Obejrzawszy ostatni program red. Tomasza Lisa nie sposób nie zauważyć, że oto coś wydarzyło się w polskich mediach.
Napisano już na Salonie o tym, że Kaczyński rozsmarował red. Lisa, rozjechał, że jest to wygrana Kaczyńskiego. Inni piszą, że Kaczyński brutalnie żartował z red. Lisa, albo, że pokazał swoją prawdziwą twarz (należy rozumieć, faszysty, dyktatora i ogólnie smoka zjadającego dziewice bez popitki).
Co zatem zobaczyliśmy takiego rożnego od tego, co już znamy? Przecież obaj bohaterowie tego wydarzenia medialnego są nam znani od lat - zarówno red. Lis w roli przepytującego gości swojego programu, jak i Kaczyńskiego odpowiadającego na pytania. Poglądy polityczne obu tych postaci także są nam znane, niezmienne od lat.
Otóż, w mojej opinii, to nie Kaczyński był bohaterem tego programu. Kaczyński był tylko tłem do zaprezentowania pełni możliwości red. Lisa, który zapraszając do swego programu polityka partii opozycyjnej i przeprowadzając ten wywiad w taki sposób jak to zrobił właśnie pokazał kim jest naprawdę i jakie motywy nim kierują, i o co tak naprawdę chodzi w tym przedstawieniu medialnym, które od 6 lat (jeśli nie dłużej) obserwujemy.
Wydawać by się mogło, że jeśli dziennikarz zaprasza polityka do swego programu, to chodzi o to, żeby zaprezentować publiczności poglądy tego polityka i partii którą reprezentuje. Że chodzi o informację, nawet jeśli nie bezstronną, to o informację. O program społeczny, politykę zagraniczną, dług publiczny itd.
To co zrobił red. Lis miało być linczem. Od pierwszych pytań, po ostatnie, łącznie z pytaniami o miejsce na liście pań z plakatu PiSu
Miał to być lincz poprzez pokazanie złej pamięci rozmówcy, jego nieprzygotowanie, sprowokowanie jego wybuchu gniewu, zniecierpliwienia itd.
Nie chodziło o informację, o poinformowanie o poglądach Kaczyńskiego.
I dlatego piszę, że coś się stało w polskich mediach. Nigdy dotąd tak jasno tego nie pokazano, o co tak naprawdę chodzi red. Lisowi. Do tej pory zachowywano pozory, że właśnie chodzi o informację, a "BBC jest wzorem". Teraz tych pozorów już nie ma. Rozwiały się.
I jeszcze jedno - obserwując język ciała rozmówców można było dostrzec emocje jakie targają red. Lisem, jakie są jego uczucia w stosunku do swojego gościa. I nieskrywany strach i nienawiść zarazem, wyrażane językiem ciała, mówi nawet więcej niż słowa wypowiadane przez red. Lisa. To są przekazy podprogowe, odbierane przez publiczność przed telewizorami, a więc przekazy, których już zagłuszyć się nie da. Poszło w eter, ludzie zobaczyli komunikat - Lis nienawidzi Kaczyńskiego i teraz, choćby zaklinano na sto sposobów, i przekonywano o profesjonalizmie red. Lisa już wiadomo, że red. Lis jest nieobiektywny, bo nienawidzi. A ludzie (zwłaszcza Polacy) mają instynktowną tendencję do ujmowania się za tymi, którzy są przedmiotem nienawiści i obiektami medialnego linczu.
Tak więc nastąpił pewien przełom, jeśli nie w mediach to w karierze red. Lisa.
A swoją drogą, co on sobie myślał, gdy zadawał końcowe pytania o miejsca na listach dziewczyn z plakatu i zaplątał się pomiędzy Płockiem i Bydgoszczą, a potem odmówił Kaczyńskiemu przyjęcia zakładu?
Czy już wiedział że to koniec?
Inne tematy w dziale Polityka