Sophia Stajkova Sophia Stajkova
623
BLOG

O dostaniu w pysk - komentarz subiektywny

Sophia Stajkova Sophia Stajkova Polityka Obserwuj notkę 10

W całkiem niezłym wywiadzie udzielonym przez Jarosława Kaczyńskiego Rzeczpospolitej w pewnym momencie Prezes ujawnia swoje uczucia wobec nieudolności obecnej ekipy odpowiedzialnej za prowadzenie śledztwa w sprawie katastrofy w Smoleńsku: „to jak dostać w pysk”.

Podzielę się z Tobą Drogi Czytelniku smutną refleksją. Funkcjonowanie ekipy Tuska w przestrzeni publicznej jest jednym wielkim wypałem w pysk i to na wszystkich polach. Panu Tuskowi udało się bowiem to, co nie udało się poprzednim rządom: wyrobienie we mnie poczucia powrotu do sytuacji My i Oni. Nie było bowiem po 1989 roku ekipy, która tak bardzo wyzwalała by we mnie poczucie oporu. Nie udało się to nawet Millerowi. To, że rząd nic nie robi i na niczym się nie zna nie jest sytuacją jakąś szczególnie nadzwyczajną, w końcu przeżyliśmy komunę, przeżyjemy i Tuska. Kłopot w tym, że obecna ekipa w ogóle nie interesuje się społeczeństwem. Nie interesuje się najważniejszymi celami do których została powołana: do zapewnienia obywatelom poczucia bezpieczeństwa, stworzenia możliwości rozwoju i tym samym zapewnienia poczucia dumy z przynależności do tego państwa. Tusk i jego ekipa ma tylko jeden cel: rządzić kolejne 4 lata. A następnie będzie miała kolejny cel: rządzić kolejne 4 lata. I tak dalej, w nieskończoność.

Oczywiście partie są od tego, by władzę zdobywać. Ale władzę zdobywa się po coś. Władzę zdobywa się by coś zmienić, udoskonalić, wprowadzić zmiany. Władzę zdobywa się, bo ma się lepszy pomysł niż przeciwnicy. Władzę zdobywa się, bo ma się poczucie, że się da radę ją sprawować. Ekipa Tuska ma inne priorytety. Otóż władzę zdobyła nie z wyżej wymienionych powodów tylko dlatego, że jest. Innymi słowy zdobyła władzę dla władzy. Owszem, powiesz Drogi Czytelniku, zawsze zdobywa się władzę dla władzy. Tak, odpowiem, ale władza to jej sprawowanie. Tymczasem ekipa Tuska władzę posiada, ale nie sprawuje. Sprawowanie władzy bowiem wiąże się niestety z podejmowaniem decyzji. A te decyzje z kolei mogą mieć takie skutki, że władzę się traci. A ekipa Tuska władzy stracić nie chce. I ta ekipa właśnie w takim błędnym kole strachu i obawy, przerażenia koniecznością decyzyjności i wskazania swoich racji funkcjonuje.

Doskonale widać to na przykładzie stosunków międzynarodowych. Pomijam już fakt, że ministrem spraw zagranicznych jest facet, który pojęcia nie ma ani o dyplomacji ani o przyzwoitości. Tym nie mniej osobliwe zbliżenie polsko-rosyjskie wydaje się dość dziwne. Sprawa katastrofy smoleńskiej wykazuje nie tylko indolencję tej ekipy, ale wręcz działanie na szkodę śledztwa. Wskazuje absolutne poddaństwo obcemu państwu głoszone pod przykrywką dobrych relacji polsko-rosyjskich. I nie chodzi wcale o to, że polska prokuratura sobie nie radzi. Może nawet sobie radzi, ale gołym okiem widać, że z góry narzucono jej zasadę nie drażnienia Rosjan. I to jest proszę Państwa owo dawanie w pysk.

Otóż wbrew woli społeczeństwa, wbrew interesom państwa i jego niezależności oddaje się na łaskę i nie-łaskę państwa innego. I wcale nie chodzi tu o Rosję, z którą łączy nas bolesna przeszłość. Bez względu na to, czy ta katastrofa zdarzyłaby się w Rosji, Francji, Boliwii czy Mongolii zasada dla rządzących powinna być jedna: wyjaśnić sprawę za wszelką cenę, z użyciem wszelkich możliwych form nacisku międzynarodowego, z użyciem wszelkich możliwych rozwiązań prawnych, z poszukaniem ekspertów na całym świecie, którzy zetknęli się z czymś tak potwornym i mogą pomóc nam w jak najszybszym wyjaśnieniu sprawy. Tymczasem ekipa Tuska chowa temat, robi z siebie pannę w pąsach co to lico okrasza rumieńcem jak tylko się publicznie pojawi. Poczekajmy co powiedzą Rosjanie, nie drażnijmy Rosjan, nie wyciągajmy pochopnych wniosków, śledztwo się toczy, więc nie zadawajcie pytań itd. Jaki jest bowiem powód takiej indolencji? Strach przed Rosją? Nie, to nie strach. Pierwszy to obawa przed mitem ofiar katastrofy, drugi to brnięcie w błędy popełnione na początku po samej katastrofie. Oba powody i tak sprowadzają się do jednego wątku: jeśli prawda o katastrofie i nieudolności aparatu administracji wyjdzie w całości na jaw i faktycznie okaże się, że ofiary katastrofy poległy nie jesteśmy w stanie przewidzieć reakcji społeczeństwa, a tym samym wyniku wyborów.

Zachowawczość takiego myślenia prowadzi do zmarginalizowania Polski w relacjach polsko-rosyjskich. Rosjanie to oczywiście wykorzystują. W polityce nie ma sentymentów i wie o tym każdy, kto ją uprawia, wobec tego trudno się dziwić Rosjanom, że chcą ugrać jak najwięcej i wykorzystują głupie wypowiedzi Tuska i wykreowany przez siebie natychmiast po katastrofie wizerunek brata-Putina-w bólu złączonego do załatwienia interesów gospodarczych.  A swoją drogą, ktoś wie po co Tusk pojechał na miejsce katastrofy? Po co przywiózł ze sobą sztab kompletnie niepotrzebnego dworu zamiast zabrać osoby mogące się przyczynić do zabezpieczenia dowodów i patrzenia na ręce Rosjanom? I wreszcie pytanie: dlaczego Tusk nie pojechał żeby zabrać ciało Prezydenta, dlaczego nie było takiego planu? Naprawdę nie było nikogo w MSZ, kto podpowiedziałby rządowi konkretne i sensowne rozwiązania? Muszę przyznać, że do końca życia będę pamiętać relację ze spotkania Tusk-Putin na miejscu katastrofy i do końca życia ten obraz będzie mi służył za negatywny przykład premiera, którego nie życzę mojemu krajowi. I do końca życia zapamiętam jak dostałam w pysk panie Tusk.

Wywiad Kaczyńskiego:

http://www.rp.pl/artykul/2,540432-Nie-bedzie-wspolpracy-z--prezydentem-Komorowskim-.html

Mam poczucie, że żyję nie w swojej ojczyźnie, ale w nieznanych przestrzeniach kosmosu, którego reguły wymykają się wszelkim oczywistym zasadom. No i logice.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka