Mam w sobie taki obrazek, który nie układa się w samodzielną notkę. Ale też musi być wypisany... bo jak dla mnie, bardzo znaczący.
Jednego dnia w lutym, jak już pisałam, wybraliśmy się z Ryśkiem na targ po narty dla mnie. To targ w Miliczu, miasteczku na północ od Wrocławia, przy drodze do Krotoszyna. Żeby złowić takie SNSy, jakich potrzebowałam, musieliśmy stawić się tam możliwie jak najwcześniej. No, to się umówiliśmy na wyjazd z Wrocka o 6 rano, spod ich kościoła parafialnego, bo tam akurat staje mój autobus. Szarzało już, było błękitnie, gdy stałam na tym przystanku, wypatrując samochodu Ryśka. Zimno. Mijały mnie, cichutko sunąc, oświetlone autobusy Mercedesa, te lepsze, solidnie ogrzewane, i samochody, wiozące pierwszych pracowników, w których dla rozgrzewki dudniła muzyka. Skupiona na swojej "niedoli", zazdrościłam im, drżałam z zimna, kręciłam się wokół własnej osi. Ale zaraz przypomniałam sobie o podróży przed siebie i o innych durnych scenach z wyjazdów. Zarżałam na wspomnienie jednej takiej. I w tym momencie odwróciłam się do muru kościelnego. Zobaczyłam, że pod zamkniętymi jeszcze drzwiami kuli się kilka starszych kobiet. Tylko kobiety - jakie to charakterystyczne. Czekały na pierwsze nabożeństwo, może Mszę, może jutrznię. Stały jak niebieskie cienie w szarówce, same pod zamkniętymi drzwiami. Ludzie w sąsiednich domach jeszcze spali lub dopiero się budzili. Rechot zamarł mi na ustach. Jak żywa stanęła mi przed oczami ta scena z Ewangelii, kiedy to kobiety rankiem pierwsze przyszły do Grobu. One chciały wstać tak wcześnie, umyć się i ubrać, i przejść przez odludzie. Historia zatacza koło. Jako kobieta, zawsze słuchałam tego fragmentu, i różnych jego poetyckich interpretacji, z dumą: bo to przecież kobiety... Patrzyłam, jak kolejna staruszka sunie w tym zimnie z torebką pod pachą. - A mnie się przecież nie chce - odkryłam nagle. I powiem szczerze, zrobiło mi się głupio.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości