Być może tym razem Europa wyciągnie wnioski z rosyjsko-ukraińskiego sporu gazowego, przestanie prowadzić prorosyjską politykę i rozpocznie rzeczywiste prace nad uniezależnieniem się od Gazpromu.
Po raz kolejny Europa stała się ofiarą polityki energetycznej Rosji. W wyniku sporu na linii Kijów-Moskwa duża część krajów starego kontynentu narzeka na problemy z dostawami rosyjskiego gazu. Austria, Bośnia, Chorwacja, Czechy, Niemcy, Grecja, Francja, Węgry, Włochy, Macedonia, Polska, Rumunia, Serbia, Słowacja, Słowenia oraz Turcja zanotowały spadek tłoczonego do nich surowca. Sytuacja ta jest na rękę Kremlowi, pod wieloma względami. Liczy on na oczywistą korzyść ekonomiczną. Jeśli władze Ukrainy zgodzą się na proponowaną podwyżkę cen surowca, Gazprom, którego długi przekraczają już 50 mld dolarów, podreperuje sobie sytuację finansową. Z drugiej strony Rosja pokazuje Europie Zachodniej, że opłaca się sfinalizować Gazociąg Północy, który w przyszłości uchroniłby Europę przed skutkami konfliktów z Kijowem. Kreml pokazuje także, że nadal trzyma w szachu większość Europy, ma bardzo silne sposoby nacisku na nią. W końcu pogłębianie kryzysu podsyca konflikty wewnątrz Ukrainy. Kreml liczy na wzrost antyjuszczenkowskich nastrojów w społeczeństwie, co może w przyszłości prowadzić do zmiany obozu rządzącego i powrót polityki ukraińskiej na prorosyjskie tory. Nie ma wątpliwości, że spór o cenę gazu dla Ukrainy jest kolejną odsłoną politycznej walki z nielojalnymi – zdaniem Rosji – władzami byłej republiki sowieckiej.
Konflikty gazowe Rosji nie po raz pierwszy odbijają się na dostawach gazu do krajów Unii Europejskiej. Pobodnie było z poprzednimi sporami Moskwy z Kijowem oraz Moskwy z Mińskiem. Do tej pory kraje zachodniej Europy nie wyciągnęły jednak żadnych wniosków z tych doświadczeń. A powinny, bowiem Gazprom staje się coraz mniej odpowiedzialnym dostawcą energii. Europa zamiast uzależniać się od rosyjskich surowców powinna szybko rozglądać się za nowymi kontrahentami, z rejonów Morza Kaspijskiego, Norwegii, czy Afryki. Jednak zamiast tego Niemcy, Francja i inne kraje starej UE wolą raz po raz udawać, że nie widzą prowadzonej przez Kreml polityki energetycznej jako zagrożenia dla siebie. Zdają się uważać, że rozwiązanie problemów z rosyjskim gazem leży na dnie Bałtyku. Gazociąg Północny, wspólna inicjatywa Berlina i Moskwy jednak wcale nie rozwiąże ich problemów. Co więcej, tylko je pogłębi. Zwiększy bowiem wpływy rosyjskie w tych krajach oraz w krajach, które gazociąg będzie omijał. Choć stara Europa może uważać, że to jej na rękę, oddanie Europy Wschodniej pod strefę wpływów Rosji będzie dla niej tragiczne. Spowoduje powrót do zimnowojennej Europy, w której Zachód i Wchód walczy ze sobą. Jeśli Europa Zachodnia chce spokoju, powinna jasno i mocno dać do zrozumienia Rosji, że nie godzi się na niezrealizowanie umowy o dostawach gazu, wzmocnić sojusz z Ukrainą i włączyć ją we wspólną politykę energetyczną, którą Wspólnota powinna wreszcie zacząć prowadzić.
Rosja na oczach Wspólnoty stara się zdestabilizować, a może i rozbić, kolejny – po Gruzji - kraj sąsiadujący z Unią. Tym razem zamiast używać czołgów, rakiet i wojska wykorzystuje równie skuteczne, ale subtelniejsze, metody ekonomiczne. Unia Europejska, jeśli chce się pokazać jako silny podmiot na scenie politycznej, powinna ostro zareagować na politykę Rosji, szukać nowych źródeł energii i wspierać Ukrainę. Inaczej na oczach europejskich polityków Kreml prędzej czy później dokona rozbioru kolejnego państwa w Europie.
Jestem dziennikarzem i publicystą. Pracowałem m.in. w redakcji portalu Fronda.pl i Polskim Radiu. Byłem jednym z prowadzących audycję Frondy.pl w Radiu Warszawa (106,2). Publikowałem m.in. we "Frondzie", "Opcji na Prawo", "Idziemy", "Rzeczach Wspólnych" i "Gazecie Polskiej". KONTAKT: zaryn.blogi[at]gmail.com
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka