Minął tydzień od wyborów prezydenckich wygranych przez Karola Nawrockiego, z czym nie może się pogodzić nie tyle sam jego kontrkandydat - Rafał Trzaskowski, co jego opcja polityczna.
Po pierwszym szoku po nieoczekiwanej (przez nich) porażce, koalicyjne przegrywy zaczęły kombinować jakby tu doprowadzić do unieważnienia wyborów. Impulsem do tego stały się doniesienia o pomyłce w jednej z krakowskich komisji wyborczych, gdzie w protokole z wyborów głosy oddane na Trzaskowskiego przypisano Nawrockiemu i odwrotnie. I nieważne, że przewodniczący komisji sam się do tego przyznał. Poszedł przekaz, że na pewno takich "szwindli" było w kraju więcej. Z doniesień wynika, że owszem, zdarzały się pomyłki, ale działało to w obie strony, czyli trudno tu mówić o oszustwach czy fałszerstwach, ale pretekst do rozrabiania dla przegrywów jest.
Tak się składa, że kilkakrotnie w ciągu ostatnich kilkunastu lat zdarzało mi się pracować w komisjach wyborczych, najczęściej pełniąc funkcję przewodniczącej. W tym roku zaangażowałam się do pracy jako mąż zaufania, zmotywowana do pilnowania wyborów, ponieważ od ich wyniku w dużej mierze zależy los naszego kraju. Pilnować wyborów było trzeba, szczególnie mając w pamięci niejednokrotnie zdarzające się wcześniej cuda na urną.
Z pozycji opozycji było to naturalne, stąd zainicjowanie chociażby Ruchu Kontroli Wyborów w celu dopilnowania i sprawdzenia wyniku wyborów. Ograniczone zaufanie do instytucji państwowych odpowiedzialnych za ich przeprowadzenie było i jest w pełni uzasadnione, szczególnie za obecnej władzy.
Tak więc, podczas pierwszej i drugiej tury wyborów, zgłosiłam się do KW w swoim mieście jako mąż zaufania.Tu muszę zaznaczyć, że podczas I tury w mojej komisji wyborczej pojawił się również mąż zaufania z ramienia Platformy Obywatelskiej. Ja, mając wcześniejsze doświadczenie z pracy w komisjach i będąc odpowiednio zmotywowana ważnością wyborów, wiedziałam czego pilnować i na co zwracać szczególną uwagę. Tego samego nie mogę powiedzieć o mężu zaufania z PO. Pan mąż z PO nie wykazywał żadnego zainteresowania tym, co działo się podczas głosowania - w sumie był bardzo krótko w dniu głosowania, na liczeniu głosów już nie został.
Jaki mógł być tego powód? Ja myślę, że bardzo prosty i oczywisty - był pewien wyniku i fałszerstwa raczej się nie spodziewał, dlatego do swojej funkcji nie przywiązywał żadnej wagi. Ja potraktowałam swoją misję poważnie. Poświęciłam dużo czasu na pilnowanie przebiegu głosowania, ze szczególnym uwzględnieniem liczenia głosów oraz sporządzania protokołu. Podczas liczenia głosów w I turze zauważyłam głosy na Nawrockiego wśród głosów oddanych na Trzaskowskiego w liczbie 12. Uwag do protokołu nie wniosłam.
W drugiej turze byłam jedynym mężem zaufania w swojej komisji, pan z PO nie pojawił się. Najpewniej PO była pewna, że skoro ludzie z komitetu wyborczego Nawrockiego pilnują wyborów, możliwość fałszerstw jest raczej znikoma, dlatego obecny szum po przegranej to gra na fałszywą nutę.
Wracając jeszcze do liczenia głosów w drugiej turze w mojej komisji, to jako mąż zaufania zażyczyłam sobie, żeby po policzeniu głosów jeszcze raz sprawdzić, czy wśród głosów oddanych na Trzaskowskiego nie ma głosów na Nawrockiego. Przyglądałam się przekładaniu poszczególnych kart. W efekcie okazało się, że wśród kart na Trzaskowskiego była jedna na Nawrockiego. Któraś z pań z komisji przejrzała karty z głosami na Nawrockiego i tu okazało się, że znalazła dwie oddane na Trzaskowskiego. Jakie z tego wnioski? Otóż nie ma najmniejszych wątpliwości, że były to zwykłe pomyłki przy rozkładaniu kart, a nie jakieś próby fałszerstwa i tak pewnie było w całej Polsce.
Wystarczyło solidnie pilnować liczenia. Większy problem mógł być z zaświadczeniami uprawniającymi do głosowania. W tym przypadku wystarczyło spisać numery zaświadczeń i przekazać do RKW w celu sprawdzenia w bazie danych.
Reasumując - trudno było o fałszerstwa, szczególnie w drugiej turze wyborów, a ta była ważna, gdy głosy były oddawane tylko na dwóch kandydatów i to w obecności męża zaufania oraz 11 lub 9 osób z komisji wyborczej.
Bzdury o fałszerstwach mogą opowiadać ci, którzy nie mają pojęcia o tym, jak wygląda procedura głosowania, liczenia głosów, sporządzania protokołu i przekazywania go drogą elektroniczną.
Do ewentualnych nieprawidłowości mogło dochodzić wówczas, gdy składy komisji były obsadzone znajomymi, rodziną lub ludźmi z jednej opcji politycznej, ale to chyba margines.
Poza tym, skoro rządzący nie pilnowali wyborów, to znaczy, że byli pewni zwycięstwa. Radzę zatem, by teraz pogodzili się z wynikiem wyborów i przestali się ośmieszać.
Syzyfoptymista
Inne tematy w dziale Polityka