Media już znają zwycięzcę amerykańskiego wyścigu, kingmakera w walce o sumienia białej i czarnej Ameryki, czerwonych i niebieskich Stanów. To oczywiście Barack Obama. Na chwilę przed całym election eventem, znając specyfikę i system głosowania za oceanem, jestem w stanie się zgodzić z tezą, że w Białym Domu zasiądzie pierwszy Afroamerykanin.
Nie trzeba być fetyszystą sondażowym, żeby widzieć, że Republikanów zgniótł kryzys na rynku finansowym, a sama partia w jego obliczu, porusza się jak słoń w składzie porcelany. Grand Old Party jest dziś w największym kryzysie od czasów Hoovera. Republikanie są w całkowym odwrocie, a ich idee są passe. W takim roku McCain okaże się niewybieralny, mimo że Amerykanie doskonale wiedzą, że jest lepszym kandydatem do Gabinetu Owalnego. Taki commander-in-chief, to coś co na Starym Kontynencie okupowanym przez pacyfistów i inne miernoty postępowej rewolucji, otaczane jest już powszechną wzgardą, ale za Oceanem to nadal ceniony typ osobowości.
Obama ma kilka procent przewagi w sondażach ogólnokrajowych, ale i znaczną przewagę w kluczowych Stanach, tzw. Swing States, takich jak Pennsylvania, Colorado i póki co jeszcze Ohio, o które wciąż walczy senator z Arizony. Sondażowo prowadzi też w istnej twierdzy Republikanów Virginii, tradycyjnym red state, gdzie zwycięstwo nawet nie tyle Demokraty, ile Czarnego będzie mentalnym trzęsieniem ziemi.
A więc przełom!? Koniec wojny kulturowej, podziałów jeszcze z czasów wojny secesyjnej i segregacji rasowej, pojednanie białasów i nigersów? Szczerze wątpię. Tym bardziej, jeśli amerykański rząd z Obamą na czele weźmie się za kolejne "Great Society" – a więc utopijny projekt inżynierii społecznej. Jego skutki mogą być katastrofalne, jeśli wyświechtane change połączy się z ideologicznym welfare state, marksizmem czy może krugmanizmem. Bo o ile patronem Roosevelta był nieszczęsny Keynes, to teraz na nowego Keynesa XXI wieku jest kreowany Paul Krugman, tegoroczny noblista z ekonomii. To facet, który za nowe teorie przyjął i ogłosił te, które od 100 lat są obalone i dostał jeszcze za te herezje walizkę pieniędzy od szwedzkich sklerotyków.
Możemy więc liczyć na nowe pomoce rządowe, subwencje, programy zachęcające do podjęcia pracy, szkolenia biednych i niedouczonych, programy integracji między rasami, kolejne busingi, ulgi dla samotnych matek (dzięki którym, jak to obliczyło już za Clintona Heritage Foundation, "samotnych matek", a więc par mieszkających "na kocią łapę", tudzież rozwodów przybyło), programy resocjalizujące Murzynów i Latynosów. Dostaniemy więc zamiast wojny w Iraku, tradycyjny demokratyczny pakiet w postaci tax&spend, który nie przyniesie wymiernej korzyści, bo żaden rząd nie jest w stanie rozwiązać indywidualnych problemów ludzi. Może za to stworzyć instytucje dysfunkcjonalne, włożyć w tryby tej machiny worki pieniędzy podatników i patrzeć jak dziurę w systemie wykorzystują ludzie, do których pomoc nie była kierowana.
Jak mówił nieoceniony Ronald Reagan: „9 najgorszych słów w języku angielskim? Jestem z rządu i jestem tu żeby pomagać” (I’m from the government and I’m here to help).
Reagan był zbyt doświadczony, żeby wierzyć w skuteczność federalnego rządu. Całe życie Obamy i jego afroamerykańskie dziedzictwo, pokazują, że on nie tylko w nią wierzy. On swoją wiarę stara się wprowadzać w czyn. I tak jak nigdy po "New Deal" Roosevelta Ameryka nie powróciła do swojego statusu sprzed niego, tak hasło "We can change" Obamy może stać się jej nowym fundamentem.
Widząc to ojcowie-założyciele zapewne przewracają się w grobie, i nieboszczyk Benjamin Franklin z chęcią wyrwałby deskę w trumnie i użył jej w obronie ludzi wolnych. W końcu jak mawiał: „Demokracja jest wtedy, kiedy dwa wilki i owca głosują, co zjedzą na obiad. Wolność jest wtedy, kiedy dobrze uzbrojona owca podważa wynik głosowania!”
www.koliber.org
Stowarzyszenie KoLiber to ogólnopolska organizacja łącząca ludzi o poglądach konserwatywnych oraz wolnorynkowych. Posiadamy ponad 20 oddziałów w miastach całej Polski.
Konserwatyści, liberałowie, libertarianie, wolnościowcy, monarchiści, minarchiści, anarchokapitaliści, antykomuniści. Licealiści, studenci i przedsiębiorcy - młode pokolenie, któremu bliskie są wartości takie jak: ochrona własności, wolność gospodarcza, rozwój samorządności, szacunek dla historii i tradycji oraz silne i bezpieczne państwo.
W naszej działalności dążymy do:
I Realizacji idei wolnego społeczeństwa.
II Całkowitego poddania gospodarki mechanizmom rynkowym.
III Obrony suwerenności państwowej.
IV Stworzenia "silnego państwa minimum" opartego na rządach Prawa.
V Rozwoju samorządności.
VI Poszanowania tradycji i historii.
VII Uznania szczególnej roli Rodziny
Działając w KoLibrze pragniemy zarazem inspirująco i twórczo wykorzystać spędzany wspólnie czas. Pole naszej działalności jest niezwykle szerokie: od tak poważnych przedsięwzięć jak międzynarodowe konferencje, obozy naukowe, panele dyskusyjne poprzez uliczne manifestacje aż po nieformalne spotkania, imprezy integracyjne oraz pikniki.
Różnorodność nurtów sprawia, że są wśród nas ludzie o różnych poglądach. I właśnie to jest naszą siłą. Nie zawsze się zgadzamy, ale to jedyne takie miejsce na polskiej scenie politycznej, gdzie prawica potrafi rozmawiać i wypracowywać kompromisy.
Poszczególne teksty zamieszczane na blogu nie są oficjalnym stanowiskiem Stowarzyszenia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka