Zgodnie z nową polską tradycją, wszelakie protesty społeczne wywołują spazmy radości i odkrywają nowe pokłady nadziei w obozie IV RP. Zwolennicy zjednoczonej prawicy wielokrotnie już widzieli Jarosława Kaczyńskiego, który na czele takiej lub innej grupy zawodowej, wkraczał triumfalnie do Warszawy i krwawo rozprawiał z rządzącym reżimem. Media wolne i niezależne niezliczoną ilość razy obwieszczały, że zwycięstwo jest bliskie. Niestety, wredny naród zawsze znajdował sobie jakąś niezrozumiałą wymówkę, by wywinąć się od obowiązku złożenia wiernopoddańczego hołdu jedynemu godnemu władcy tego kraju.
Z górnikami ma być inaczej. Ich upór i determinacja mają sprawić, że wreszcie naród wstanie kolan i przypomni sobie raj na ziemi, jakim były lata 2005-2007. Prawicowe czirliderki nagle zapałały wielką miłością do węglowej drużyny i dzielnie dopingują nowych idoli, ochoczo wymachując przy tym pomponami. Ślązacy już nie są zakamuflowaną opcją niemiecką, lecz jedynymi obrońcami honoru Polski i polskiej suwerenności. To oni mają poderwać Polaków do boju, zerwać okowy i uwolnić kraj spod jarzma POwskiej niewoli. Ten sam Śląsk, który jeszcze kilka miesięcy temu był zapomnianym, wymagającym jak najszybszej naprawy patologicznym bagnem, stał się dzisiaj ostoją polskości i prawdziwym wzorem do naśladowania dla pozostałych regionów.
Zamknijmy na chwilę oczy i puśćmy wodze fantazji. Wyobraźmy sobie brać górniczą wznoszącą okrzyki „Jarosław, Polskę zbaw!”, a następnie wspólnie ze swoim zbawcą intonującą „Boże, cos Polskę”. Wspaniałe, prawda? Niestety, Śląsk to nie Krakowskie Przedmieście w dniu kolejnej miesięcznicy. Siła polityczna Śląska tkwi w górnikach, a górnictwem rządzą związki zawodowe. W samej Kompanii Węglowej jest ich 160. Działacze jakoś nie za bardzo chcą uwierzyć, że jedynym ratunkiem dla ich spółki będzie zmiana władzy.
Prezes twierdzi, że posiada cudowne recepty na uzdrowienie polskiego górnictwa, ale z oczywistych względów nie może ich ujawnić. Rąbka tajemnicy uchyla kandydat Duda, który obiecuje otwarcie wszystkiego, co obecny rząd zamknie. W takie bzdury to starzy związkowi wyjadacze nawet po pijaku nie uwierzą. Zresztą ratowanie czegokolwiek nie będzie leżało w interesie ewentualnego przyszłego rządu PiS. Po co się męczyć z restrukturyzacją zakładów pracy, skoro winę za ich upadek można zrzucić na lata zaniedbań sitwy PO-PSL. Kaczyński nawet nie będzie miał ku temu możliwości logistycznych, bowiem wszystkie siły natychmiast rzuci na front szukania, zbierania i tworzenia haków na polityków poprzedniej ekipy, a następnie ich ścigania i rozliczania. Jeżeli cokolwiek zdoła zaproponować w branży energetycznej, to jedynie powrót do sprawdzonych wzorców gospodarki sterowanej.
Widząc nijakość alternatywy, jedyną nadzieją na ocalenie swoich posad jest dla związkowców kompromis z obecnym rządem. Zdaje sobie z tego sprawę również Platforma, co pozwala jej na postawienia twardych warunków w procesie negocjacyjnym. Porozumienie z górnikami jest przesądzone, bowiem tak było zawsze, jest i będzie jeszcze przez wiele lat. Obie strony zapewnią sobie spokój na kilka najbliższych miesięcy. I tak od kryzysu do kryzysu, kręci się nasza karuzela górnicza ku obopólnej korzyści. Związkowcy udają, że bronią górników, a rząd udaje że ratuje górnictwo.
A lud pracujący miast i wsi znów musi odłożyć swoje marzenia o narodowo-wyzwoleńczym zrywie, który wreszcie zatopiłby tonącego od ośmiu lat Titanica.
Ograniczony umysł pozwala mi jedynie na pisanie idiotycznych wywodów o marnej jakości publicystycznej. Na szczęście nikt nie musi ich czytać.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka