Niska frekwencja w wyborach do PE będzie porażką euroentuzjastów. Dlatego starają się oni zachęcać Polaków do pójścia na wybory, często po prostu ich szantażując.
Jestem gorącym zwolennikiem chodzenia na wszelkie państwowe wybory. Uważam, że jest to obowiązek każdego obywatela, czującego odpowiedzialność za swój kraj. Nigdy jednak nie posunąłbym się tego, by zachęcać kogokolwiek do wzięcia udziału w głosowaniu, stosując szantaż. A to właśnie robią nasi „mężowie stanu”.
Najpierw premier Donald Tusk powiedział, że wysoka frekwencja da „argumenty w rozmowach w Europie”. Jak wyjaśnił chodzi w walce o fotel szefa Parlamentu Europejskiego dla członka PO, Jerzego Buzka. Swoim apelem premier postawił obywateli pod ścianą: chcecie mieć Polaka na ważnym stanowisku (co wam się należy), idźcie na wybory. Nie wyjaśnił jednak, jak frekwencja ma wpłynąć na siłę polskiego głosu w rozmowach o rozdziale stanowisk w PE. Szczególnie, że duża część tych rozmów odbywa się przed głosowaniem.
Drugi z „mężów” Aleksander Kwaśniewski powiedział we wtorek, że frekwencja w wyborach „będzie elementem polskiej wiarygodności w Europie i da odpowiedź, czy Polacy są zainteresowani Europą i jak się w niej widzą”. Kwaśniewski postanowił grać na kompleksach europejskich, które wciąż są obecne w Polakach. Zdaniem Kwaśniewskiego musimy iść na wybory, by pokazać, że jesteśmy prawdziwymi Europejczykami.
Tusk i Kwaśniewski stosują szantaż głównie, by wspierane przez nich partie uzyskały jak najlepszy wynik. Wysoka frekwencja będzie korzystna zarówno dla PO i SLD. Zachęcanie do pójścia na wybory szantażem jest nadużyciem. Nie można mówić, że ten kto nie idzie na wybory do PE jest przeciwnikiem obejmowania przez Polaków wysokich stanowisk, czy nie jest Europejczykiem. Taki wniosek płynie natomiast z wypowiedzi premiera i byłego prezydenta.
Kwaśniewski i Tusk walczą jednak nie tylko o wynik wyborczy dla swojego ugrupowania.
Dla Platformy wybory do europarlamentu będą testem polityki rządu. Wyborcze starcie PO-PiS będzie sprawdzianem, jak z perspektywy czasu Polacy oceniają ostatnie lata w polityce. Od tego nie da się uciec, gdyż w komentarzach wyniki tych partii będą przedstawiane właśnie w ten sposób. Tusk wie, że elektorat PiSu jest dużo bardziej zdyscyplinowany, więc stara się „zachęcić” swoich zwolenników do głosowania w każdy możliwy sposób. Jeśli mu się uda, będzie mógł przekonywać, że Polacy opowiedzieli się za Polską, rządzoną przez Platformę Obywatelską.
Kwaśniewski i Tusk walczą o wysoką frekwencję także po to, by uniknąć nieprzyjemnego dla siebie wniosku, jaki płynie z jej niskiego poziomu. Brak zainteresowania wyborami w Polsce pokaże bowiem stosunek Polaków do PE i poziom wiedzy o nim. Żenująco niski stan wiedzy o Parlamencie Europejskim uwidocznił się już ostatnio w jednym z sondaży. Wynikało z niego, że większość społeczeństwa nie wie, skąd biorą się eurodeputowani. Poziom wiedzy i związana z nią niechęć wyborcza to porażka mediów, szeroko pojętej polityki edukacyjnej państwa, a przede wszystkim euroentuzjastów (do których zalicza się zarówno Kwaśniewski jak i Tusk). Skoro bowiem uważają oni, że Unia była jednym z największych sukcesów Polski w ostatnich dekadach, dlaczego nie wytłumaczyli Polakom, że Unia i wszelkie unijne organa są tak ważne. A właśnie z tego, moim zdaniem, bierze się niechęć do eurowyborów.
Ludzi, którzy nie chcą głosować, osobiście namawiam do pójścia do wyborów. Mówię im, że zawsze mogą oddać głos nieważny. Jednak nikomu, kto nie zagłosuje, nie odmówię prawa do bycia Europejczykiem, ani nie będę obciążał porażką Jerzego Buzka w wyścigu do fotela PE, która zbliża się nieuchronnie. Od najważniejszych polskich polityków oczekiwałbym, by także tego nie robili.
Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka