Na szczycie UE będzie mowa o podziale głosów w UE – informuje TVN24. Ten punkt rozmów znalazł się w przygotowanym przez Niemców dokumencie. Na dwa dni przed szczytem UE Niemcy przedstawiły mandat w sprawie traktatu konstytucyjnego. Dokument zachowuje kwestionowany przez Polskę system podwójnej większości, ale w przypisach jest mowa o tym, że Polska i Czechy chcą dyskutować o podziale głosów. Na szczycie przywódcy zadecydują, czy zgodzą się na dalsze rozmowy.
Polskie twarde stanowisko i obstawanie przy swoim dało pierwsze efekty. Niemcy być może zrozumieli, że Polska ma takie samo prawo walczyć o swój interes jak oni. Może dojdzie do nich, że Unia Europejska to nie folwark kilku krajów, które mają prawo narzucać swoje zdanie i sposób myślenia wszystkim dookoła.
Przy okazji sporu o pierwiastek postępowy i oświecony, jak go kreują niektóre media, świat zachodni ukazał swoje autorytarne i nietolerancyjne oblicze. Unia Europejska, walcząca i piętnująca z takim zapałem rzekomy polski antysemityzm i nietolerancje wobec gejów, pokazała, że sama ma za nic wolność słowa, debaty i myśli. Jak bowiem inaczej rozumieć brak zgody na dyskusję na temat, który m.in. Niemcom, Francuzom się nie podoba. Czołowi politycy zachodnich państw prześcigali się w apelach do Polski o solidarność i gotowość do kompromisu. Głosząc swe hasła nakreślili nową definicję kompromisu. Według nich polega on na tym, że Polska zrezygnuje ze swoich postulatów. Należałoby przypomnieć jaśnie oświeconym politykom, że kompromis to rezygnacja ze swych stanowisk przez obie strony. Politycy, walczący o brak dyskusji o systemie liczenia głosów, pokazali, że aby walczyć o swoje są gotowi uciekać się do cenzury.
Zachodni politycy oraz niestety część polityków i publicystów polskich zdaje się nie rozumieć dlaczego zmiana forsowana przez Polskę jest tak ważna. Każdy kto myśli racjonalnie musi zauważyć, że proponowany przez nasz kraj system liczenia głosów jest bardziej sprawiedliwy. Każdy Polak jest takim samym obywatelem Unii jak Niemiec, Francuz, czy Hiszpan. Dlaczego więc, mielibyśmy się godzić, by reprezentacja pojedynczego obywatel każdego z tych krajów miała inną siłę w Radzie Unii Europejskiej. Dodatkowo sposób liczenia głosów proponowany przez największe państwa UE stwarza zagrożenie dla demokratycznego dokonywania wyborów w Radzie UE. Istnieje bowiem możliwość, by 4 największe państwa Wspólnoty zablokowały w Radzie decyzję przez siebie nie popierane. W tej sytuacji te 4 kraje miałyby większą siłę „przebicia” niż pozostałe 23 państwa.
Mam nadzieję, że propozycja rozmów o sposobie liczenia głosów będzie częścią debaty podczas szczytu UE. Największe kraje Unii muszą zrozumieć, że nie tylko one mogą i mają prawo walczyć o swój status i pozycję we Wspólnocie i, że Polacy nie będą dziękować spod stołu za spadające tam ochłapy. Kibicuje rządowi w walce o pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Wiem, że ten gabinet nie da robić z Polski podnóżka dla mocarstw.
Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka