Decyzja premiera o przeniesieniu obchodów rocznicy czerwcowych wyborów z Gdańska do Krakowa wydaje się dziś nie ucieczką, tylko próbą wykorzystania państwowych świąt w kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego.
Wskazuje na to choćby czas podjęcia decyzji. Tusk zapowiedział przeniesienie politycznej części obchodów, mimo iż nie było ostatecznej decyzji o zorganizowaniu demonstracji, przed którą rzekomo premier nie mógł zabezpieczyć swoich gości. Sami związkowcy mówili, że nie ma decyzji o przeprowadzeniu strajku, szef rządu przeniósł jednak obchody. Gdyby rzeczywiście rządowi zależało na organizacji obchodów w Gdańsku rozpocząłby najpierw rozmowy ze związkami i sprawdził na ile doniesienia o możliwych strajkach i zadymach są realne. Jednak nie zrobił tego.
Teraz z kolei, gdy związkowcy z „Solidarności” mówią, że demonstracji na pewno nie będzie, rząd obstaje przy swoim i twierdzi, że nie ma pewności, że inne związki nie będą protestować w tym samym czasie. Rząd zdaje się chciałby, żeby wszystkie istniejące organizacje społeczne i związkowe oświadczyły, że nie będą organizować żadnych demonstracji w Gdańsku w dniu obchodów. Wtedy może Tuska pomyślałby o cofnięciu swojej decyzji.
Jednak i to jest wątpliwe, gdyż cała sprawa zdaje się być zaplanowanym zabiegiem, a zapowiedzi strajków prawdopodobnie zostały tylko wykorzystane jako pretekst do przeniesienia obchodów. Wygląda na to, że rząd postanowił je wykorzystać, by wzmocnić swoją pozycję w wyborach do Parlamentu Europejskiego w Małopolsce.
Międzynarodowe spotkanie w Krakowie ma dużą szansę pozytywnie wpłynąć na popularność kandydatów PO w wyborach, które odbędą się zaledwie trzy dni po obchodach. Wizyta najważniejszych polityków regionu, słowa o wolności, drodze do niej i walce o demokrację zwieńczonej – podobno – członkostwem w Unii Europejskiej, które prawdopodobnie padną, mogą pomóc kandydatom PO. Partia rządząca postara się zapewne zdominować obchody, promując przy okazji swoją partyjną listę. Nikt nie powinien się dziwić, gdy u boku premiera Donalda Tuska 4 czerwca na obchodach pojawi się Róża Maria Gräfin von Thun und Hohenstein.
Zabieg PO zdaje się prosty. Przeniesienie obchodów do Krakowa (dlaczego nie do Warszawy?) wspomoże Platformę w okręgu, w którym partii rządzącej szykuje się dotkliwa porażka w wyborach do PE. Całą winą za zamieszanie wywołane decyzją premiera obarczy się związkowców. Nie wiadomo wprawdzie czy coś planowali, czy zamierzali „robić zadymy”, czy tylko się zastanawiali. Ale to właściwie nie ważne, przecież premier nie może narażać swoich gości nawet na potencjalne niebezpieczeństwo. A że przy okazji wykorzysta ich do nabijania punktów swojej partii…
Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka