Katarzyna Niewiadoma. fot. Facebook
Katarzyna Niewiadoma. fot. Facebook

Tokio 2020. Ojciec kolarki Katarzyny Niewiadomej: Modlimy się, żeby dojechała do mety

Redakcja Redakcja Igrzyska w Tokio Obserwuj temat Obserwuj notkę 13
Ojciec najlepszej polskiej kolarki Katarzyny Niewiadomej, Stanisław przed startem córki w niedzielnym wyścigu na IO w Tokio martwi się o córkę. "Modlimy się nie o medal, a żeby Kasia dojechała do mety cała i zdrowa" - wyznał w rozmowie z Salon24.pl

Niedziela 25 lipca będzie szczególnym dniem dla państwa Niewiadomych. Już od bladego świtu w domu w Ochotnicy Górnej cała rodzina zasiądzie przed telewizorem, żeby wspierać córkę – Katarzynę w wyścigu pań ze startu wspólnego na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio.

- Start zaplanowano na 6. rano, ale my będziemy na nogach już od piątej. Nie marzymy o medalu, podium czy zaszczytach. Modlimy się, żeby Kasia dojechała do mety całą i zdrowa – mówi w rozmowie z Salon24.pl tata liderki polskiej kadry, Stanisław Niewiadomy.

Salon24.pl: - Trema, niepokój czy nadzieja? Jakie uczucia targają panem przed startem córki na najważniejszej imprezie sportowej świata?

Stanisław Niewiadomy: - Wszystkie po trochu. Im bliżej do startu Kasi, tym stres jest większy. Myślę, że bardziej przeżywamy ten wyścig niż córka, która jest bardzo spokojna. Ale nie martwimy się o to czy zdobędzie medal, czy nie, tylko żeby bez kolizji dojechała do końca trasy, żeby nic się jej nie stało.

Ale pewnie, gdzieś tam w środku jest wiara w to, że Katarzyna może stanąć na olimpijskim podium. Pięć lat temu na Igrzyskach w Rio de Janeiro była szósta. Teraz jest bardziej doświadczoną, lepszą zawodniczką, więc i oczekiwania wobec niej są większe. To naturalne.

Szczerze? To w ogóle o żadnym medalu nie myślimy. Nie chcemy nadmuchiwać balonu oczekiwań, tak jak to miało miejsce przed Rio. W peletonie jest 20 – 25 zawodniczek, które mogą wygrać. W tym gronie jest też Kasia. A jak to wszystko się skończy? Zobaczymy. Jednego jestem pewien: że córka będzie walczyć z całych sił. Zapewniła nas, że jest dobrze przygotowana i w formie.

Kiedy rozmawiał pan z córką i jakie są jej wrażenia z Japonii?

Pogadaliśmy w czwartek. Zapewniła, że czuje się dobrze, tylko narzekała na upał i dużą wilgotność. Akurat byłą po treningu, który w takim klimacie był bardzo męczący. Nasza drużyna nie mieszka w Wiosce Olimpijskiej, tylko w hotelu, gdzie zostały zakwaterowane wszystkie ekipy kolarskie. Poza treningami nigdzie nie wychodzą. To jeden z rygorów bezpieczeństwa sanitarnego. Japończycy są bardzo skrupulatni w przestrzeganiu procedur związanych z ochroną przed koronawirusem. Zresztą nasze dziewczęta wzajemnie się pilnują i bardzo uważają. Nie ma chyba nic gorszego niż zarazić się Covidem tuż przed startem. Miesiące przygotowań poszłyby na marne. Ale w hotelu, wśród zawodników atmosfera jest ponoć bardzo przyjazna.

Dlaczego Kasia wybrała kolarstwo? To niezwykle trudna i mało kobieca dyscyplina sportu.

- Dziś w Ochotnicy Górnej mieliśmy piknik na cześć Kasi. Jego punktem kulminacyjnym był wyścig kolarski dla dzieci. I kiedy obserwowałem te brzdące, jak zacięcie pedałują, to przypominał mi się podobny wyścig, na dwa kilometry, który wygrała 13-letnia wówczas Kasia. To wtedy tak naprawdę wszystko się zaczęło. To na tym wyścigu odkrył ją pan trener Zbigniew Klęk i zaprosił na treningi w Krakusie Swoszowice. Zaraz potem były ferie zimowe. Pan Klęk zaproponował, by Kasia wzięła udział w dwutygodniowym obozie kolarskim. Mieliśmy z żoną poważne wątpliwości, ale po namowach trenera i córki, zgodziliśmy się. Kasia wróciła z tego zgrupowania zupełnie zafiksowana na kolarstwo. Liczył się tylko rower. Nie chciała słyszeć o niczym innym, mimo że wcześniej próbowała sił w innych dyscyplinach. Już mając 45 lat świetnie jeździła na nartach, potem biegała przełaje, grała w piłkę, w ping – ponga. To wszystko poszło w kąt. Ciągle słyszeliśmy – kolarstwo i kolarstwo...

Kasia była spokojnym dzieckiem?

Z tym spokojem, to różnie bywało. W skali od 1 do 10, tak na piątkę. Kasia była bardzo żywą dziewczynką. Nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Kiedy z koleżanką pojechały na rowerach górskich na wycieczkę. Była lekko ubrana – krótkie spodenki, koszulka. Nagle w szprychy jej roweru wleciała kura. Karambol straszny! Córka wróciła do domu cała pozdzierana. Miejscami na jej ciele w ogóle nie było skóry. Dostała ochrzan od żony, ale nawet te bardzo bolesne urazy nie zmniejszyły jej miłości do roweru.

Co panu podpowiada intuicja, jak będzie w niedzielę?

Grałem w piłkę, teraz amatorsko ścigam się na rowerze i wiem, że czasami nawet bardzo dobra forma to za mało, żeby wygrywać. Potrzebne jest szczęście, żeby załapać się w odpowiednią ucieczkę i wyczuć najbardziej odpowiedni moment do ataku. Trasa na Igrzyskach jest bardzo trudna. Kluczowy dla losów wyścigu będzie długi podjazd. Tak dojdzie do ostatecznych przetasowań w peletonie. A rywalizację skończy płaski, szybki zjazd. Modlę się, żeby na tym odcinku obyło się bez kraks i kontuzji. Wierzę, że jak Pan Bóg Kasię poprowadzi, to wszyscy będziemy zadowoleni.

Rozmawiał Piotr Dobrowolski

Czytaj też:

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport