
1 sierpień 2011, to dzień obchodów 67. już rocznicy Powstania Warszawskiego. To jedno z najboleśniejszych i najbardziej wzniosłych wydarzeń w dziejach narodu polskiego. Rozpatrywać można je w dwóch aspektach. Po pierwsze ze względu na głupotę polskiego dowództwa, które wysłało kilkadziesiąt tysięcy najbardziej świadomych i oddanych narodowi patriotów, a także cywilów (w tym inteligencję), na pewną rzeź. Nie zapominajmy również o niemalże doszczętnym zrujnowaniu pięknej Warszawy. To co powstało w jej miejsce, możemy zobaczyć chociażby dzisiaj, na czele z górującym Pałacem Kultury, na cześć jednego z głównych niszczycieli stolicy Polski, towarzysza Stalina. Pod względem militarnym być może powstanie mogło się udać, ale wszystko zależało w owym momencie od polityki. A zarówno dla Hitlera, jak i Stalina, możliwość znacznego uszczuplenia polskiej elity, stanowiła doskonały prezent, który postanowili wykorzystać z całą starannością. Jednak drugą stroną medalu Powstania Warszawskiego jest budowany na jego bazie mit narodu polskiego. Nie można przecież zaprzeczyć, że Polacy, którzy walczyli i ginęli w Warszawie, oddawali życie za tak uniwersalne wartości dla budowy tożsamości narodu polskiego, jak wolność, sprawiedliwość, wyjątkowa kultura, wiara, możliwość samodzielnego decydowania o własnych losach, czyli podmiotowość. Ten zwykły Dąbrowski, Lewandowski, Żurawski albo Komar, szedł do Powstania, z myślą o tych właśnie wartościach, bo czuł, że to jego obowiązek wobec Ojczyzny i siebie samego, nie chciał pozbywać się swego duchowego DNA. Właśnie dla tych ludzi należy się największy szacunek, bo to oni przelali swą krew, aby pokazać własnemu narodowi i całemu światu, że Polaka nie da się tak łatwo zniewolić i nasze przeznaczenie jest zupełnie inne. Dlatego mit Powstania Warszawskiego, trzeba w świadomości obywateli, otoczyć najwyższą czcią i ochroną. Ale, w powyższym kontekście, prawdziwe pytanie polega na tym, czy krew naszych przodków nie poszła na marne? Jaka jest kondycja świadomości obywatelskiej Polaków w III RP, a także samego państwa? Czy możemy powiedzieć o swoim państwie i elicie sprawującej w nim władzę, iż realizuje interesy polskich obywateli i posiada podmiotowość na arenie międzynarodowej?
Może warto zacząć przy tym od stanu państwa. Sprawujące w nim obecnie władzę, elity, odnoszą „sukcesy” na wielu polach. Świadoma i celowa rezygnacja z międzynarodowego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, w której zginęła głowa państwa, wraz ze swą świtą, stanowi tego najlepszy przykład. Kontynuując kwestie smoleńską, warto wyróżnić ogromne uchybienia proceduralne instytucji i wysokich rangą funkcjonariuszy państwowych, pozostawione bez większych konsekwencji w stosunku do ogromnej skali zaniechań. Są też inne „koniki” elit rządzących. Wymiar sądowniczy, który budzi strach albo co najwyżej pobłażliwy uśmiech na twarzy zwykłego obywatela. To samo tyczy się aktualnego stanu policji. Służba zdrowia domagająca się diametralnej reformy i dusząca podatnika. Rozkładające się wojsko, z wyniszczoną w katastrofie smoleńskiej kadrą dowódczą. Rozpadająca się infrastruktura kolejowa i kiepska jakość tej drogowej. Wyprzedaż za bezcen, strategicznych i przynoszących zyski spółek skarbu państwa, inwestorom zagranicznym. Znaczne obciążenia podatkowe wobec obywateli i firm, a także utrudnienia w rozwoju małej i średniej przedsiębiorczości. Upadek przemysłu stoczniowego i transportu rzecznego. I bardzo wiele tym podobnych przykładów. Morał z tego w każdym razie jest taki, że obecna elita nie realizuje interesów ani państwa, ani narodu. Jednak, w gwoli ścisłości, tym rażącym błędom i systemowym patologiom, towarzyszy dość znaczny skok cywilizacyjny. Co mam na myśli? To, że w Hiszpanii czy Chile, elitą odpowiadającą po drugiej wojnie światowej, za budowę kraju i różne zdobycze temu towarzyszące, a także przede wszystkim rozdział dóbr wyższych, są środowiska konserwatywne, umownie kojarzone z „prawicą”. Ale przynajmniej są swoi. Natomiast w Polsce i innych krajach bloku wschodniego, za te zmiany, odpowiada mniej konserwatywna elita, narzucona dodatkowo przez towarzysza Stalina, czyli obcy czynnik. W dodatku pamiętajmy o tym, że „czynnik” ten, rozprawił się niezwykle brutalnie z „przeszłą” elitą polską w czasie Powstania, jak i tuż po wojnie. Po 1989 roku, te środowiska dalej mają ogromny wpływ, na zmiany zachodzące w naszym kraju i ponadto posiadają siłę (szczególnie w postaci pieniędzy i innego wartościowego kapitału), aby utrzymać swą władzę. Nie łudźmy się nawet, że w najbliższych wyborach owa „elita” pozwoli na rządy jakichś „kaczystów”, aby ponownie zaczęli psuć im interesy. Być może dzięki „Gazecie Polskiej”, „Naszemu Dziennikowi”, czy innym polskim mediom „starej elity”, wciąż zwiększają się rzesze świadomych obywateli, ale to wciąż za mało, aby zmienić rzeczywistość. Czy kryzys gospodarczy, skłócony wewnętrznie Kościół, i konflikt społeczny, są w stanie wpłynąć w znaczący sposób na obecne status quo? Nie sądzę. Wkrótce pojawi się jakaś nowa partia lub ruch społeczny, związany z obecnym układem (lub z mafią, jak kto woli), który stanie się nowym „wyzwolicielem” polskiej polityki od „wojny polsko – polskiej”. Inna sprawa czy dokona skutecznych reform, czy raczej dokończy dzieła zniszczenia? W każdym razie jakby nie było, to nie zmieni się tylko jedno, czyli „elita” sprawująca w „naszym imieniu” władzę. Czy Polska formalnie będzie państwem, czy też wkroczą tutaj obce wojska w celu przywrócenia „porządku” na tym geopolitycznym obszarze Europy, to i tak rządzić będą te same gałgany i nikczemnicy. Jak odnaleźć się w tej sytuacji? Jeżeli bawimy się w realizm (bo tylko się tym bawię, wcale nie jest powiedziane, że mam rację), to właściwym rozwiązaniem dla tych, którzy czują genetyczną lub duchową przynależność do „starej elity” i polskiej kultury, jest emigracja. Ale tym razem zorganizowana emigracja, na wzór diaspory żydowskiej czy tej ormiańskiej. Na dzień dzisiejszy niepotrzebne nam jest silne państwo, ale odbudowa silnej elity, dobrze zorganizowanej, gromadzącej wielki kapitał, intelektualnej i przede wszystkim będącej spadkobierczynią tej „starej dobrej elity”. A potem wystarczy już tylko oddziaływać dzięki swym wpływom i kapitałowi, na sytuację w Polsce. Bajka? Być może. Ale, któż wie, czy sytuacja wkrótce nas do tego nie zmusi?
Patriota Takiej schizofrenii i zakłamania mogą dopuścić się tylko ludzie, którzy własnych obywateli mają za stado tępaków i debili. http://warszawskagazeta.pl środa, 22 czerwca 2011 Nie możemy dopuścić, by Tusk ze swoją ferajną rządził kolejne 4 lata. Należy przebić się przez medialną blokadę. Wystarczy przesłać znajomym linka i poprosić o dalszą dystrybucję. http://tv.nowyekran.pl/post/22186,niszcz-falszyzm-nie-odpuszczamy
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości