Nie wola nam rzewno płakać,
krzyk świń bielą drży dziś na hakach.
Wiodą nas już do rajskiego,
do królestwa zapustnego.
Całujmy, tańcujmy,
kupujmy, ucztujmy,
w mięsopuście
pustka w chuście,
całus w całunie,
płynie tłum w łunie...
Królem szewc.
Na życie, na śmierć
przez most kamienny
na drugi brzeg...
Miele hołd lenny
młyn ust – codzienny
śpiew.
Od uciech nie uciec,
skwierczy jak chuć udziec,
parzy żar,
żarty par – słychać śmiech.
Kto będzie pan duszy jego,
kto będzie pan duszy mojej:
zamilkły dziś niepokoje.
W przewrotnym amoku
nie ma przewrotu,
ten jeden raz w roku
upust odpustem,
świat krzywym jest lustrem.
Starczy nam, starcy,
po kres.
Niechby i paści
mrocznych przepaści,
gdy w karnawale
kieliszek Graalem,
dziewka chłopczycą,
chłopiec dziewicą,
świecą się sprzączki,
widma gorączki,
kłamstwo jest prawdą,
na sznurze biegnie szczur.
A czemu nam smutek,
gdy nogi obute
ma bosy dotąd lud...
Wybawionym w zabawie
skrzypi snu mróz na jawie:
pereł pełen nad ranem
po cholewki drewniane
hiszpański but.
Inne tematy w dziale Rozmaitości