strof strof
1058
BLOG

Październik

strof strof Rozmaitości Obserwuj notkę 57

 

Dzień trzeci padało. Zimny nadmiar wody

wkraczał mokrą armią w milczące ogrody,

odsunięte od ulic przez mroczne tunele,

w których wieczorami dzieje się tak wiele,

że lepiej nie bawić się wśród nich w odkrywcę,

żeglarza z bladą skórą, Kolumba, zdobywcę

ziem czekających na to, że usłużne dłonie,

drżąc, na podartym wydrapią kartonie

mapę miejsc, zdań i zdarzeń (wliczając w ich poczet

miłosne przygody). Mokły sny prorocze

w łódkach z gazet wczorajszych i tonęła arka.

Wilgoć pełzła po cegle w mrocznych zakamarkach,

za cel obierając budowli rozbicie.

A więc deszcz… Miasto nowe znalazłszy okrycie,

odwróciło wzgardliwie swą twarz od zieleni;

nowa pustka wypełnia każdą część przestrzeni

i tylko się cieszyć z tego mogą kochankowie,

że na sucho im w deszczu ujdzie schadzka, bowiem

nikt ich nie rozpozna, nikt dojrzeć nie zdoła

dwóch miłosnych wskazówek w tarczy parasola

kupionego na targu. Światła forestera

uwięziły w swych stożkach krople: zbiór od zera

do nieskończoności trwał przez jedną chwilę,

by wkrótce się powtórzyć w światłach stopu, tyle

tylko, że w wersji dużo bardziej krwawej.

Bar zapraszał na wódkę, wino, piwo, kawę,

a przy wejściu przezorny postawił właściciel

stojak na parasole. Toczyło się życie,

nie myślano o niczym, liczyło się ciało,

które się wodą z wolna, chcąc nie chcąc, stawało,

powracając tym samym do życia początków.

I tak to się zamykał tu krąg i bieg wątków

w swoim zadzierzgnięciu odnajdywał koniec.

Huk z pętli tramwajów nikł po ciemnej stronie

ściany ustawionej z kamienic – pielgrzymów,

ciągnących już od wieku w stronę Rynku – Rzymu –

i zastygał jesienny szmer w wilgotnej czerni.

Dzwony na różaniec przyzywały wiernych.

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (57)

Inne tematy w dziale Rozmaitości