Maciej Świrski Maciej Świrski
334
BLOG

Las i pamięć - nowa powieść Szczura Biurowego [frg.4]

Maciej Świrski Maciej Świrski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Staszka podpisała dokument, czując na sobie wzrok Rosjanina. Spróbowała zapiąć na zatrzaski otwartą teczkę, lecz koperty były zbyt grube, nie miała siły odpowiednio mocno ścisnąć. Goriakin widząc to przechylił się i prawą, zdrową ręką, jednym ruchem, w jakiś taki dziwny sposób rozcapierzając palce zapiął zatrzaski, oba równocześnie. Potem ujął teczkę za rączkę i podał ją kobiecie. Gdy brała ją od niego ich dłonie przez moment się zetknęły  i Staszka poczuła  ze dłoń Goriakina jest spocona. “Muszę umyć ręce” pomyślała. Wzięła teczkę, nie była ciężka, wróciła do swojej walizki stojącej cały czas na podłodze przed biurkiem, kiwnęła głową na pożegnanie i poszła do wyjścia, obok przepuszczającego ją chudego olbrzyma. Usłyszała jeszcze słowa Goriakina - pamiętajcie o telefonie!!! i już szła korytarzem tego sowieckiego urzędu, który w ciągu niewielu miesięcy okupacji został zapaskudzony przez sowietów do tego stopnia, że Niemcy, którzy weszli do Rygi dziewięć miesięcy później, zanim zainstalowali tam komendanturę miasta najpierw zrobili remont i dezynfekcję.

Po wyjściu Staszki Goriakin podszedł do okna. Samochód wydziału rolnego stał przed wejściem, widział go z góry, na tle bruku jezdni, kwadratowych, czerwonawych granitów, spojonych szarą zaprawą. Czarno lakierowany dach Forda Vairogs Juniora, chromowane klamki i wykończenia okien, wloty powietrza chłodnicy były dokładnie widoczne na tym tle. Samochód pochodził z ryskiej fabryki Forda, gdzie samochody te były produkowane na  angielskiej licencji. Fabrykę właśnie kończono demontować, maszyny i cała produkcję przewożono w głąb ZSRS, gdzie miał powstać dodatkowy wydział w Gorkowskim Awtomobilnym Zawodie,wydział produkcji samochodów mniejszych niż produkowane do tej pory, na wzór Forda AA, GAZ M.


Zobaczył wychodzącą Staszkę, patrząc z góry widział ją w skrócie perspektywicznym, jak idzie w kierunku samochodu, poprzedzana przez Bruma, trzymając w obu rękach bagaże, z góry wyglądała na jeszcze mniejszą niż była. “Żeby się obejrzała” - pomyślał Goriakin z nadzieją, ale i z pewnością, że tego ta dziewczyna nie zrobi. Te kilkanaście minut spędzonych z nią w tym pokoju nauczyło go już, że to nie jest taka osoba, która oglądałaby się na sowieckiego czynownika, jakim był. Papieros zaczął parzyć go w palce. Ile trwa wypalenie papierosa? Pięć minut? Siedem? Więc tak krótko to trwało? Zdusił niedopałek o kamienny parapet okna i wrócił do biurka. Usiadł na krześle, spojrzał na papiery przed sobą i pomyślał, że musi się napić. Jak najszybciej.

Staszka usiadła na tylnym siedzeniu samochodu, który pachniał nowością. Lubiła ten zapach, pierwszy raz raz go czuła, gdy razem z ojcem była w przedstawicielstwie Fiata w Wilnie i oglądali samochód, który ojciec kupił, dwa lata przed wojną. Był to Polski Fiat model 524, siedmiomiejscowy samochód, z przegrodą dla kierowcy, wykończony w drewnie i skórzanej tapicerce - co było zupełną nowością - zamontowanym radiem z falami długimi i średnimi, tak, że poruszając się tym samochodem pasażerowie nie byli odcięci od świata, co było dla ojca ważne, bo śledził informacje giełdowe, podawane w polskim radio, zaraz po hejnale mariackim w południe. Po wybuchu wojny samochód został zmobilizowany, razem z pozostałymi i z końmi, tak, że została po nim tylko instrukcja obsługi i komplet nowych opon Stomil Poznań, kupionych przed rozpoczęciem jesieni, bo te które były od nowości już się zużyły. 

Ten zarekwirowany sowiecki Ford Vairogs pachniał podobnie, nowością. Zapach był jeszcze świeży, bo Goriakin i Brum jeszcze nie zdążyli zasmrodzić wnętrza dymem papierosowym - rekwizycja odbyła się nie dalej jak tydzień temu. Sowieci zwrócili uwagę na zakłady samochodowe Forda w Rydze dzięki aktywistom komunistycznym, którzy po wkroczeniu sowietów wyciągnęli nowe samochody ciężarowe z parkingu fabrycznego, załadowali się na nie i w kilkadziesiąt samochodów przejechali przez miasto, stojąc na skrzyniach ładunkowych, trzymając czerwone sztandary i śpiewając pieśni. Błyszczące nadwozia nowoczesnych ciężarówek, pomalowane na niebiesko, czerwono i zielono, z drewnianymi i metalowymi skrzyniami ładunkowymi, były kolorowym wykwitem na nagle poszarzałej ryskiej ulicy. Goriakin razem z innymi sowietami obserwował z okien ratusza ten przejazd i to on, uprzedzając innych, poszedł do komendanta wojsk okupacyjnych, komandarma Bograzowa z pomysłem zarekwirowania samochodów na potrzeby nowej władzy. Potem poszło już szybko. Fabrykę otoczono we wrześniu, zaraz po rozpoczęciu pracy, robotników odseparowano od kierownictwa, wszystkich wyglądających na wykształconych  zaaresztowano, samochody wyprowadzono za bramę, gdzie już czekali nowi właściciele - naczelnicy rozmaitych sowieckich urzędów, właśnie się instalujących. Komuniści fabryczni patrzyli zdumieni na to co się działo, bo mówiono im, że teraz wszystko będzie należeć do ludu. Jeden z nich protestował, więc dołączono go do kierownictwa. Wszystkich potem, w lipcu 1941 znaleziono zakopanych w w jurmalskim lesie, na terenie uzdrowiska. Goriakinowi przypadł najmniejszy z modeli samochodów - Junior, czteromiejscowy, czterodrzwiowy, prosto z taśmy. Goriakin zachwycił się wykończeniem i detalami tego pojazdu - do tej pory miał do czynienia z produktami sowieckimi, z GAZem, które były niezdarną kopią pierwowzorów amerykańskich. Ten Ford Vairogs był dla Goriakina symbolem nowoczesności a równocześnie awansu, jaki go spotkał dzięki zdobyczom Związku Sowieckiego. Do tej pory nadzorował kolektywizację na Ukrainie i w republice stawropolskiej, a po aneksji Pribałtyki okazał się godny zaufania i powierzenia mu sprawy najważniejszej - takiego przeprowadzenia konfiskaty majątków ziemiaństwa i kułaków,  aby nie doszło do ukrywania narzędzi, zbiorów, a przede wszystkim kosztowności i dewiz, a wszyscy którzy mieli być poddani procesowi reedukacji nie ukrywali się, ale w uśpieniu oczekiwali swojego losu.

Staszka jechała na tylnym siedzeniu i zastanawiała się jak zrobić, żeby nie trzeba było chodzić po Wilnie z walizką pełną pieniędzy, narażając się na rewizję, a równocześnie żeby nie pokazać odwożącemu ja Rosjaninowi gdzie mieszka. To, że urzędnik sowiecki zaproponował jej odwiezienie było szczęśliwą okolicznością, bo nie musiała się obawiać podróży koleją ani patroli w pociągu, na dworcu i na ulicy, ale z drugiej strony droga z samego Instytutu do domu z walizką też może być niebezpieczna. Może uda jej się coś wymyślić po dojechaniu na miejsce, jedno było pewne, nie chciała zdradzić miejsca zamieszkania. Oczywiście sowieci doskonale mogli wiedzieć i wiedzieli, gdzie mieszka, ale im mniej w tym momencie było o niej wiadomo temu Rosjaninowi - tym lepiej. 

Droga z Rygi do Wilna wiodła szosą, częściowo brukowaną, częściowo asfaltową, a w odcinku nadgranicznym - szutrową. Jechali szybko, jeszcze przez te kilka miesięcy okupacji droga nie została zrujnowana, za wyjątkiem kilku miejsc, gdy trasa przejścia czołgów sowieckich krzyżowała się z szosą, i ciężkie, dwuwieżowe tanki rozryły w poprzek szosy dwie głębokie koleiny, na szerokość rozstawu gąsienic. Ta rana w szosie zabliźniła się częściowo pod śladami kół, ale i tak Wasilij Wasilicz Brum w ostatnim momencie ostro zahamował - jechali szybko, prawie osiemdziesiąt na godzinę, i gdyby wpadli w półmetrową koleinę na pewno rozbiliby się. Brum zaklął od maci, ciężko, zredukował bieg, Junior miał synchronizację biegów, więc nie musiał stawać do zmiany na włączenie pierwszego biegu, i powoli przepełzli na drugą stronę. Brum obejrzał się w stronę pasażerki, jakby zawstydzony tym, że przeklął szpetnie - Izwinitie, pażałujsta, ta droga fatalna….

Staszka tylko kiwnęła głową. Ten kierowca był dziwną postacią, nie wiedziała co o nim myśleć. Jego nadzwyczajna chudość i te uszy dodawały mu takiego demonicznego wyrazu, a być może to był taki sam sowiet jak oni wszyscy - przede wszystkim bojący się śmierci, i przez ten strach niszczących wszystko i wszystkich dokoła, przy odrobinie władzy, danej z wyższej instancji, wdeptujący w błoto tych co są niżej od niego w hierarchii dziobania. Czy akurat Brum taki był, trudno było powiedzieć, ale poznawszy jego szefa, który tak się jej natarczywie przyglądał, spodziewała się, że tak. Goriakina odebrała jako bezwzględnego sowieckiego czynownika, od którego trzeba się trzymać jak najdalej.

Jechali przez łotewski las. Szosa była prosta, bez zakrętów, od czasu do czasu wjeżdżali na wzniesienie, lecz nie widzieli dalszego ciągu, bo widok zasłaniały wysokopienne sosny. Bór ciągnął się aż do granicy, która była po wejściu sowietów jeszcze bardziej strzeżona niż przed wojną. Mimo, że zarówno Łotwa jak i Litwa były wcielone do ZSRS to granice dalej obowiązywały. Zbliżali się do posterunku, zielono-czerwone drewniane kozły zwężały drogę wprost do szlabanu granicznego, wokół którego stali strażnicy, dalej był budynek posterunku  i coś , co przypominało sklep, ale teraz był to wypalony budynek, bez dachu, z osmolonymi ścianami, widać, było, że drewniane ściany były pomalowane na szmaragdowo i właśnie ta farba zapaliła się pierwsza, i ogień przerzucił się na poszycie dachu. Pożar musiał być przed kilku miesiącami, bo czarna spalenizna zmatowiała. 

 

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura