„Moje nazwisko nic panu nie powie, ale dzwoni prezydent Europy” – mówi człowiek do telefonu na rysunku w znanym tygodniku. To najkrótszy komentarz w tej sprawie, lecz nie zamierzam powtarzać spostrzeżeń, które padły już wielokrotnie. Zamiast tego opowiem o własnym doświadczeniu z wyborem głowy europejskiego państwa.
Lubię wyrażać własne zdanie. Zawsze wypełniam ankiety, które wyskoczą mi nagłym okienkiem. Nie odmawiam, gdy ankieter do mnie zadzwoni lub zaczepi na ulicy. Zarejestrowałem się w dwóch panelach badawczych, które podsyłają mi linki do ankiet. Zabiera mi to niewiele czasu, ponieważ mój rocznik jest liczny (wyż demograficzny) i nie ucieka przed wywiadami jak starsi, dlatego sondaże takie często kończą się na trzech pytaniach, gdy okazuje się, że firma ma już opinie ludzi o podobnych do moich cechach demograficznych.
Tydzień lub dwa przed europejskim szczytowaniem w sprawie wyboru prezydenta trafiły do mnie pytania o tą dziewiczą elekcję przygotowane przez skandynawską firmę Norstat i kierowane do obywateli różnych krajów Unii. Najpierw pytają, z jakiego kraju powinien pochodzić bohater badania. Zastanawiam się z uśmiechem, ile osób wskaże inny kraj niż własny i z rozmysłem zaznaczam Polskę. Z którego kraju nie powinien pochodzić kandydat? Do Francji i Niemiec dorzucam bastion czerwonych, czyli Szwecję.
Przychodzi czas na ocenę nazwisk, które niewiele mówią, ale jest ratunek w postaci odpowiedzi: „nie wiem” i „nie znam”. Pełne zaskoczenie. Tych możliwości w ogóle nie było wcześniej, jakby przy pytaniach o kraj pochodzenia autor nie przewidział, że dla kogoś narodowość kandydata może nie mieć znaczenia! Ktoś z góry założył, że wszyscy respondenci kierują się narodowymi szufladkami, z którymi tak gorliwie walczą konstruktorzy europejskiego człowieka, stręczący europejską tożsamość jako pożądaną. Obywatelowi Unii Europejskiej ma nie być obojętne, z której jej części składowej pochodzi jej prezydent, nie może nie mieć zdania na ten temat, ale przy konkretnym nazwisku może mieć co najmniej dwa powody (co najmniej, bo „nie wiem” jest bardzo pojemne w przyczyny niezdecydowania) ucieczki od wyboru personalnego.
Często słyszę zarzut manipulacji badaniami opinii publicznej, zwykle jednak kryje się pod tym sugestia, że publikowane wyniki nie są sumą opinii przepytanych, lecz rezultatem podanym na zamówienie zleceniodawcy. Tymczasem problem polega na treści pytań i możliwościach odpowiedzi. Jedno słowo może mieć wpływ na interpretację, „co poeta miał na myśli”.
Gdzie trafiły wnioski z ankiety Norstatu? Wiem o tym tyle, ile premier na temat długości spodziewanych obrad europejskiego biura politycznego, które piorunującym tempem decyzji pokazało kompromitujący poziom orientacji naszego rządu o tym, co się dzieje w Brukseli. Gdyby premierem był ktoś z PiS-u, media używałyby sobie cały miesiąc, a tak to mamy epidemię wyrozumiałości.
Marcin Motylewski
Felieton ukazał się w grudniowym numerze „Naszego Płocka”.
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka