Pod koniec sierpnia umieściłem na Salonie notkę zatytułowaną: "Pierwsza porażka prezydenta Dudy na arenie międzynarodowej". Ujmując w skrócie dotyczyła ona zamieszania wobec wypowiedzi prezydenta Dudy o potrzebie stworzenia nowego formatu rozmów w sprawie Ukrainy ze szczególnym uwzględnieniem Polski.
Zainteresowani pamiętają z pewnoscią, że propozycja Dudy została, eufemistycznie ujmując, wyśmiana - zwłaszcza przez stronę ukraińską. Gdy jednak okazało się, że stanowisko Ukraińców nie spotkało sie z przychylnym przyjęciem strony polskiej, a na prezydenta Dudę zaczęły sypać sie gromy, Ukraińcy wyciągnęli pomocną rękę.
Dokładniej pomocna rękę wyciągnął niejaki Konstanty Jelisiew, wiceszef administracji prezydenta Ukrainy d/s zagranicznych, który oświadczył co następuje: "Ukraińska i polska strona omówią we wrześniu możliwość przyłączenia Warszawy do rozmów o uregulowaniu sytuacji w obwodach donieckim i ługańskim na wschodzie Ukrainy".
We wrześniu.
No i co? Wrzesień minął, jesień właśnie się kończy, za progiem zima, a w temacie przyłączenia Polski do grona rozmówców cisza. Myslałem, że przy okazji ostatniej wizyty prezydenta Dudy na Ukrainie temat zostanie sfinalizowany, a tu nic. Przeglądam stronę prezydenta - cisza. Na portalach przychylnych prezydentowi - cisza. W mediach tzw. mainstreamowych - także cisza (ale to chyba akurat nie dziwi).
Czyżby Ukraińcy po raz kolejny pokazali prezydentowi Dudzie miejsce w szeregu? Naobiecywali, a gdy przyszło co do czego pokazali figę z makiem?
A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że prezydent Duda został potraktowany, jak został potraktowany - czyli mówiąc otwarcie - po raz kolejny olany przez stronę ukraińską, a mimo to podarowal im lekka rączką 4 miliardy złotych.
Jak widać casus Bronisława Komorowskiego (np. wizyta w parlamencie ukraińskim w dniu uchwalenia przez tenże ustawy gloryfikującej bandytów z UPA) niczego obecnego prezydenta nie nauczył.
Dalej włazi Ukraińcom w tyłek. I to bez mydła.
Inne tematy w dziale Polityka