Sebastian Szuster Sebastian Szuster
72
BLOG

PiS po wyborach

Sebastian Szuster Sebastian Szuster Polityka Obserwuj notkę 14

             15 mandatów, 27,2% poparcia i główne ciało statutowe odtrąbiło sukces wyborczy. Po sytuacji z ubiegłego tygodnia nie miało prawa zrobić nic innego. Panowie podobno mile podyskutowali, Zbigniew "prezydent" Ziobro głównodowodzący zeszłotygodniowej krytyki, ograniczył się do tylko do powtórzenia złagodzonych tez z zeszłego tygodnia. Nie szukał rozliczeń, spokojnie podpisał się pod uchwałą i zadowolony ze znaczącej poprawy sytuacji materialnej wyjedzie na 5 lat przyśpieszonego kursu polityki europejskiej. Tym akcentem skończyła się pierwsza od czasu wykluczenia Pawła Zalewskiego i Kazimierza Ujazdowskiego, próba sił w partii Jarosława Kaczyńskiego. O ile tam walczono o większą demokrację wewnątrzpartyjna i sprawa dotyczyła bezpośrednio prezesa, który ostatecznie nie zgodził się na ograniczenie swoich kompetencji, tym razem walka trwała o jego ucho. Bój toczył się między małą koterią Zbigniewa Ziobry(Kurski, Mularczyk, Kempa), a "strzegącymi ucha" spin doctorami. Dzięki zmianie pierwszej decyzji o nie wystawianiu na listy wyborcze obecnych parlamentarzystów. Wszyscy kompani Ziobry próbowali dostać się do parlamentu europejskiego i trzeba im to otwarcie przyznać dzięki poparciu byłego ministra sprawiedliwości oraz posiłkom z Torunia uzyskali znakomity wynik wyborczy i tylko w ich mniemaniu nie najlepszy wynik partii oraz dziwna ordynacja sprawiła, że w parlamencie znaleźli się jedynie Ziobro i Kurski. 300 tysięcy głosów i gratulację z całego kraju potrafią otumanić nawet najsprytniejszego gracza, gdy dorzuci się do tego niewielkie porażki przyjaciół, ogólnie nie najlepsze nastroje wśród mięsa armatniego(posłowie wstawieni na miejsca "nie biorące" mający pomóc w uzyskaniu wyniku) mamy receptę na zadymę. Zaczęło się już w poniedziałek. Ziobro stwierdził, że wynik mógłby być lepszy i powiedział że służy ludźmi dzięki którym uzyskał tak dobry wynik. Co był oczywistym przytykiem do dyrygujących kampanią Bielana i Kamińskiego. Mularczyk zdenerwowany niewielką porażką, w dodatku ze swoim partyjnym wrogiem Kamińskim, wypowiedział się znacznie mocniej : "Jeżeli osoby, które startują do europarlamentu, jednocześnie zajmują się kampanią medialną całej partii, to jest to - w mojej ocenie - błędna strategia. Należy wyciągnąć wnioski, czy ta kampania była prowadzona w sposób celowy, rozsądny i racjonalny". Bardziej stonowana był Beata Kempa, która do samego końca miała nadzieje na drugi mandat w dolnośląskim. Gdy za Ziobrą i jego ludźmi podążyli niezadowoleni posłowie i niedoszli europarlamentarzyści (Szczypińska, Masłowska) w dodatku jak można było się spodziewać media, uwielbiające roztrząsać każdy nawet najmniejszy spór w PiS-ie podchwyciły temat i zrobiły z niej główny wiadomość podsumowującą kampanię. Nastąpił moment, gdy Ziobro zorientował się lub został uświadomiony przez Jacka Kurskiego/Marka Migalskiego, że ich zachowanie wymknęło się spod kontroli i może doprowadzić do reperkusji ze strony prezesa. Nie po to bowiem Jarosław Kaczyński pozbywa się z Polski jedynego poważnego kandydata na prezydenta, posiadającego w przeciwieństwie do obecnego prezydenta poparcie Radia Maryja, żeby ten prowokował niepotrzebne zajścia w partii. Po raz pierwszy od pozbycia się Ludwika Dorna z MSWiA, Ziobro postanowił się tak otwarcie wmieszać w wewnątrzpartyjny konflikt. Oczywiście niechęć między Ziobro a Spin Doctorami była od samego początku jasna i właściwie każdy w partii o niej doskonale wiedział, ale do tej pory podgryzaniem zajmował się Jacek Kurski lub gwardia przyboczna w postaci Kempy i Mularczyka. Ziobro od bardzo dawna prowadził sprytną politykę miłości wiedząc, że uciekając od konfliktów i skupiając na konferencjach prasowych związanych z kwestiami na których się zna, znacznie przybliży się do objęcia schedy po Jarosławie Kaczyńskim. Rozumie on również znakomicie, że przejęcie władzy w partii jest możliwe tylko w jeden sposób, Jarosław Kaczyński musi mu ją wręczyć. Zdobycie władzy bez zgody prezesa to natychmiastowy rozłam w partii i odejście z niej części Zakonu PC i oczywiście spin doctorów W dodatku w obecnej sytuacji tylko on wydaję się jedynym poza Kaczyńskim kandydatem do zdetronizowania podniszczonego władzą Tuska w 2015 roku. Jak można było się spodziewać całość skończyła się najpierw ostrym napomnieniem Ziobry: "Ziobro powinien uczyć się języków, co najmniej sześć godzin dziennie", a dwa dni później wspólną konferencjom i pokazem gdzie jest obecnie miejsce Ziobry.

           Na szczęście obecna sytuacja Prawa i Sprawiedliwości prawdopodobnie oznacza brak jakichkolwiek konsekwencji. Wprawdzie Jarosław był bardzo zły co zupełnie nie może dziwić. Partia podwoiła liczbę mandatów, udało sie całkowicie zmarginalizować wszystko na prawo od PiS-u mimo olbrzymiego rozkroku, spowodowanego wynegocjowaniem i zgodą PiS na Traktat Lizboński. W dodatku przez niedoszacowane na niekorzyść PiS sondaże, wynik był lepszy niż oczekiwały media i ośrodki opinii publicznej, a powiększający się dystans do Platformy zawsze można na coś zrzucić. To jednak Ziobro i występ co głupszych posłów całkowicie pozbawił możliwości przedstawienia się jako zwycięzcą wyborów. Wierzę, że Prezes wierzy że to naprawdę dobry i bliski maksymalnego możliwego do uzyskania wynik. Wprawdzie uzyskano trochę mniejszy kawałek tortu niż w wyborach do parlamentu, ale wtedy była to porażka i oddanie władzy znienawidzonym aferałom, tym razem przegrana była pewna, kwestia był jej wymiar. 17 punktów biorąc pod uwagę utratę skrzydeł, odejście wierchuszki PiS, i jej obecną miałkość w opozycji, oraz nieprzychylność mediów i utratę władzy w telewizji publicznej to naprawdę przyzwoity wynik. Szczególnie z pozycji Prezesa, który za obecną sytuacja partii całkowicie odpowiada. Powyborczy stan prezesa po raz kolejny zafundował nam bilet do równoległego świata Jarosława Kaczyńskiego, tym razem szczęśliwym medium okazało się Radio Zet. Skandaliczna wypowiedź próbująca odwrócić uwagę od sytuacji w PiS nie była niczym innym niż wejściem z deszczu pod rynnę. Kolejny skrzywiony grymas twarzy coraz bardziej oddala go od centrum. Partia poza drobnymi sukcesami w wyborach uzupełniających do senatu, wciąż czeka na odbicie.
              Dobry wynik i bardzo przyzwoita poza pierwszymi reklamówkami kampania została stracona przez komentarze poczynione po wyborach. Wytchnienie mogące spłynąć na osoby decyzyjne gdyby tylko inaczej rozegrać powyborczą walkę dałoby kierownictwu partii czas na znalezienie nowego planu zejścia z równi pochyłej. Wygląda jednak na to że pogarszające się nastroje mogę spowodować dalsze wybuchy niezadowolenia, a te jeśli nie skończą się odcięciem reszty towarzystw i swobodnych elektronów mogą w najlepszym przypadku spowolnić mechanizm naprawczy w gorszym samoistne odejścia w związku z pogarszającymi się notowaniami, wszystkich poza twardym jądrem Zakonu i przekształcenie się w Porozumienie Centrum ze stałym 10% elektoratem i końcem marzeń o władzy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka