- Swoją "pańcię" ma pies. Głównie w tym kontekście przetrwał u nas ten lwowski termin, który oznacza tyle, co "pani". Ale są czasem takie Stare Baby jak z powieści wyjęte. Światowe, eleganckie, kolorowe. Z lepszych sfer i innych czasów. A przy tym papużki nierozłączki. "Pańcie" - to się nasuwa samo, gdy ma się w uszach rozmowy z kresowym Dziadkiem.
Jako dziecko zaobserwowałam dwie wymalowane i zadbane staruszki. Najpierw ułyszałam, jak śpiewają. Drgnęłam i odwróciłam się, bo to był mocny śpiew, trochę operowy. A one niemal identyczne. Bliźniaczki. Okazało się, że tak jak do kościoła, wszędzie chodziły razem. Często po zakupy. Zagadane. Pamiętam, że kiedy jedna szła kasować bilet w tramwaju, odwracając sie od kasownika, uśmiechała się do siostry, która siedziała w głębi, na swoim miejscu. Kiedy wysiadały innym razem z autobusu, jedna brała druga pod rękę i w najlepszej zgodzie szły do apteki, czy gdzieś tam. Dla mnie to był fenomen. Umalowane, z trwałą ondulacją, w kolorowych sukienkach. Przez charakterystyczny, mocny makijaż przypominały mi starsze modelki z gazet z 60, jakie kiedyś oglądałam u babci.Nigdy nie widziałam koło nich rodziny. Pańcia szła sama, albo z siostrą. Były w słusznym wieku, stały element osiedla. Mimo to, nawet Ciotki nie umiały powiedzieć, co to za chodzące legendy. A teraz ich wcale nie widzę. A może są, tylko się pochyliły?
Drugą parę bliźniaczek poznałam osobiscie. Skończyły te same studia. Pracowały w tym samym miejscu. Nawet po wyjściu za mąż miały te same monogramy, bo obaj, mąz i szwagier, mieli nazwiska zaczynające się od tej samej litery. Koleżanka, która przyjaźniła się z nimi, mówi, że po pierwsze, obie mają dwóch synów. Po drugie, synowie jednej i drugiej urodzili się w tym samym roku. No, już nie muszę dodać, że i rodziców Pańcie miały tych samych. Świadczy o tym także wygląd, a one akurat są do siebie bardzo podobne. Tak jak tamte dwie. Poza pracą też najlepsze koleżanki. - Jak jedna wraca do domu z pracy, dzwoni do drugiej, że już jest - chichotała koleżanka. Słuchają gościa, w pewnej jednak chwili jedna podsuwa drugiej jakiś wątek i dalej rozmawiają tylko między sobą. A przy tym śmieją się tak zaraźliwie, że nawet jeśli rozmówca nie wie, o co chodzi, śmieje się z samej ich weny. Patrzy i chichoce. Fakt faktem, że Pańcie są bardzo inteligentne, dobre i mają wielkie poczucie humoru. Kiedy się ich słucha, to tak, jakby się przyszło na herbatę do dwóch dobrych Ciotek. Z tych, które "nie były piękne, nie miały nic z wróżek. Były dzielne, szczawiowe, barchanowe żony".
A skoro mowa o Ciotkach, bo przytoczyłam Jasnorzewską, to jeszcze moje dwie Zabytkowe Ciotki (Ciociobabcie właściwie) z Krakowa. Dwie Pańcie, energiczne i zaradne. Działające w licznych kołach, organizacjach, mające dużo znajomych. Obie trochę samotne w życiu. Kiedy jedna opowiadała mi o drugiej, to jak o najlepszym swoim kumplu: "My z A. zawsze trzymałyśmy się razem". Od dzieciństwa razem chodziły na zakupy (mama specjalnie uwzględniała preferencję), do koła sportowego i pewnie należały do tej samej drużyny harcerskiej. I nawet potem, po wojnie A., ta niezamężna siostra, mieszkała razem z J. Mimo że silne charaktery, dobrze broniące swoich granic. Aż do śmierci tej starszej..
Tu można kupić moją książkę z blogu: "Gdy świat jest domem": http://sklep.emmanuel.pl
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości