syzyfoptymista syzyfoptymista
309
BLOG

Smoleńskie piętno – druga rocznica (1)

syzyfoptymista syzyfoptymista Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Tego dnia nie zapomnę nigdy. Pamiętam jak dziś. Była kwietniowa, niezbyt ciepła  sobota 2010 roku. Siedemdziesiąta rocznica zbrodni katyńskiej. Czekałam na ten dzień wyjątkowo, jak nigdy do  tej pory. Powodów było kilka: okrągła rocznica zbrodni katyńskiej,  przepychanki związane z organizacją obchodów, wcześniejsza, osobna wizyta Tuska,    który rocznicę świętował razem z Putinem, no i oczekiwanie na wystąpienie w Katyniu Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Właśnie z tych powodów czekałam na transmisję z Katynia, jak nigdy wcześniej i dlatego pamiętam doskonale, co wtedy robiłam. Wstałam wcześnie (jak na mnie ), biorąc pod uwagę, że była to sobota, przygotowałam śniadanie  siedziałam przed telewizorem w oczekiwaniu na transmisję. Byłam bardzo ciekawa, co w Katyniu powie Lech Kaczyński, szczególnie, że wizyta miała miejsce tuż po wizycie Tuska. Interesujące było dla mnie porównanie tych dwóch wizyt. Oglądałam wtedy transmisję w TVP1, program prowadził Krzysztof Ziemiec. Gdy minęła godzina 9:15, zaczęłam się trochę niecierpliwić, gdyż transmisja się przeciągała, jakieś nic nie znaczące komentarze w studio TV nie interesowały mnie.  I nagle, ok. godz. 9:20, prowadzący program, (wiadomość z nasłuchu), powiedział: proszę państwa otrzymałem niepokojącą informację, prawdopodobnie prezydencki samolot uległ katastrofie (dokładnie słów nie pamiętam). To mi wystarczyło. Wiedziałam instynktownie, że doszło tragedii. Szok! Płacz i nagła, niepohamowana histeria, emocje nie do opanowania, bo to wszystko, ten bezmiar tragedii dział się na moich oczach, tyle, że przed szklanym ekranem. W pierwszym momencie, momencie straszliwej rozpaczy, nie byłam w stanie myśleć. Wiedziałam jedno, doszło do katastrofy, rozbił się stary ruski Tupolew z naszym Prezydentem i kilkudziesięcioma ludźmi na pokładzie. W miarę upływu czasu, po godzinie, po odebraniu iluś telefonów, po braku konkretnych informacji, uświadomiłam sobie, że tam na pokładzie, oprócz tylu wspaniałych ludzi, mogli być oni obaj, Lech i Jarosław. Ta świadomość była jeszcze bardziej przerażająca. Przez wiele godzin nie było potwierdzenia. Potworny strach, przerażenie, pustka i niesamowita rozpacz, to było to, co czułam. Godziny (tak mi się wydawało) oczekiwania na wyjaśnienie, czy Jarosław też tam był, tylko pogłębiały rozpacz i niepewność. Wydawało mi się, że to już jest koniec, koniec wszystkiego. Że nas   już nie ma. Że nie ma Polski. Świadomość tego, że to nie mógł być wypadek przyszła szybko, instynktownie. Rozpacz zaczęła mieszać się z wściekłością i nienawiścią, ale najgorsza w tym wszystkim była bezsilność. Można było tylko wyć.

 

 

Large Visitor Globe

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości