pozwolić na cyniczne atakowanie Hillarii w sprawie Rosji jako wroga nr. 1 dla USA. Podstawowy błąd Ameryki polegał na bezwzględnym poparciu dla każdego kroku Izraela, ze względu na wpływy jego lobby w Kongresie. Sojusz Rosji z Iranem oznacza przede wszystkim podkopanie roli amerykańskiego dolara, jako głównej światowej waluty. Więc lobby proizraelskie właśnie poprzez Clintonową krzyczy że Rosja jest największym wrogiem USA, starająć się ukryć fakt, że poprzez zmuszanie Kongresu do bezwzględnego poparcia każdej decyzji Izraela, przyczynia się do klęski swojej polityki bliskowschodniej. Czym innym było popchnięcie USA do inwazji na Irak, a czym innym jest wypowiedzenie Rosji wojny w Syrii w sojuszu z Iranem i z Chinami. A taka wojna wobec neutralizacji Turcji przez Rosjan oznaczałaby dla USA samobójstwo w imię interesów Izraela.
Inne tematy w dziale Polityka