Od kilku tygodni plakaty zapraszały warszawiaków na Festiwal Teatralny. Z zaproszenia skorzystałem bardzo chętnie, przecież rzadko która polska instytucja może pochwalić się tradycją trwającą ćwierć milenium. Deszczowa pogoda przeszkodziła w licznym stawieniu się spragnionych kontaktu z teatrem, lecz tym lepiej dla wytrwałych.
Jednak ci najwytrwalsi natrafili na przeszkodę nie do pokonania. „Na bramce” od ul. Wierzbowej stała „służba informacyjna”, której członkowie próbowali zrewidować gości, nawet rodziców z dziećmi, którzy wybrali niewłaściwe (z punktu widzenia własnej godności osobistej) wejście. Być może dyrektor Jan Englert i jego goście na Sesję Autografów nie mieli takich problemów ze wstępem lub dyrektorowi spodobały się obyczaje z meczów piłkarskich. Dla kontrastu wewnątrz terenu festiwalowego obsługa składała się z bardzo miłych osób.
Czy organizatorzy Festiwalu na wejściu musieli zafundować warszawiakom taką niespodziankę? Przy organizowaniu następnej imprezy (za pięćdziesiąt lat?) proszę zawczasu uprzedzać, że z powodu zagrożenia terrorystycznego polskiego teatru, goście widowisk staną się przedmiotem bezpieczniackich represji.
Inne tematy w dziale Społeczeństwo