No, i co z tego, że kartka? My kartek mamy na kopy. Listów, relacji. Przedwojennych, wojennych i ekspatrianckich. Pisałam już o tym kiedyś w dedykacji "O zbieraniu znaczków. Dla Prowincjałki". Ale teraz pierwszy raz wpadło mi w ręce pismo dziadecznego (??) wujka, który przepadł 90 lat temu.
W tym kącie Polski, który jest bardzo daleko od mojego, granica brutalnie przecina zielone stoki gór. Często myślę, jak by się fajnie tędy szło, bez tej granicy. Z zamkniętymi oczami. Przez Bieszczady, po prostu. - Jak tu było przed wojną, kiedy mój Dziadek jeździł w Karpaty na manewry? - I znalazła się kartka. Mocno przedwojenna widokówka ze stacją w Siankach. "Maluchu!" - pisał na odwrocie brat Dziadka do swego braciszka - "Masz mi się dobrze sprawować. Bo jak wrócę..". To pisał wujek J. Wujek J. w końcu przemówił.
Od mojego Dziadka był starszy ze dwadzieścia lat. Był najstarszym bratem i.. jego ojcem chrzestnym. W drzewie genealogicznym mamy zapisane, że kiedy zaczęła się wojna, studiował prawo na UJK. A ostatnio Nieźle Zorientowana Ciotka stwierdziła, że nie prawo, ale medycynę. Tak czy owak, z uniwersytetu poszedł na wojnę.
To była Wigilia 1915 roku - Kochani - powiedziała Prababcia, trzymając opłatek w dłoni. - Może to nasze ostatnie wspólne święta? - No, i były. Wujek J. zaciagnął się do Legionów. Przysłał kartkę. Potem był podobno jakimś tajnym emisariuszem. Ale czyim i gdzie? By nie narażać rodziny we Lwowie, używał nazwiska panieńskiego swej babki. Im przysłał kartkę. A nawet zdjęcie z głębokiej Rosji. Dwóch panów w atelier. W kożuszkach i futrzanych czapach. Strzelby myśliwskie.. Wuj J. przystojna bestia o dużych ciemnych oczach i śmiałym spojrzeniu. Patrzę na zdjęcia i wędruję z nim po prostu przez kolejne miejsca Świata. Spomiędzy kartek wypada obcy banknot. Od koperty odkleja się dziwaczny znaczek pocztowy.
Nikt nic nie umie powiedzieć. Sama odtwarzam szlak.
A ostatnią kartkę J. przysłał z Japonii. - Co? Może spotkał się z Piłsudskim w Tokio? - zapytałam złośliwie. Ale nie. J. pisał, że pracował. Trochę zarobił. A teraz wraca do domu lądem.. z tymi pieniędzmi.. przez Rosję.
No, i to tyle.
W pierwszej połowie lat 20. Prababcia i Pradziadek jeszcze czekali. Prababcia poszła nawet do jasnowidza. - Bo wtedy modne były wirujące stoliczki i inne - wyjaśniła mi niedawno Babcia. Ówże jasnowidz w fazie natchnienia powiedział: "Widzę, że syn jest uwięziony. Próbują uciekać. Tamci umykają. On też biegnie. Ale niestety, pada strzał..". No, i faktycznie. W podstawowej kwestii się nie mylił. Ani poczta pantoflowa, ani jakiś PCK w późniejszym czasie. Dziadeczny wujek J. nigdy nie wrócił do domu.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości