Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Sucha woda Sucha woda
45
BLOG

Tylko bez dodatkowych widelczyków! O samotności knajpingu.

Sucha woda Sucha woda Kultura Obserwuj notkę 6

Jest jeden, szczególny powód, dla którego kocham Kraków, a szczerze nie znoszę obecnego stolicznego adresu. Jest nim swoboda przesiadywania w knajpach w towarzystwie własnym. Sa miejsca w stolicy, które odważyłam się odwiedzić solo (po wcześniejszej bytności w towarzystwie przynajmniej +2). Przyjemne, urocze knajpki, w których obsługa jest profesjonalna i zawsze dyskretna, kawa świetna, atmosfera relaksu, dobra muzyka, słowem - raj knajpiany. Zachęcona doznaniami towarzyskimi, starym krakoskim sposobem wybieram się tam z gazetą i paczką papierosów, które od zawsze stanowiły ulubione moje towarzystwo. Nie jestem postrachem warszawskiej gastronomii, pachnę znośnie, zazwyczaj staram się chodzić uczesana i w ubraniu. Reakcje obsługi na singlującego kawowo klienta są dwie. Pierwszą stanowi efekt ściany. Człek w towarzystwie gazety jest klientem przezroczystym. Wzrok kelnerów i kelnerek starannie go omija. Jest to w dodatku niebywale naturalne, spojrzenie prześlizguje się po mnie bez jednego załamania, krzywizny, błysku. Po drugim i trzecim zaczynam podejrzewać siebie samą o wyhodowanie na ciele deseniu, który rządzi knajpą. Może jestem w różyczki u Gessler? Czy zamieniam się w beżową bezę W biegu? Cholera. Chwila wnikliwej kontroli i jednak nie, wyróżniam się barwą na tle ściany. Nawet kontrastuję. Próbuję wygibasów ręcznych, skinienia głową, pewnych werbalnych sygnałów. Wreszcie mam! Łapię na sobie wzrok Pana z Tacą, mego herbaciano-kawowego wybawcy. Widzi, chwyta kartę, idzie. Mój uśmiech niemal rozsadza mi uszy, gdy kelner wdzięcznym, kocim ruchem mija mnie i podchodzi do uroczej pary, która właśnie zasiadła przy stoliku obok...

Efekt drugi nazwałam dodatkowym widelczykiem. Solówki w knajpingu warszawskim mogą przyprawić o zgagę, szczękościsk, a w skrajnych wypadkach kontuzje kolan. Mija pięć minut odkąd dostałam swą kawę i zaczyna mnie wciągać lektura gazety. Nieliczna w warszawskim życiu okazja, by zwyczajnie odpocząć. W połowie drugiego oddechu ulgi pojawia się ona/on. Czy życzy Pani sobie coś do kawy? Bardzo chętnie ciasteczka mamy dzisiaj przednie, wyborne, palce lizać. Nie? Dziękuję. Kończę oddech i wracam do mazania palców tuszem. Gdy osiągam połowę filiżanki, zwłaszcza gdy zamawiam latte w czymś przezroczystym zjawia się niezawodna. Może soczku/jeszcze kawy, ciastko, czy podać coś jeszcze? I tak co pięć minut. W knajpce jestem może od kwadransa. Zamawiam ciastko dla świętego spokoju. Uwaga: ryzyko udławienia, gdy kelner zechce podać "dodatkowy widelczyk/łyżeczkę/serwetkę". Machina rozkręca się od nowa - tym razem mogę przecież zamówić kawę do ciastka! I cały czas z uśmiechem dziękuję. Szczęka pragnie powiększyć grono aniołków w okolicach 20 minuty pobytu. Ciastko połykane raptownie, by odpowiedzieć na pytanie, wyraźnie zaznacza swe pretensje, aż wreszcie łuuuuuuuuuuuup w kolano, gdy pragniesz uciec z krzykiem. Ot co.

A w Krakowie na Brackiej pada deszcz i jeśli chcesz przesiedzieć cztery godziny z jedną filiżanką i kieliszkiem dla kurażu - na zdrowie!

Sucha woda
O mnie Sucha woda

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura