Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
518
BLOG

Satyra polityczna miernikiem demokracji

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Humor Obserwuj temat Obserwuj notkę 1

               

             I co z tego, że ludzie podśmiewają się z władzy? W naszym dzisiejszym  świecie to nic specjalnie nadzwyczajnego ani dla śmiejących się, ani dla ośmieszanych. Jednak gdy sytem rządzenia staje się jednym wielkim absurdem, a poczynania jego urzędników są nad wyraz nieracjonalne, ten polityczny śmiech może się stać niebezpieczny dla jednych i drugich. Niebezpieczny dla rządzących, bo ośmieszanie może znacznie podkopać ich „boski” autorytet i groźny dla kpiarzy, których mogą dosięgnąć silne ramiona władzy.

Rząd w pełni demokratyczny będzie miał satyrę gdzieś... Ba, nawet będzie czerpał z niej inspiracje do eliminacji głupoty ze swoich poczynań /bo przecież tylko głupcy wierzą, że nie robią głupot/. Władza jeszcze demokratyczna, ale z ciągotami dyktatorskimi będzie udawać, że satyra polityczna śmieszy ją równie, jak obywateli. A po cichu będzie szykować sankcje ograniczające samowolę żartownisiów. Natomiast rząd autorytarny - raczej wcześniej niż później - odpowie na satyrę polityczną represjami.

         Zatem można powiedzieć, że stosunek władzy do politycznej satyry jest jednym z wielu probierzy wolności słowa i swobód obywatelskich, czyli -  zaawansowania demokracji. Reakcje rządów wobec ich krytyków mówią nam też o determinacji i możliwościach działania rządzących. Jeżeli władza w pół- czy w pełni autorytarna posunie się do niszczenia satyry oznacza to, że może ona wytoczyć przeciw swym obywatelom znacznie cięższe działa. Jeżeli zaś pozwoli kwitnąć satyrze - tak jak to było u nas w latach osiemdziesiątych - to znaczy, że jest władzą słabą, pozbawioną możliwości skutecznego działania i jej dni są policzone.

Jak zatem wygląda sprawa w rozwiniętych demokracjach? Czy na przykład demokratyczny brytyjski rząd jest rządem słabym, skoro pozwala śmiać się z siebie bezkarnie? Absolutnie tak. Czy zatem jego dni są też policzone, jak to było w zmierzchowym stadium rządów Jaruzelskiego?

Absolutnie nie.

Brak logiki?  W żadnym razie. Demokracja, pełna demokracja - w aspekcie relacji władza-obywatel - musi być - i powinna być władzą słabą. Bo jeśli władza jest silna, to obywatel jest słaby. A słaby obywatel - ograniczony w swych podstawowych prawach, pozbawiony ochrony prawa i państwa z powodu swej odmienności kulturowej, światopoglądowej czy jakiejkolwiek innej - jest tylko w dyktaturze. Bo tylko taki - autorytarny system - by w ogóle istniał, wymaga straszliwego podziału na: my i oni, co przecież jest złem samym w sobie.

Oczywiście władza musi być arcy-silna w kilku kluczowych dla państwa wymiarach, jak choćby obronność, czy bezpieczeństwo wewnętrzne. Ale -wobec obywatela - im władza słabsza, tym obywatele, a zwłaszcza najsłabsi obywatele, są silniejsi. Przecież to pokojowe współistnienie równych sobie, różniących się ludzi, jest najpiękniejszym marzeniem człowieka. Jest credem chrześcijaństwa. Jest istotą i celem filozoficznej myśli człowieka, który pojął, że gdy nie stworzy jakiegoś bezpiecznego systemu wspóistnienia to - jako gatunek - nie przetrwa.

Takie też były zamierzenia twórców zachodniej siedemnastowiecznej liberalnej demokracji parlamentarnej,  którzy czerpali z tragicznych doświadczeń przeszłości i przemyśleń najwybitniejszych ludzkich umysłów.

Jak jednak ta konstrukcja - państwo słabe-obywatel silny - jest wrażliwa na zakłócenia, widać po ostatnich wyborach prezydenckich w jednej z najstarszych liberalnych demokracji - w USA. Tam bowiem wygrał populista głoszący, że Ameryka jest słaba z powodu m.in. nielegalnych meksykańskich emigrantów, co potwierdza tezę, że jak ktoś /jakaś grupa społeczna/ chce być silniejszy, to zawsze musi być ten słabszy, który boleśnie zapłaci za jego siłę.

Czy w takim państwie, czy w takim świecie - chcemy żyć?

         Wielu z nas zastanawia się zapewne jak nasi rządzący potraktują program satyryczny Kabaretu Moralnego Niepokoju  - „Ucho prezesa” - który  bezpardonowo parodiuje i wykpiwa jaśnie nam panujących. Popularność programu już jest duża, a jeszcze ciągle rośnie, co niewątpliwie będzie  zachętą dla innych twórców, choć i tak liczba skeczy,  piosenek i wszelkiej maści tekstów ośmieszających rząd jest coraz większa. Czy zatem rząd posunie się do działań przeciwko autorowi programu - Robertowi Górskiemu - czy też satyrze w ogóle, czym potwierdziłby te wszystkie tezy, w których oskarżany jest o dyktatorskie zapędy. Czy nie zrobi nic - i tym samym udowodni - że wolność słowa nie jest u nas zagrożona, a demokracja ma się całkiem dobrze.

         Ten stosunek naszej władzy do przerysowanej przecież krytyki będzie swoistym papierkiem lakmusowym. To, jak rząd PiS postąpi wobec zalewającej go ze wszech stron fali kpiny, parodii, satyry i śmiechu, pokaże nam jego prawdziwe intencje.

Bo co jak co, ale stwierdzić, że rząd PiS jest dziś tak słaby jak w latach osiemdziesiątych gabinet Jaruzelskiego, to raczej nie można. Chyba żeby się nagle okazało, że co prawda rząd stroi się w piękne szaty, ale tak naprawdę król jest nagi.

Tak więc czekajmy z nadzieją, że PiS zrozumie swą rolę jako władzy słabej wobec obywatela. A z każdym upływającym miesiącem jego bezczynności w tej kwestii cieszmy się, że mimo ciągle zmieniającego się otoczenia nadal - my obywatele - jesteśmy silni. A nawet z dnia na dzień coraz silniejsi!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości