Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
2580
BLOG

Rosja uważa się za skrzywdzone przez los mocarstwo

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Rosja Obserwuj temat Obserwuj notkę 23

Dorota Kowalska: Wynik wyborów prezydenckich w Rosji jest chyba przesądzony?

Romuald Szeremietiew: Tak, zdecydowanie.

image

Ostatni sondaż przeprowadzony przez Ogólnorosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej daje Władimirowi Putinowi 69 procentowe poparcie wyborców. To całkiem sporo.

- To za mało! Czytałem, że oczekiwane przez Putina poparcie ma wynieść 75 procent. To jednak dowodzi pewnej skromności prezydenta Putina bowiem Stalin musiał mieć zawsze nie mniej niż 100 proc. poparcia.

I skąd, pana zdaniem, aż takie poparcie dla Putnia?

- Z naszego punktu widzenia to może być niezrozumiałe, ale my spoglądamy na Rosję poprzez pryzmat naszych wyobrażeń o tym, czym powinno być państwo, władza. Przywiązani jesteśmy do systemu wartości, które określa się jako cywilizację Zachodu, chociaż w przypadku Polaków należy raczej mówić o cywilizacji łacińskiej. Natomiast Rosja - z czego wielu nie zdaje sobie sprawy - należy do innego kręgu cywilizacyjnego. To nie jest ta cywilizacja, w której my funkcjonujemy, mówię o nas – Polakach. Inaczej niż w przypadku Polski, która przyjęła chrześcijaństwo z Zachodu, na cywilizację rosyjską, określaną czasem mianem turańskiej, duży wpływ miały ludy stepowe, Mongołowie, Tatarzy. W tej cywilizacji władza nie pochodzi z wyboru, jest zawsze, bardzo elegancko mówiąc, autorytarna. Warto zajrzeć do wielkiego opracowanie prof. Jana Kucharzewskiego „Rosja od caratu białego do czerwonego”. Swego dzieła wprawdzie profesor nie dokończył (pisał je w okresie II RP), ale w analizie dziejów doszedł do momentu, kiedy bolszewicy przejęli władzę w Rosji. I Kucharzewski stwierdził, że bolszewizm jest naturalnym stanem zgodnym z rosyjską tradycją rządzenia państwem. Podkreślił, że z tych powodów bolszewizm będzie dla Rosjan zrozumiały i zostanie przez nich zaakceptowany. Z tego też cywilizacyjnego powodu w Rosji zawodzą próby wprowadzania zachodnich rozwiązań demokratycznych.

Dlaczego?

- W wyobrażeniach Rosjan system demokratyczny jest synonimem anarchii, bałaganu. Rosjanie oczekują, że władza będzie ich „trzymać za twarz” i w ten sposób zapewni porządek w państwie. Dziś według Rosjan porządek zapewnia prezydent Putin. Upadek autorytetu Michaiła Gorbaczowa i Borysa Jelcyna, którzy chcieli wprowadzać zachodnie rozwiązania ustrojowe dowodzi, że Rosjanie w swojej masie nie rozumieją i nie chcą demokracji. Dla większości Rosjan zresztą nadal wybitnym przywódcą jest zbrodniarz Iosif Wisarionowicz Stalin.

 Wiec Rosjanie taki autorytarny sposób rządzenia akceptują i nie widzą tego, co wyprawia Wladimir Putin?

- Ależ widzą jak on postępuje i uważają, że tak władza postępować powinna.

Jest jednak jakaś część społeczeństwa, która na takie rządy się nie godzi.

- Ma pani rację. Część, ale niewielka część społeczeństwa, nie godzi się na autorytarne rządy Putina. Podziwiam ludzi, którzy wbrew nastrojom i poglądom większości społeczeństwa potrafią bronić wartości, które są także nam bliskie. Żałuję ogromnie, że ci ludzie nie mają szans, aby przejąć władzę w Rosji i decydować czym będzie państwo rosyjskie. Gdyby na czele Rosji stali ludzie podzielający bliskie nam wartości to relacje miedzy naszymi krajami byłyby przyjacielskie.

Co by jednak o Władimirze Putinie nie myśleć, to sprawny, sprytny i charyzmatyczny przywódca, prawda?

- W społeczeństwach autorytarnych co pewien czas zdobywają władzę wybitne jednostki. Putin należy do tego typu przywódców. Stalin też takim był. Bywają też nieudolni autokraci, w Rosji takim był np. ostatni car Mikołaj II. Dlatego nie wiemy, czy ostatecznie także prezydent Putin nie okaże się przegranym. Toczy przecież bardzo ryzykowną grę z Zachodem i to na kilku frontach.

I kiedy Putin odda władzę, jak pan myśli? Albo inaczej: co musiałoby się stać, zdarzyć, aby ustąpił?

- Czyli kiedy straci władzę? To trochę jak w przypadku starego dowcipu kiedy chłop zjada kurę: kiedy chłop zapadnie na zdrowiu, albo kiedy kura zachoruje. W przypadku przywódcy autorytarnego traci on władzę jeśli umrze, albo jeśli zostanie obalony siłą. Na razie Putin przekonuje, że cieszy się dobrym zdrowiem więc tylko spektakularne klęski, widmo katastrofy Rosji mogłoby skłonić jakichś ludzi z kręgów władzy, aby go usunąć od władzy. Takiej sytuacji jeszcze nie ma.

Jakby pan ocenił obecną pozycję Rosji w świecie?

- Rosja uważa się za skrzywdzone przez los mocarstwo.

Dlaczego skrzywdzone?

- Rosjanie uważają, że niezasłużenie stracili pozycję supermocarstwa, jaką mieli jeszcze za czasów Związku Radzieckiego. Chcieliby, mówię tu nie tylko o przywódcach Federacji Rosyjskiej, ale również o zwykłych Rosjanach, chcieliby mieć decydujący wpływ na losy świata, mieć w świecie swoje strefy wpływów. Skoro jednak wciąż najwięcej do powiedzenia mają Amerykanie, to nic dziwnego, że Rosja chciałaby tę pozycję amerykańską osłabić i odbudować własną mocarstwowość. Podkreślę - Rosjanie uważają, że spotkała ich niesprawiedliwość, stąd ta ich świadomość, że są takim skrzywdzonym mocarstwem. To przypomina trochę nastroje w Republice Weimarskiej, gdy Niemcy uważali, że niesłusznie przegrali wojnę i stracili mocarstwowość - później Hitler chciał to naprawić. Putin przecież powiedział, że władza, która straciła mocarstwo ma obowiązek to mocarstwo Rosjanom przywrócić. Obecnie Putin próbują naprawić krzywdę jaka spotkała Rosję.

Ale chyba trudno powiedzieć o Rosji, że jest słabym, nieliczącym się państwem?

- Nie, nie – to jest oczywiście wielka siła. Z punktu widzenia Polski i to siła dla nas złowroga, ale Rosja nie rywalizuje tylko z Polską, która mocarstwem nie jest, ale z amerykańskim supermocarstwem. A wobec USA państwo Putina gospodarczo, a nawet militarnie, w siłach konwencjonalnych, nie wiele może zrobić. Z tego powodu zapewne Władimir Putin zaczął straszyć świat swoją bronią nuklearną – w tej dziedzinie Rosja rzeczywiście dorównuje USA, ale tylko w tej. I Putin stara się wszystkich przekonać, że to wystarczy, aby wymusić na Amerykanach respektowanie interesów rosyjskich w świecie. W swoim niedawnym wystąpieniu o stanie państwa Putin mówił o tym i nawet straszył świat atomowymi pigułami. Podkreślał, że Federacja Rosyjska dysponuje broniami i siłą, która wymusi respektowanie oczekiwań, które ma Rosja, jeśli świat nie będzie wobec niej dość spolegliwy. Rosja cały czas walczy o to, by mieć więcej, to co ma teraz jej nie wystarcza.

Putin na potęgę się zbroi. Jaka jest tak naprawdę siła militarna Rosji? Ile w tych opowieściach o wielkiej rosyjskiej armii prawdy, a ile mitów?

- Porównując armię Rosji z siłami Stanów Zjednoczonych, to wciąż za mało, aby Rosja mogła wystąpić zbrojnie przeciwko USA na polu konwencjonalnym. Natomiast Putin zaczął znowu straszyć tym elementami siły, którymi niewątpliwie dorównuje USA, czyli siłami nuklearnymi. W ostatnim wystąpieniu Putin oznajmił światu, że rosyjski przemysł zbrojeniowy stworzył pocisk manewrujący o napędzie atomowym. Zapewnił, że dla tej rakiety nie są groźne „żadne systemy obrony przeciwrakietowej, nawet perspektywiczne”. I dodał chełpliwie; „Niczego podobnego jeszcze na świecie nie ma.” Eksperci zastanawiali się czym jest ta nowa straszna broń, która dysponują Rosjanie, i doszli do wniosku, że to rakieta, nad którą swego czasu pracowali Amerykanie. Jest ona czymś w rodzaju latającego reaktora atomowego o straszliwych możliwościach niszczycielskich. Z tego właśnie powodu Amerykanie ostatecznie zrezygnowali z takiego uzbrojenia. A dziś słyszymy z ust Putina, że Rosjanie taką broń mają. Putin mówi, że użycie tej broni spowodowałoby globalną katastrofę, ale dodaje: „po co nam świat, w którym nie ma Rosji?” Nie ma Rosji jako supermocarstwa oczywiście, bo przecież jej istnieniu w obecnych granicach nikt nie zagraża. Więc biorąc pod uwagę ten wymiar – ryzyko użycia broni nuklearnej, to Rosja jest potęgą i może zagrozić Stanom Zjednoczonym. Natomiast, jeśli idzie o siły konwencjonalne, Rosja ustępuje znacznie nie tylko Stanom Zjednoczony, ale również siłom europejskich państw NATO, zakładając, że te będą działały wspólnie, a co do tego ciągle pojawiają się wątpliwości.

Jakie wątpliwości?

- W państwach Europy Zachodniej (Niemcy, Francja, Hiszpania, Włochy) nie docenia się zagrożenia ze strony Rosji. Są też tam wpływowe ośrodki liczące na współpracę gospodarczą z Rosją. Do tego nie tak dawno w badaniach opinii publicznej na pytanie, czy w razie zagrożenia państw Europy Środkowo-Wschodniej należy udzielić im pomocy zgodnie z art. 5 traktatu waszyngtońskiego zdecydowana większość respondentów odpowiedziała – nie. A skoro takie jest stanowisko większości jak by nie było wyborców, to jak zachowają się wybrani przez nich politycy w przypadku, gdy trzeba będzie przeciwstawić się agresji ze wschodu? Widzimy, że wówczas  jedyną siłą na jaką będzie można liczyć okaże się nasza armia.

 Nasza armia nie ma się co równać z siłami zbrojnymi Federacji Rosyjskiej, musimy liczyć wyłącznie na NATO

- Rzeczywiście przyjęta koncepcja obrony zakłada niezbędność pomocy sojuszniczej w razie ataku na Polskę. Nie dysponujemy takimi siłami, które mogłyby efektywnie odeprzeć Rosjan. Samotnie nie bylibyśmy w stanie stawić im skutecznego oporu.

 Sytuacja bez wyjścia.

- Nieprawda, Polska może stworzyć własny narodowy system obrony skutecznie ją chroniący nawet przy braku pomocy sojuszniczej.

To chyba niemożliwe.

- Niemożliwe tylko dlatego, że ludzie odpowiedzialni za bezpieczeństwo narodowe nie wyobrażają sobie, aby było to możliwe. Jeśli nie szuka się potrzebnych rozwiązań to ich nie będzie. Ciągle mówię o tym, co trzeba zrobić w naszej obronności.

I nie dotarł pan z tym do głów decydentów?

- Nie jestem na tyle wpływowy politycznie, aby taktowano poważnie moje poglądy. To co robię jest więc zaledwie takim rzucaniem grochem o ścianę. A ściana jest na to odporna, zdaje się nawet tego mojego grochu nie dostrzega.

Jak Pan ocenia obecną sytuację międzynarodową, bo z jednej strony mamy Putina, z drugiej – trochę nieobliczalnego Donalda Trumpa, mamy też trochę podzieloną Unię Europejską?

- Nie wiem czy warto snuć jakieś przewidywania, gdy co pewien czas różni eksperci mówią, że wojna tuż, tuż. Sam też mówiłem tego typu rzeczy, bowiem groźba wybuchu wojny oczywiście istnieje i narasta. Jednak zastanawiam się, czy takie ostrzeżenia nie powodują wśród ludzi stanu z opowieści o pastuszku.  Zna pani tę opowieść? Pastuszek się nudził pasąc owce i zaczął krzyczeć: „wilki, wilki!” i cała wieś przybiegła, aby bronić owiec przed wilkami. Pastuszek pokładał się ze śmiechu, że wszystkich tak nabrał. Tak mu się to spodobało, że co jakiś czas robił taki kawał, krzyczał o wilkach i coraz mniej ludzi na to reagowało. I wreszcie wilki naprawdę podeszły pod stado, pastuszek wołał o pomoc, ale nikt się nie pojawił. Więc nie wiem, czy podobnie eksperci ostrzegający przed wybuchem wojny nie sprawią, że po kolejnych ostrzeżeniach ludzie przestaną w nie wierzyć. I wtedy wojna rzeczywiście wybuchnie. Będzie tak jak w opowieści o pastuszku - wilki przyjdą.

Myśli pan?

- Tak, oczywiście.

Jakoś nie widzę konwencjonalnej wojny, tutaj w naszym regionie, w XXI wieku.

- Dlaczego? Była wojna w rozpadającej się Jugosławii, na Kaukazie, trwa wojna na Ukrainie, myśli pani, że to koniec europejskich możliwości wojennych?

Czyli co, wyobraża sobie pan sytuację, kiedy Rosja atakuje Polskę?

- A dlaczego nie? Toczyliśmy krwawą wojnę z Rosją w 1920 roku, a w dwadzieścia lat później Rosja znowu napadła na Polskę i jej wojska opuściły nasz kraj dopiero w 1993 roku. Jest to oczywiście nadal możliwe biorąc pod uwagę dominację, jaką w siłach konwencjonalnych ma nad nami Rosja i zakładając, że NATO byłoby nieskore nas wspierać. Pojawiły się ostatnio jakieś dywagacje, że zmiany w sytuacji międzynarodowej mogą doprowadzić do tego, że Amerykanie wycofają się z Europy, także z naszego terytorium. I co wtedy? Wówczas otworzy się przed Rosją możliwość rozszerzenia wpływów na nasz region z wykorzystaniem sił konwencjonalnych, bez użycia broni nuklearnej. Więc jest to oczywiście możliwie i trzeba się liczyć z takim rozwojem sytuacji.

Co musiałoby się stać, jaka sytuacja zdarzyć, żeby Amerykanie podjęli decyzję o wycofaniu się z Europy? Ma pan w głowie jakieś scenariusze?

- Amerykańscy analitycy podnoszą, że USA ma obecnie zdolność do prowadzenia jednego dużego konfliktu zbrojnego (w czasach zimnej wojny USA miały zdolność jednoczesnego prowadzenia dwu dużych i jednego małego konfliktu zbrojnego). W tej chwili rysuje się możliwość wybuchu wojny na Dalekim Wschodzie (Korea Północna) i coraz wyraźniejsza ewentualność wybuchy wojny na Bliskim Wschodzie (Iran-Izrael). Wyobraźmy sobie, że w którymś z tych miejsc rzeczywiście wybucha wojna, co wówczas zrobią Amerykanie? Muszą zgromadzić wszystkie dostępne siły, aby sprostać wyzwaniu i wówczas będą musieli zabrać swoje wojsko z Europy. A gdyby dwie wojny wybuchły – na Bliskim i na Dalekim Wschodzie?

A tak na marginesie, sporo spekuluje się o tym, że Rosja ingerowała w wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, że stoi za zwycięstwem Donalda Trumpa. To możliwe, czy to raczej kolejna historia z gatunku spiskowych teorii dziejów?

- Można założyć, że Rosja jakoś mieszała w amerykańskich wyborach i „pomagała” wygrać Trumpowi skoro słyszało się opinie wygłaszane w Moskwie, że Trump będzie skłonny dogadywać się z Putinem. Biorąc jednak to co robi obecnie prezydent USA widać, że te nadzieje rosyjskie nie sprawdzają się. A to oznacza, że nie było żadnego spisku z Moskwą w którym byłby uwikłany prezydent Trump.  Ostatnio przecież prezydent USA zdymisjonował sekretarza stanu  Reksa Tillersona, o którym mówiono, że ma bliskie relacje z prezydentem Rosji Władimirem Putinem. Tak więc ingerencja Rosji w amerykańskie wybory mogła mieć miejsce, ale raczej potraktowałbym to jako jeden ze sposobów na wywołanie zamieszania w polityce wewnętrznej USA.

 Kim są dzisiaj najwięksi sojusznicy Rosji na świecie, kim najwięksi wrogowie, poza Stanami Zjednoczonymi oczywiście?

- W maju 2017 roku rosyjska agencja informacyjna „Rosbałt” opublikowała mapkę pod znamiennym tytułem: Przyjaciele i wrogowie Rosji. Zaznaczono wrogów, państwa stosujące sankcje wobec Rosji i potępiające jej politykę, kraje zachowujące neutralność w konfliktach w których uczestniczy Rosja i wyróżniono przyjaciół Kremla. Może zdziwić, że wg mapki „Rosbałt” sporo wrogów ma Rosja w Afryce; Libia, Tunezja, Niger, Czad, Liberia, Nigeria, Kamerun, Rep. Środkowo Afrykańska, Demokratyczna Republika Konga, Malawi, Somalia i nawet Madagaskar. Przyjaciół w Afryce ma dwu: Sudan i Zimbabwe. Jest ich tylu, jak w Europie, gdzie Moskwa może liczyć tylko na Białoruś i Serbię. W Azji jeszcze gorzej – jedynym przyjacielem Moskwy jest ogarnięta wojną domową Syria. Rosja nie ma przyjaciół w Australii i w Ameryce Północnej natomiast na terenie Ameryki Południowej doliczono się trójki: Boliwia, Nikaragua, Wenezuela. W świecie, jak wykazuje „Rosbałt”, wrogów ma Rosja bez liku i zaledwie ósemkę przyjaciół – kiepska podstawa do uprawiania imperialnej polityki.

Polska też ma teraz pewne trudności. Nowelizacja ustawy o IPN, małe zamieszanie wokół niej, cierpkie słowa, jakie padły pod adresem Polski ze strony Stanów Zjednoczonych i Izraela są chyba Rosji na rękę, prawda?

- Jeśli coś osłabia nasze relacje z najważniejszym sojusznikiem, ze Stanami Zjednoczonymi, to na pewno jest na rękę Putinowi. Bardzo dramatyczny artykuł napisał na łamach „Rzeczpospolitej” amerykanista prof. Zbigniew Lewicki wskazując, że USA mogą zawiesić współpracę wojskową i wycofać z Polski swoje wojska. Nie wydaje, aby Stany Zjednoczone, z powodów podanych przez Lewickiego, gotowe były rezygnować z obecności w Europie Środkowej, w tym w Polsce, bowiem w ich interesie ciągle leży powstrzymywanie rosyjskiej ekspansji w tym rejonie. Do tego dochodzi zaostrzenie w stosunkach brytyjsko-rosyjskich po zatruciu mieszkającego w Anglii byłego oficera wywiadu rosyjskiego - Wielka Brytania jest ważnym sojusznikiem Polski i Stanów Zjednoczonych. Więc obawa, że nagle Amerykanie pakują się i wyjeżdżają z Europy nie jest realna, co oczywiście nie oznacza, że w scenariuszach dotyczących bezpieczeństwa Polski nie powinniśmy przewidywać także takiego niekorzystnego biegu wydarzeń. W przyszłości wszystko wydarzyć się może.

Czyli Amerykanie nie odpuszczą Europy? 

- W obecnym stanie spraw międzynarodowych na pewno nie. Dla nich Europa jest jednak ważna. Wszystko, co do tej pory zostało zrobione: wzmocnienie flanki wschodniej NATO nie byłoby możliwe, gdyby nie chciały tego Stany Zjednoczone, gdyby Stany Zjednoczone nie uważały, że trzeba to zrobić. Więc sytuacji, w której USA decydują się na wyjście z Europy, moim zdaniem, obecnie nie ma. Pojawiają się jednak obawy, że coś takiego wydarzyć się może i dlatego wspomniałem o artykule prof. Lewickiego. W Polsce co jakiś czas mamy wątpliwości, czy gwarancje bezpieczeństwa, które daje NATO są pewne i czy Amerykanie je potwierdzają. Dlatego tak ważne są prace nad wspomnianym przeze mnie własnym narodowym systemem obrony Polski.

Pan rozumie w takim razie politykę polskiego rządu, który wchodzi w konflikt ze swoim największym sojusznikiem?

- Trzeba jednak pewne rzeczy wyprostować, gdy chodzi o wizerunek Polski w świecie.  Przyjmowaliśmy dotąd, jak się okazało, fałszywe założenie, że opinia o Polsce w świecie jest na ogół tożsama z prawdą historyczną i jeśli pojawiają się opowieści o polskich obozach śmierci, o Polakach, którzy byli pomocnikami Hitlera, to są incydenty wynikające z braku wiedzy o naszej historii, lub z wrogości wobec Polski, ale nie mają one znaczenia z punktu widzenia naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, czy z Izraelem. Wydawało się, że w USA i Izraelu elity, ośrodki decyzyjne znają prawdę o roli Polski w latach II wojny światowej. Kiedy Polska postanowiła na drodze ustawowej, tak jak zrobiły to inne kraje, bronić swojego dobrego imienia, ścigać winnych pomawiania Polaków m.in. o zbrodnie na narodzie żydowskim okazało się, że po stronie izraelskiej, czy wśród wpływowych kręgów w USA opinia o Polsce nie jest taka, jak sobie wyobrażaliśmy. Teraz trzeba to wszystko prostować, to będzie proces trudny, ale z drugiej strony nie wolno tego zaniechać bowiem inaczej fałszywy obraz Polski pozostanie i będziemy zapisani w historii świata, jako wspólnicy Hitlera, chociaż byliśmy przecież ofiarami Niemców.

A wracając jeszcze do Siergieja Skripala, myśli pan, że to Rosjanie go otruli?

- Premier Wielkiej Brytanii powiedziała rzecz następującą: ustalono, że środek, którym otruto tego Rosjanina i jego córkę, a przy tym jeszcze inne osoby, które miały z nimi kontakt, to paraliżujący środek bojowy produkowany w Rosji i zdaje się będący na uzbrojeniu armii rosyjskiej. W związku z tym premier Theresa May stwierdziła, że oczekuje odpowiedzi na pytania: czy władze Rosji tego środka użyły, czy też Rosja nie kontroluje kto dysponuje tą trucizną. Jeśli tak, niech powie, że nie panuje nad środkami bojowymi własnej armii.  Czy tego typu działania podjęły władze rosyjskie, czy też ktoś, kto „prywatnie” miał dostęp do tej trucizny – tego na razie nie wiemy. Wiemy, że ten środek to rosyjska produkcja.

Ponoć służby specjalne Rosji zdrady nie darują, a Siergiej Skripal był byłym podwójnym rosyjskim szpiegiem.

- Pułkownik Skripal był oficerem GRU, który podjął współpracę z wywiadem brytyjskim. Aresztowany trafił na wiele lat do więzienia, ale został wymieniony za szpiegów rosyjskich złapanych na Zachodzie i osiedlił się na wyspach brytyjskich. Dla Kremla był zdrajcą, który zasłużył na śmierć, jak w telewizji rosyjskiej powiedział znany dziennikarz Kirił Klejmienow. To, że służby rosyjskie zawsze mordowały tych, którzy przeszli na stronę przeciwną, jest rzeczą powszechnie znaną. To praktyka stosowana przez Rosjan od dziesięcioleci. Pamiętamy przecież otrucie radioaktywnym polonem pułkownika Aleksandra Litwinienkę.

I już na koniec, jak pan ocenia zmianę na stanowisku szefa MON i dymisję ministra Antoniego Macierewicza? To dobra zmiana dla polskiej armii?

- Tak, uważam, że dobrze się stało, iż tą zmianę przeprowadzono. Mówiłem zresztą, że to słuszne posunięcie. I jednocześnie zdaję sobie sprawę, że minister Mariusz Błaszczak ma przed sobą bardzo trudne zadanie, bo jego poprzednik składał liczne obietnice, w co uzbroi wojsko i teraz minister Błaszczak będzie się musiał jakoś z tego wywiązywać. To sytuacja trudna, ale dobrze, że jest ciszej wokół wojska i ministerstwa obrony narodowej. Szczególnie cieszy, że relacje między ministrem obrony a prezydentem zwierzchnikiem sił zbrojnych uległy poprawie. Mam też nadzieję, że zapowiadana zgodnie przez MON i BBN nowa strategia bezpieczeństwa narodowego wkrótce stanie się faktem.

A nie wydaje się panu, że to tylko czyszczenie ministerstwa z ludzie Antoniego Macierewicza, bo z MON odeszli wszyscy bliscy współpracownicy byłego szefa.

- No tak, ale to o tyle zrozumiałe, że każdy minister obejmując stanowisko dobiera sobie współpracowników. Najwyraźniej minister Błaszczak nie chciał korzystać ze współpracowników, których oddziedziczył po swoim poprzedniku.

 

Polska The Times Magazyn (piątek-niedziela 16- 18 marca 2018)

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka