Sosenka Sosenka
78
BLOG

O Babach z Jemiołowej

Sosenka Sosenka Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Celowo nie piszę "stare", bo nie wszystkie były stare. Baby, które kręciły się po placu targowym przy ulicy Jemiołowej. To był plac, gdzie dobrzy ludzie handlowali głównie jedzeniem i chemią gospodarczą. A że dzielnica typowo emerycka, więc to właśnie moje ukochane Stare Baby stanowiły trzon klienteli. I one też handlowały tym, co wyrosło w ogródkach. 

Że plac targowy, to było widać po szeregach ludzi handlujących na czarno. Najpierw pijaczkowie wyprzedający chyba wyposażenie własnych mieszkań. Potem przedsiębiorcy miodowi. Branża tekstylna i dziewiarska. I przy końcu Stare Baby, staruszeczki. One nie miały ładnych stolików, ani tym bardziej samochodów dostawczych. Stały skromnie, ale wyprostowane, i delikatnym uśmiechem odprowadzały każdą twarz, której właściciel przechodził mimo. Czasem chciało się zatrzymać tylko po to, żeby też się uśmiechnąć. I usłyszeć spokojne - Proszę, chce pani może pietruszeczkę? - Dla samej melodii głosu, mało typowej wobec brzęczenia "katarynek" z supermarketów, warto było odżałować kilkadziesiąt groszy więcej. - A, niech ma. Tym bardziej, że raczej nie używa chemii. Baby te miały wszystkiego tylko po kilka sztuk. Ale jak już, to ładnych. Specjalizowaly się np. w pomidorach działkowych. Ich koleżanki rozkładały na ziemi folię, gdzie prezentowały fartuszki, nierzadko własnej produkcji, i ściereczki. Czasem siedziała gdzieś w kącie przy bramie naprawdę sędziwa staruszka, która oferowała.. bukiet kwiatów albo innego ziela. Nie miała siły stać, więc siedziała. I to był widok przejmujący. Bo komu w biegu za świeżym mlekiem chciało się kupować chryzantemy albo nomen omen, jemiołę?

Jeśli natomiast na chodnikach nie było nikogo, to oznaczało, że szła tędy Straż Miejska.

Staruszki kupujące chadzały na plac często z obstawą mężów. To Stara Baba szła dumnie przodem, wskazując kierunek. Mąż lekko z tyłu, obciążony torbami. I właśnie przez te torby z burakami zdarzały się momenty dramatyczne. Niedawno nie miałam jeszcze Srebrnego i sakwy, więc szorowałam na Jemiołową z plecakiem. Ponieważ zawierał też zakupy dla mojej Starej Baby, czyli Babci, bywał klocowaty. Kiedyś zarzucałam z rozmachem go na plecy i przyłożyłam niechcący biednej Starej Babie. O mało jej nie przewróciłam. Spojrzała z przestrachem i niemym wyrzutem. A wzrok ten pamiętam do dzisiaj.

Baby Sklepowe

Oczywiście, każdy klient miał zaprzyjaźnione Baby, sprzedawczynie.  Zawsze odkładały dla niego towar oraz na bieżąco informowały o nowościach. Baba i Klientka piszczały na swój widok. W razie potrzeby (niskie ciśnienie,  nadciągające Święta), łapały się za bolące głowy, plotkowaly o dzieciach i synowych, a następnie podsumowywały: "Idę, bo muszę mojemu staremu zrobić obiad". Ja na przykład, Babie Mleczarskiej zawsze musiałam streszczać przebieg wizyty dzikich bratanków. Pakowała biały ser i z rozrzewnieniem słuchała. - I proszę pozdrowić Mamusię! Jak się bowiem okazało, miała ona już w głowie pewną część mojej genealogii. A jeśli jeszcze czekałam w kolejce, patrzyłam z lubością na szklane pojemniki z bakaliami, należące do stoiska obok. Orzechy. Morele. Gruszki. Obrane. Posegregowane. Mniam! - Ale drogie - Od tej Baby rzut beretem, gdzie sprzedawała Polka, do której na pogawędki przychodził pan Koreańczyk, handlarz fajansem. Przy dużych stoiskach, albo przy otwartych budach samochodów, stały grube, wesołe Baby, które szorstkimi, popielatymi od ziemi łapami wrzucały do mi worka ziemniaki i marchewkę. Fajnie było patrzeć na ułożone piętrami kolorowe papryki, kapusty i pomidory. Natomiast Stare Baby kupujące przystawały głównie przy małych stolikach w centrum placu. Emerytki kupowały od emerytek. Wyglądały przy tym nie jak klient i nasz pan, tylko jak sąsiadki wymieniające się dobrami. Po drodze przystawały przy kiosku z czekoladą. - Proszę "Krówki" - mówiła Baba. I kiedy starannie wybierała po kilka deko tego i tamtego, oceniałam, że to pewnie dla wnuków. Bo wcześniej widziałam, że mój Dziadek właśnie z takim znawstwem i przedwojenną rozwagą dokonywał słodkich zakupów. A one następnie na raty, ale i w całości, lądowały w naszych brzuszkach.

Jeśli mi się chciało, na koniec oglądałam jeszcze wystawy w kioskach z kosmetykami celem upatrzenia dobrego, polskiego kremu do twarzy w atrakcyjnej cenie. I właśnie te kioski chemiczne, stojące na skraju placu, przetrwały najdłużej. Bo plac mądrzy radni zlikwidowali rok temu, niby pod budowę osiedla. A potem się okazało, że figę, bo to działka tak uzbrojona, że aż przemysłowa. I tak. Placu nie ma. Osiedla nie ma. I skromnych bab, staruszeczek na nim też..

 

Sosenka
O mnie Sosenka

Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Rozmaitości