W obliczu nawały dokumentów przesądzających o agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy, w obozie apologetów III RP pojawiają się pierwsze, nieśmiałe głosy ( np. Kuczyński ) by wyznał publicznie swe grzechy. Sądzę, że jeszcze długo się tego nie doczekamy. Jeśli kiedykolwiek. Dlaczego? Nie chodzi mi wcale o cechy charakterologiczne Lecha Wałęsy i wynikłe z tego predyspozycje zarówno moralne jak i umysłowe. Mam na myśli paradygmat współczesnej Polski,jakim jest nieobecność Prawdy. A konkretnie, nawet nie o pogardę dla Prawdy, ile jej nieistotność i niestosowalność. Od ponad 70 lat żyjemy, jako społeczność w publicznym kłamstwie. W zakłamanej historii, w zakłamanych mediach i zakłamanych życiorysach. Jedynym kryterium funkcjonującym naprawdę w życiu publicznym, jest użyteczność polityczna. Wałęsa doskonale to wie, bo tylko to zna ze swego życia. A ponieważ jak twierdzi, napisał więcej książek niż przeczytał, to nawet teoretycznie nie zna świata w którym Prawda ma wartość bezwzględną. W jego świecie, dzisiejsze wydarzenia to przykra powtórka z 92 roku. Bronią go dziś, politycznie rzecz ujmując, ci sami ludzie co wtedy. Wówczas się udało.No to dlaczego, kombinuje sobie Lech Wałęsa,dziś miałoby się nie udać? No dlaczego?
Inne tematy w dziale Polityka