Rozpoczęły się wakacje, nad polskie morze ruszają tysiące turystów, aby w spokoju nad nim odpocząć a także zostawić swoje ciężko zarobione pieniądze. Niestety nie tylko wśród turystów nasze wybrzeże w tym sezonie zaczęło budzić większe zainteresowanie. Półwysep helski, a szczególnie urzędujące na nim kempingi znalazły się pod lupą kilku urzędów, a także „Dziennika Bałtyckiego” w osobie redaktora Łukasza Kłosa, które rozpoczęły na nimi szeroko zakrojoną kampanię.
Od razu zaznaczę w tym miejscu, że w tej sprawie jestem osobą zupełnie nieobiektywną. Od 2003 roku spędzam na Helu każde wakacje początkowo jako turysta. W dalszej części tego tekstu będę bronił miejsc pracy, które daje na Helu branża turystyczna a jedno z tych miejsc daje mi. Pomimo mojej nieobiektywności, a może właśnie dzięki niej, zabiorę głos w tej sprawie.
W pierwszej kolejności chciałbym odnieść się do zarzutów redaktora Kłosa do zarządzających kempingami, że nasypują oni brzeg morski, powiększając tym samym tereny swoich kempingów. Ponadto tereny, które zajmują swoją ekspansją tereny zatoki puckiej, które nie należą się im, a Skarbowi Państwa, więc nie mająco nich prawa. Nie mówiąc już o katastrofie ekologicznej, którą te działania czynią. Dziwi się także opieszałości Urzędu Morskiego, który przecież powinien chronić morskie brzegi w rozwiązaniu tej sprawy. Mnie natomiast ta opieszałość w ogóle nie dziwi, gdyż w gruncie rzeczy sektor prywatny (że się tak wyrażę) odwala za swoje pieniądze kawał dobrej roboty, który w innym stanie przypadłby właśnie UM w Gdyni. Jak to możliwe?
To co robią właściciele kempingów nasypując ziemię na swoje plaże w ten sposób je powiększając w literaturze fachowej nazywa się refulacją. Jest to bardzo popularna metoda ochrony brzegów morskich przed podmyciem i zalaniem zaplecza. UM w Gdyni od ponad 20 lat robi to samo po drugiej stronie półwyspu, od strony otwartego morza, pilnując by mierzeja nie została przerwana. Technika ta jest stosowana na całym świecie - około połowa powierzchni stolicy Malediwów Male jest zbudowana na takiej powierzchni. Niestety w pierwszej fazie ochrony półwyspu przed przerwaniem zupełnie zaniedbano „zatokowy” brzeg półwyspu, czego efektem była chociażby powódź w Chałupach w 1992 roku, kiedy to wody Zatoki Puckiej po prostu wdarły się na ulice.
Zbudowano potem umocnienia. A jakże! Piękny betonowy wał przeciwpowodziowy i kamienny narzut. Śliczny, ekologiczny sposób na ochronę brzegu morskiego. A problem z utrzymaniem ciągłości mierzei będzie narastał bo podnosi się poziom mórz. Gdyby redaktor Kłos się pofatygował i zajrzał do literatury fachowej (Dubrawski R., E. Zawadzka- Kahlau (2006): Przyszłość ochrony brzegów morskich Polsce. Prace Instytutu Morskiego. Wydawnictwa IM) zobaczyłby, że Urząd Morski ma swój sposób na ochronę odcinka brzegu morskiego między Władysławowem, a Chałupami. Tym sposobem jest niezbyt ładna, bardzo nie ekologiczna i potwornie droga opaska betonowa. Taka sama jak na odcinku między Chałupami, a Kuźnicą, albo Małym Morzem i Kaprem. Czyż nie lepiej jeśli ten fragment brzegu będzie chroniony o wiele bardziej ekologiczną metodą refulacji i to jeszcze za prywatne pieniądze?
Kolejną rzeczą jaką redaktor Kłos nie może przeboleć jest zanik szuwarów z brzegu campingu. Cóż… nie widzę także żadnych szuwarów na terenach chronionych betonową opaską. Poza tym jako turysta wcale za nimi nie płaczę. Przeciwnie - odkąd ich nie ma zejście do wody stało się o wiele prostsze, a wypoczynek na półwyspie bardziej przypomina ten morski i plażowy niż jeziorny co mi, jako turyście, który wypoczywa nad morzem a nie nad jeziorami jakoś dziwnie odpowiada. No ale ja może jakiś dziwny jestem. Poza tym moje preferencje nie są tak ważne jak wyższy ekologiczny imperatyw.
Półwysep Helski to nie od dziś obszar zmagań pomiędzy ekologami, a turystami. Słyszałem już o projektach, które miałyby zabronić poruszania się po wodach Zatoki Puckiej łodzi motorowych (co w zasadzie nawet nie tylko jestem w stanie zrozumieć, ale także poprzeć), a co gorsza słyszałem o projekty zakazujące uprawiania na tych wodach sportów wodnych i ogólnego ograniczenia ruchu turystycznego na półwyspie. To byłoby zabójstwo dla branży turystycznej, która daje sezonowe zatrudnienie na półwyspie setkom i tysiącom osób (także mi), nie tylko miejscowym, ale też młodzieży z całej Polski, która potrzebuje tej pracy. Ponadto atrakcyjność półwyspu jest na tyle duża, że wabi ona turystów także zza granicy, głównie Niemców. Jak gospodarka w tym kraju ma się rozwijać dobrze skoro państwu już nie starcza podcinanie skrzydeł pojedynczym przedsiębiorcą, ale już zaczyna się brać za całe branże, że się tak wyrażę hurtowo. Oczywiście zaraz podniosą się głosy, że bez odpowiedniej ochrony środowiska naturalnego atrakcyjność turystyczna półwyspu ucierpi. Oczywiście, zgadzam się z tym, ale jak już mówiłem, nie uważam aby wycięcie szuwarów na terenie kempingów negatywnie na tą atrakcyjność wpłynęło. Wręcz przeciwnie.
Kocham półwysep. Kocham jego przyrodę i wspaniały akwen Zatoki Puckiej, który daje niespotykane w skali europy warunki do uprawiania i nauki licznych sportów wodnych. Kocham też kempingi, bez których to miejsce wyglądałoby zupełnie inaczej. Dlatego mam nadzieję, że konflikt zostanie rozwiązany a kempingi nie znikną z pejzażu półwyspu, co odbyłoby się ze szkodą dla wszystkich.
Artykuły redaktora Łukasza Kłosa z „Dziennika Bałtyckiego”
http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/609089,polwysep-helski-wlasciciele-kempingow-straca-umowy-na,2,id,t,sa.html
http://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/607361,polwysep-helski-rozpoczela-sie-bitwa-o-plaze-czy,2,8,id,t,sm,sg.html#galeria-material
Absolwent SGH i Uniwersytetu Marmara w Stambule. Zainteresowany ekonomią i sprawami międzynarodowymi, szczególnie Bliskim Wschodem. Treść notek nie odzwierciedla poglądów i opinii redakcji -- żadnej redakcji.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka