Maciej Świrski Maciej Świrski
6382
BLOG

LATAJ JAK ORZEŁ LĄDUJ JAK WRONA!!!

Maciej Świrski Maciej Świrski Polityka Obserwuj notkę 87

 

Byłem na spacerze z psami w lesie niedaleko naszego osiedla. Mieszkamy pod ścieżką podejścia do Okęcia, od południa. Lądujące samoloty to widok codzienny i zwykły - na wysokości 400-500 metrów przelatują nad nami, w nocy reflektory rozświetlają ciemności, przesuwają się przez chmury, mgły, w dzień można rozpoznać linie lotnicze, fioletowawy Wizzair, Lot niebieski. Przez te dziesięć lat od czasu jak tu mieszkamy, to ładne parę tysięcy ludzi przeleciało nad naszym osiedlem, w większej i mniejszej odległości. A jak ja wracam skądś, to wiem, że gdy samolot zaczyna podchodzenie na lotnisko, to gdzieś tam przy przechyleniu na skrzydło, te 500 metrów w dole jest mój dom. Cholera, potem jest póltorej godziny jazdy z lotniska, żeby przebić sie przez korki. Właściwie powinienem wyskakiwać przed lotniskiem, byłoby bliżej.

A więc byłem z psami w lesie i słyszałem samolot. Leciał w przeciwną stronę niż samoloty zwykle latają nad nami - nadlatywał od strony Okęcia, to było niezwykłe. Nagle zdałem sobie sprawę, że ten sam dźwiek słyszłem parę minut temu, gdy wychodziłem z domu, a więc ponownie samolot powinien pojawić się w okolicy później, za krótki ten odstęp. Spojrzałem w górę, i zobaczyłm całkiem nisko tego boeinga, leciał niżej niż zwykle, nie 500, ale może 300 metrów nad ziemią. I leciał wolniej niż zwykle. Pomyślałem, że musiało coś się stać, więc śledząc między drzewami, aż zniknie, sięgnąłęm do kieszeni po telefon i włączyłem przeglądarkę internetową. Na Onecie nic nie było, news był o wojnie Meksyku z narkotykami. Ale czułem, że coś nie tak jest z tym samolotem. I jakoś empatycznie odczułem tę panikę, stres ludzi na pokładzie samolotu?

Poszliśmy dalej. Psy myszkowały w zaroślach, aż nagle usłyszłem go znowu. Leciał tak samo powoli, tylko teraz w przeciwną stronę - czyli teraz nadlatywał z południa. Znowu był nisko i bardzo powoli przesuwał się po niebie. Poprzednio widziałem go z dołu, bo leciał prawie pionowo nade mną. Teraz - zobaczyłem go nad drzewami w poziomie. Stałem nad wzniesieniu z niskmi zaroślami, horyzont był widoczny. I samolot przelatywał powoli, a widok ten przypominał mi jakiś obraz, wzajemne proporcje ogona, steru kierunku i kadłuba - co to mogło być? I niski dźwięk silnika. I to niejasne uczucie, jakiegoś nieszcześcia, które wisiało w powietrzu, które było związane z tą maszyną...

Potem samolot zniknął. Ucichł. I nie pojawił się żaden inny - czyli lotnisko zostało zamknięte. Musiało się coś stać.

Wróciłem do domu, usiadłem do komputera i na S24 przeczytałm info od redaktora.

I nagle uświadomiłem sobie, ze te skojarzenie Boeinga lecącego do awaryjnego lądowania, to skojarzenie na tym wzgórzu, powolne przesuwanie się na tle lekko zamglonego nieba przypomniało mi ten widok, wielokrotnie oglądany  internecie, gdy szukałem ikonografii o nalotach dywanowych na Niemcy. 

Coś wspólnego było w tych kształtach. Może dlatego, że to jest ten sam producent. A może dlatego, że post factum odczułem, że dla kapitana Wrony ten lot stał się lotem bojowym, gdy idzie o życie.

Dziś Wszystkich Świętych. Na Powązkach leży inny lotnik - kapitan Protasiuk. On nie miał takiej dobrej pogody jak dzisiaj, nie miał asysty polskich F16, nie miał straży pożarnej wzdłuż pasa. Miał ruskiego kontrolera w baraku na nieczynnym lotnisku i mgłę. Pomyślmy o kapitanie Protasiuku dzisiaj.

www.szczurbiurowy.com

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (87)

Inne tematy w dziale Polityka