Na początku nagrywałam głównie południową ciszę. Włączyłam dyktafon, żeby nie stracić żadnego słówka, żadnej uwagi. "Stara Baba", nie - Starsza Dama.. siedziała z kartką w dłoni i uważnie czytała zdanie po zdaniu. Zegar tykał. Słońce rozżółciło ściany. Zza szafy wystawały czarne, kocie uszy.
Rozmawiałam z nią przez telefon w czwartek. Lubię słyszeć głos człowieka, który się nie spieszy. To nie jest takie częste. - Nie musi być dokładnie o dziesiątej - powiedziała. A ja byłam jej wdzięczna, błądząc w piątek między blokowiskami. Otworzyła drzwi. Prawie osiemdziesiąt lat, a wdzięk i czar wciąż młodej kobiety. Powiedziałam jej to, a była zaskoczona.
Zaczęła czytać mój tekst o wojnie na Kresach. Część jej autobiografii, spisanej z nagrania. I w sennej ciszy nagle oderwała wzrok od pisma. - Boże!- wykrzyknęła - jakie to były łuny! - Czytała dalej, kiwając głową. Była bardzo zdziwiona, że powiedziała tak wiele o Polakach, Rosjanach, Niemcach i Ukraińcach. Bardzo chciała, żebym jeszcze tylko dopisała imię jej brata, który został zamordowany w nocy nad Czeremoszem. Zaszkliły jej się oczy. Zapatrzyła się przez okno. - A tam było tak pięknie, wie Pani. Jak się szło ścieżką nad rzeką. Flisacy pływali na tych, jak się to nazywa, powiązanych z bali. - Na tratwach - uśmiechnęłam się. - Tak.. a ich głosy tak się niosły.. - rozmarzyła się kobieta, która jak powiedziała, z dzieciństwa nie zaznała nic. - Tam było tak pięknie..
Ona czytała, a ja trzymałam na otwartej dłoni szarą kartkę z papieru pakowego, zapisaną ołówkiem. Gryps więzienny z 1943. Jeden z dwóch ocalałych. - Nikomu nie mówcie, że ja do was piszę.. - odczytywałam słowa. - Dzieci, słuchajcie Mamy. Ostatni przed wywiezieniem na Majdanek. Aż bałam się zgiąć dłoń, na której leżał ten wysłużony, wymięty kawałek. Patrzyłam tylko i wstrzymywałam oddech..
z erratą.
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości