Jesień przyniosła wyraźne oznaki trzeźwienia społeczeństwa polskiego. Wielki marsz z 30 września w Warszawie, kurczenie się wpływów Platformy i Palikota, czy wreszcie udane (oby nie tylko propagandowo) społeczno – gospodarcze pomysły PiS – u dawały j a k ą ś nadzieję restytucji państwa. Równocześnie postępowały prace nad wyjaśnieniem tragedii smoleńskiej – zaangażowali się polscy naukowcy, a w ekshumowanych ciałach poległych odnaleziono ślady utwierdzające w bolesnych przypuszczeniach. Krótko mówiąc, mina, na której uwili sobie gniazdo herosi i pretorianie III RP zaczęła tykać. Efektem narastającej paniki stało się w ubiegłą sobotę zabójstwo pilota Musia.
Postanowiono rozbroić minę … trotylem. „Rzeczpospolita” połknęła haczyk (z nowym właścicielem stało się to łatwiejsze) i przedwcześnie opublikowała znany tekst o trotylu odnalezionym we wraku rozbitego Tupolewa. Kto teraz uwierzy i p r z e j m i e się autentycznymi odkryciami chemicznymi za miesiąc lub dwa? Bombę rozbrojono. Kto wreszcie dzisiaj pamięta jeszcze o zabójstwie chorążego Musia sprzed kilku dni? Wydarzenie skutecznie przykryto.
No i kwestia politycznej reorientacji. Kaczyński sprowokowany został do wybitnie emocjonalnych zachowań niweczących wcześniejsze polityczne sukcesy. Rozgrywanie bólem tego człowieka jest szczególnie ohydne, a przy tym utwierdzające w przekonaniu o zdolności bandytów z zaplecza obecnej władzy do każdej nikczemności i zbrodni. Używa się przy tym argumentów propagandowych o „rozgrywaniu trupami”. I jak tu nie odnosić Smoleńska do Katynia? W tle jednej i drugiej zbrodni najohydniejsze jest kłamstwo…
Pozostaje odrobina nadziei – słuchając wdów Kochanowskiej i Błasikowej przypominają mi się przestrogi starego proboszcza (młodsi już tego unikają) o grzechach wołających o pomstę do nieba. Może więc trotyl okaże się niewystarczający do rozbrojenia polskiej bomby kłamstwa i nikczemności?