
Jednym z celów polityki USA wskazywanych przez Donalda Trumpa w czasie kampanii prezydenckiej było zakończenie wojny na Ukrainie. Po objęciu rządów Trump podjął w związku z tym intensywne kroki dyplomatyczne. Jednym z elementów tych poczynań było dążenie do zawarcia umowy z Kijowem zapewniającej Amerykanom dostęp do złóż metali ziem rzadkich niezbędnych w przemyśle elektronicznym (wprowadzania sztucznej inteligencji).
Ocenia się, że na Ukrainie znajduje się ponad 5 proc. światowych zasobów tych złóż – jest więc o co zabiegać.
Ukraina podpisała ze Stanami Zjednoczonymi 30 kwietnia br. umowę o utworzeniu Ukraińsko-Amerykańskiego Funduszu Odbudowy zapewniającą Amerykanom eksploatację złóż metali ziem rzadkich. Te złoża znajdują się na terenach okupowanych przez Rosjan oraz na naddnieprzańskiej prawobrzeżnej Ukrainie, czyli w pobliżu terenów objętych działaniami wojennymi (patrz: mapka).
Trzeba przyznać, że nie ma lepszych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, jak zaangażowanie się gospodarcze USA – czy Rosja, która od paru lat nie może wojskowo pokonać Ukrainy odważy się zadrzeć z „biznesmenem” Trumpem?
Początkowo prezydent Trump przemawiał pojednawczo do Putina namawiając go, do przerwania działań wojennych. Proponował jakieś ustępstwa, ale Putin niemądrze zignorował oferty Trumpa.
Rozliczni przeciwnicy Trumpa w Europie, w tym Donald Tusk i jego akolici już wyklinali jaki to Trump jest „pro-putinowski”, zdradza Ukrainę, chce urządzić na modłę Baraka Obamy jakiś "reset" w stosunkach z Rosją.
Słyszeliśmy nieustannie, że nie możemy już liczyć na USA, trzeba skupić się przy Niemcach i z nimi budować europejską obronę. Trzeba pożyczyć miliardy i zainwestować w przemysł zbrojeniowy RFN, może trochę w francuski, może odrobinę w hiszpański i włoski. Żadnych zakupów uzbrojenia poza UE.
Ekipa von der Layen już przygotowała stosowne rezolucje, wspólna armia europejska, jakieś NATO-bis. To wszystko entuzjastycznie poparła „koalicja 13 grudnia” chociaż nie przewidziano żadnych „europejskich” pieniędzy dla polskiej zbrojeniówki, a Wojsko Polskie może pójść pod rozkazy niemieckich generałów.
Pamiętamy jaką awanturę wywołał prezydent Ukrainy, gdy pojechał na spotkanie z Trumpem i okazało się że nie chce podpisać umowy dotyczącej złóż metali ziem rzadkich. Tajemnica dziwnego zachowania Zełeńskiego była taka, że wcześniej on obiecał eksploatację tych złóż „Europejczykom”, tj. Niemcom. Berlin podniecał Kijów do stawiania kolejnych żądań Trumpowi, aby ten zdenerwował się, zerwał współprace z Ukrainą i… umowa nie zostałaby podpisana!
Żeleński, który znalazł się na banderowskim szlaku kolaborowania z Niemcami dał się podpuścić. Uwierzył, że UE, czyli Niemcy dadzą takie wsparcie Ukrainie, że USA nie będą potrzebne. Zagniewany wrócił do Kijowa, a Trump wstrzymał pomoc. I okazało się, że berlińscy europejczycy niczego, poza poklepywaniem Ukraińców po plecach, dostarczyć nie mogą. Trzeba było przeprosić się z Trumpem.
Podpisanie umowa Ukraina-USA spowodowało wybuch wściekłości na Kremlu. Były rosyjski prezydent i premier, obecnie wiceprzew. Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew stwierdził, że Trumpowi "w końcu udało się zmusić" Kijów "do płacenia za amerykańską pomoc minerałami". Użalał się przy tym na losem Ukrainy: "Teraz dostawy sprzętu wojskowego trzeba będzie opłacić z majątku narodowego ginącego kraju".
Okazało się, że ci opowiadający jak najgorzej o Trumpie agencie Putina są po prostu rzadkimi durniami!
Inne tematy w dziale Polityka