syzyfoptymista syzyfoptymista
939
BLOG

Oddech Tarasa …. czyli wieści z bloga Pani…. XX-Y

syzyfoptymista syzyfoptymista Rozmaitości Obserwuj notkę 64

Kierując się pewną ciekawością, zdarzyło mi się zawitać na blogu słynnej i jak mi się wydawało kontrowersyjnej, dwojga nazwisk (których z oczywistych względów tu nie wymienię), właścicielki równie kontrowersyjnego bloga. W obu przypadkach, i pani i bloga, domniemane kontrowersje okazały się grubo przesadzone. Jako się rzekło, kierowała mną  li tylko ciekawość, ale to chyba nic dziwnego zważywszy na liczne, raczej jednoznaczne opinie o pani blogerce i jej blogu.

Okazja do zaspokojenia ciekawości nadarzyła się wczoraj, kiedy to pani XX-Y jak zwykle wrzuciła na swój blog, ulubiony pisiorski temat, tym razem kpiąc z zapędów (urojonych) monarchistycznych (wynajęcie sali na Zamku Królewskim) J. Kaczyńskiego. Zapewne „gwiazda” Salonu zarzuci mi przewrażliwienie w odbiorze jej złośliwych insynuacji, ale biorąc pod uwagę monotematyczność, cykliczność i raczej jednostajność wypluwanych przez nią notek, trudno chyba się dziwić mojej reakcji, szczególnie w kontekście przebiegu mojej „wizyty”. A „wizyta” wyglądała tak:

Na wstępie, gościa (mnie) przyjmuje gospodyni. Po krótkiej wymianie „grzeczności” z gościem na rzeczony temat, język gospodyni staje się coraz bardziej kąśliwy, ale okazuje się, że nie na tyle kąśliwy, żeby w sukurs pani, bardzo szybko nie przybyła „bliższa i dalsza rodzina” i przyjaciele w liczbie kilku osób. Nieproszonych gości jakoś więcej nie przybyło. I pani i przyjaciele w trakcie „gościny” starają się gościa coraz bardziej osaczyć, a polega to na tym, że prowokując, atakują frontalnie i agresywnie. Na komentarz dowcipny, acz złośliwy, odpowiadają agresją i chamstwem, którymi i tak nie są w stanie zrekompensować tego, co jednak do nich dociera, pomimo, że starcie jest nierówne, biorąc pod uwagę rozkład sił (mam na myśli tyko i wyłącznie liczebność uczestników, nic więcej). Ponieważ starcie nie przebiega po myśli „gwiazdy”, ta sięga po główny argument w dyskusji – usuwanie wpisów. I nareszcie może poczuć władzę i przewagę. Nareszcie widać tylko „błyskotliwe riposty” „gwiazdy” i jej „rodziny” na niewidoczne lub widoczne w szczątkowych cytatach moje wpisy. I pani XX-Y i jej „rodzinka” triumfują. Używają sobie ile wlezie, utwierdzając się w swojej domniemanej wyższości i doskonałości. A „wyżyny intelektualne” osiągają poprzez manipulowanie moimi wpisami, bo nie widząc kontekstu, łatwo można odnieść mylne wrażenie. No, ale takie metody są większości z nas doskonale znane, chyba nie muszę mówić skąd, bo to oczywiste. Pani traktuje mnie protekcjonalnie i  z wielką pobłażliwością (nazywając „małym”!) osoby, pewnej swej przewagi, która to, de facto, sprowadza się tylko do możliwości manipulacji – usuwania wpisów, dla mnie do zwykłego tchórzostwa. Oczywistym byłoby zablokowanie kogoś, kto właścicielowi bloga nie odpowiada, ale usuwanie jego wpisów i manipulowanie nimi jest niedopuszczalne i nie świadczy o niczym innym, jak o słabości i bezsilności. Śmieszne w tym wszystkim jest to, że towarzystwo, rzekomo gościa ma już dość, ale   w przedziwny sposób, poprzez nieustanne prowokacje, nie pozwala mu odejść. Próbę zakończenia żałosnej farsy, nazywa ucieczką z podkulonym ogonem. Powrót zaś, w celu skomentowania następującego po tym jazgotu, określa niedotrzymaniem słowa. Na koniec odsyłają mnie po wynagrodzenie na Nowogrodzką, nie wierząc, że ktoś może robić coś z przekonania, a nie tak jak oni, dla pieniędzy. Mało tego, każą sobie dziękować za „reklamę” na blogu ich Wyroczni, nie zdając sobie jednak sprawy z tego, że dla mnie wizyta „tam”, to niemały „obciach”. No, ale czasami, żeby czegoś doświadczyć, trzeba się poświęcić. I to by było na tyle. A wnioski podsumowujące "wizytę"  są następujące:

- blog przereklamowany

- argumentacja stałych bywalców - nędzna

- główny argument dyskusji – usuwanie wpisów adwersarzy

- towarzystwo – wzajemnej adoracji, zawsze gotowe do ataku

- wszechogarniająca nuda i monotematyczność

- wyraźnie odczuwalne wyizolowanie

- wiernopoddańcze uwielbienie Wyroczni

Krótko mówiąc, następnym razem uwierzę ludziom na słowo, chociaż może warto było się przekonać, ponieważ okazało się, że nie taki diabeł straszny jak go malują, albo za jakiego chciałby uchodzić.

Pomimo tego, jedna uwaga – nikt normalny nie powinien tam więcej zabłądzić!

Szkoda czasu. Po prostu.

 

 

 

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (64)

Inne tematy w dziale Rozmaitości