Wieczorna pocztówka
Ci z przedmieść
nie zdążyli jeszcze wrócić
z miasta; tramwaje
rozwożą puste światło, a niskie
domy niszczeją samotnie, z godziny
na godzinę coraz bardziej
nietutejsze. Niedaleko
stąd biją serca pociągów. Łoskot
podrywa się do lotu
i spada. Ci z przedmieść
niosą w sobie
muzykę. Ich melodie
są starannie wygładzone.
Niebieski tramwaj
przywiózł ich do czyśćca. Za chwilę
mrok pochłonie
roztańczone sylwetki. Ukłucia papierosów
wwiercają się
w twardą noc.
Pokój z fotelem i kanapą
Pora obiadu i środek Europy.
W żyznym zapachu ziemniaczanych placków,
osnowie tłuszczu, czosnku i cebuli
rosną powolne ściany Sarajewa
na stereofotografii. Wystarczy
zamknąć okno, a zapach
zniknie, na szczęście
zostanie podwojone Sarajewo,
dla każdego oka
po jednym
i tym samym
widzeniu, które
przytrafia się
we śnie
i w śmierci.
***
Staliśmy w bramie
i nikt z nas nie mówił jeszcze wówczas o deszczu.
Milczeliśmy,
a ptaki przestały się nas bać.
(Wyciągaliśmy szyje jak żurawie).
Kto miał odwagę wyjść w deszcz,
będzie piękny w słońcu.
Ale my
staliśmy w bramie,
milczeliśmy,
przeczekali ulewę,
zmarli
w młodym, dwudziestym, wieku.
Inne tematy w dziale Rozmaitości